poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 4 „Jed­nych poz­na­nie pcha do ak­cji, dru­gich – do rezygnacji" + Liebster Award


        Adrenalina. Prawie zapomniał, jakie to uczucie, gdy serce bije jak szalone, a podekscytowanie oraz strach rosną z każdą chwilą. Od czasów pamiętnej wojny rzadko cokolwiek sprawiało, by czuł to dziwne uczucie. A jednak niespełna pięć lat później, stojąc przed fabryką należącą do „Eliksirów na każdą rękę”, miał wrażenie, że znowu jest nastolatkiem, który musi podjąć tak bardzo ważne dla niego decyzje.
A wszystko za sprawą tej cholernej wariatki Granger, która w zaledwie kilka dni zdołała wywrócić całe jego dotychczasowe życie do góry nogami. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że przesadza. Za utratę pracy mógł co najwyżej winić Weasleya, który bądź co bądź go sprowokował. Niemniej jednak rudzielec trzymał się z byłą Gryfonką, a to automatycznie dawało jej status współwinnej. W dodatku fakt, że zaciągnęła go do Sheffield, by włamać się do fabryki jego firmy, mówił sam za siebie.
    Wiedział, że dziewczyna zawsze była skłonna do łamania regulaminu, ale nigdy nie spodziewał się, że będzie uczestniczył w jednej z jej nietypowych wycieczek. Owszem, często wraz z innymi Ślizgonami łamali zasady obowiązujące w Hogwarcie, lecz nigdy nie ryzykowałby swojej  w miarę oczyszczonej  reputacji dla szlamy. W końcu przez tyle lat darzył ją głęboką nienawiścią spowodowaną faktem, iż dziewczyna była po prostu o wiele lepsza od niego. Mimo brudnej krwi udało jej się osiągnąć więcej niż jemu. Przyjaźń z Potterem sprawiała, że jego negatywne odczucia do Granger pogłębiały się z roku na rok. Dopiero widząc jej łzy oraz słysząc błagania o pomoc w Malfoy Manor, zrozumiał, że Granger nie była niczemu winna. Mimo to cząstka negatywnych emocji ciągle tkwiła w jego sercu, gotowa w każdej chwili wybuchnąć niczym wulkan. W tym momencie naprawdę dziękował Merlinowi za swoją cierpliwość do tej kobiety.
        Niepewnie rozejrzał się po opuszczonej ulicy. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, by jakiś nieproszony mugol czy też czarodziej kręcił się wokół. Miejsce wydawało się być zupełnie spokojne, a wielki budynek pusty. Westchnął głęboko, wyciągając powoli swoją różdżkę. 
Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego właściwie podjął się tego zadania. Myślał, że szczeniackie lata ma już za sobą. Dodatkowa rozrywka była mu w ogóle niepotrzebna. To praca stała się dla niego największym priorytetem.
       Teraz jednak czuł przypływ frustracji. Poświęcił wszystko dla tej cholernej firmy. Rozum kazał mu myśleć racjonalnie, za to serce wyrywało się do kolejnej przygody.
      — Naprawdę nie mam pojęcia, czemu mnie tu zaciągnęłaś, Granger — powiedział w końcu. 
Gryfonka wpatrywała się w drzwi wejściowe wielkiego budynku. U jej boku, nieruchomo niczym posąg, stał Smok. Szczeniak, o dziwo, nie wydawał z siebie żadnego odgłosu i ze spokojem obserwował poczynania swojej pani.
        — Jesteś mi coś winien — mruknęła cicho, wyciągając przy tym różdżkę. Prychnął głośno.
        — Nie będę się narażał dla jakiejś wariatki! — Był zszokowany faktem, że w końcu udało mu sie wypowiedzieć te słowa na głos. Owszem, nie lubił Granger, ale starał się zachować swoje odzywki dla siebie. Nie chciał sprowokować sytuacji, po której kobieta sprzedałaby wszystkie informacje Prorokowi Codziennemu. Jednak jego impulsywność wygrała. Mimo to nie żałował. Miał dość zachowania Granger, które jego zdaniem nie miało żadnego sensu.
    Brunetka westchnęła głośno, słysząc jego wypowiedź. Widział irytację wypisaną na jej twarzy. Był pewny, że kobieta zaraz straci kontrolę nad sobą i stanie się tą samą pyskatą Gryfonką.
— Odezwał się Pan Śmierciożerca — warknęła. 
    W pewnym stopniu ucieszył się z jej odpowiedzi. Wszystko wydawało się być teraz w jak najlepszym porządku. Przez chwilę mógł nawet wyczuć skrywaną nienawiść w głosie dziewczyny, co dało mu poczucie normalności. Odetchnął z ulgą, uśmiechając się przy tym ironicznie.
           — Panna Granger nie straciła jednak swoich pazurków — odparł, zbliżając się do budynku. W jednej chwili zdecydował się zaryzykować. — A więc, panno Ja-Wiem-Wszystko, jaki masz plan?
_____________________________________________________

      Dostanie się do środka nie okazało się być tak trudne, jak przypuszczał. Kilka prostych zaklęć wystarczyło, by bez problemu dostali się do głównego holu, który nawet po zmroku świecił na złoto. Znał to miejsce aż za dobrze. Jako wicedyrektor tak znaczącej firmy musiał sprawdzać wydajność oraz postępy swoich pracowników. Oczywiście zazwyczaj kończyło się to kilkoma zwolnieniami, których nie był w stanie sobie odmówić, lecz zdążył się już do tego przyzwyczaić. Ich produkty były znane na całym magicznym świecie. Nie mógł pozwolić, by przez kilku niekompetentnych idiotów cała ich reputacja legła w gruzach. Ponadto był dumny z postępów, jakie uczynili. Ich produkty plasowały się na najwyższej półce tylko ze względu na jego zaciętość. Przekonał swojego szefa, by sprowadzał materiały prosto od najlepszych czarodziejów. Owszem, ceny były znacznie wyższe, lecz zadbał o to, by mogli pozwolić sobie na taki uszczerbek w ich — i tak ogromnym — funduszu.  Po matce odziedziczył perfekcjonizm, więc wszystko musiało iść po jego myśli.
      Dlatego też nie rozumiał przekonania Granger, iż coś złego lub nielegalnego mogło mieć tutaj miejsce. Co jak co, ale sprawdzał swoich ludzi i dbał o dobre miano „Eliksirów na każdą rękę". Teraz jednak zaczął powoli wątpić w swoje przekonanie. Złość oraz gorycz krążąca w jego żyłach sprawiały, że miał ochotę zniszczyć to miejsce i zrujnować jego reputację do reszty. Uśmiechnął się do siebie, po czym rozejrzał po całym pomieszczeniu.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że wyglądało ono dość specyficznie. Drogie obrazy, porcelanowe rzeźby największych mistrzów eliksirów oraz wielka złota fontanna zdawały się w ogóle nie pasować do tego miejsca, które bardziej przypominało Ministerstwo Magii. Niemalże z niechęcią spojrzał na swój portret wiszący tuż nad recepcją. Jego podobizna siedziała za biurkiem, dyskutując zawzięcie ze swoim byłym już szefem — Albertem Genwayem. Obaj zdawali się w ogóle nie zwracać uwagi na osoby znajdujące się w zamkniętej fabryce. Draco zjechał wzrokiem odrobinę niżej, by przeczytać napis, który widniał tuż pod obrazem.
— „Do wymiany” — prychnął głośno. Nie tak wyobrażał sobie swoją wielką karierę.
         — Jak widać, nie jesteś niezastąpiony — wtrąciła Granger, która nie wiadomo kiedy stanęła u jego boku. Mimo jej ostrych słów wyczuł w nich pewien rodzaj współczucia. — Przykro mi — szepnęła po chwili, kładąc jedną rękę na jego ramieniu. 
Zaśmiał się ironicznie na ten gest. Złość zdawała się zagłuszać wszystkie inne uczucia.
         — Gówno mi po twoim współczuciu, Granger — odparł, po czym błyskawicznie strzepnął jej dłoń. Nie mógł pozwolić sobie na jakąkolwiek chwilę słabości. Poza tym zachowanie czarownicy naprawdę doprowadzało go do szału. Trudno mu było obyć się z jej nową, a jednocześnie starą wersją. Ta mieszanka wcale nie przypadła mu do gustu, tak samo jak sama Gryfonka. Przeklął siarczyście pod nosem, próbując ponownie skoncentrować się na celu ich włamania.
      — Dział Eksperymentów, trzecie drzwi na lewo — mruknął, by przerwać niezręczną ciszę, która między nimi zapadła.
       Kobieta kiwnęła leniwie głową, nie komentując jego zachowania. Mimo to wyczuł zwiększający się między nimi dystans. Miał ochotę roześmiać się ze swoich myśli. Jeszcze kilka dni temu jego największym problemem były zwolnienia oraz odmowy kilku klientów. Teraz sytuacja wydawała się odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni. Wywrócił wymownie oczami. Oddałby wiele, byleby tylko wrócić do swojego starego życia. Ale czy na pewno? Przecież wszystko, co miał, opierało się na wiecznych kłamstwach.
        Odganiając od siebie natarczywe myśli, ruszył ostrożnym krokiem w kierunku głównego korytarza. Doskonale zdawał sobie sprawę z panujących tutaj zasad ochrony, więc miał pewność, że jeszcze nie raz zderzą się z niemiłą niespodzianką. Osobiście zabezpieczał to miejsce, lecz był przekonany, iż Genway przygotował dla nieproszonych gości kilka dodatkowych zasadzek.
        Pozwolił sobie iść przodem, by w razie nieprzyjemnej sytuacji móc stosownie zapobiec niepotrzebnym kłopotom. Oczywiście wiedział, że Granger nie była głupia. Wręcz przeciwnie, na razie zachowywała więcej ostrożności niż sam Merlin. Mimo to nie ufał jej. Ledwo co uwierzył w jej gadanie o wykorzystywaniu magicznych zwierząt przy tworzeniu czarnomagicznych eliksirów. Potem jednak zaczął wątpić w swoje przekonania. 
      Nieraz słyszał plotki o Albercie, który swojego czasu słynął jako sługa Sami—Wiecie—Kogo, ale po wojnie oczyszczono go ze wszystkich zarzutów. Mężczyzna cały ten czas spędził w Bułgarii. To ostatecznie zadecydowało o jego niewinności. Sam Draco był również przekonany, iż jego były szef nie miał nic wspólnego z Czarnym Panem. Pełniąc obowiązki śmierciożercy, ani razu nie spotkał się z Albertem. Mimo to miał wrażenie, że facet po prostu ma nierówno pod sufitem, dlatego zdecydował się przekonać, czy jego przeczucie okaże się trafne.
         — Stój! — szepnęła Granger, gwałtownie wyrywając go z zadumy. 
Popatrzył na nią zdziwiony, lecz bez żadnej dyskusji postanowił posłuchać swojego byłego wroga. W końcu nie tylko ona narażała swoje życie. Gdyby ich przyłapali, wróciłby do Azkabanu. Wystarczyło jedno małe przewinienie, a Wizengamot nie miałby dla niego litości. Dopiero po chwili usłyszał kroki dobiegające z korytarza.
      — Cholera — przeklął cicho pod nosem. Niewiele myśląc, wyciągnął szybko różdżkę, po czym odwrócił się w stronę Granger.
         — I co teraz, panno Ja-Wiem-Wszystko? — spytał retorycznie, czując, jak serce podchodzi mu do gardła z nadmiaru adrenaliny. 
Kobieta wywróciła wymownie oczami, a następnie zanurzyła rękę w kieszeni swojego płaszcza. Kilka sekund później trzymała w ręku materiał, który rozpoznałby wszędzie na świecie.
       — Od zawsze wiedziałem, że ty, Wieprzlej i Potter używacie peleryny-niewidki — powiedział, gdy Granger leniwie zarzuciła szatę na siebie i Smoka.
      — Używaliśmy jej tylko wtedy, gdy była taka konieczność — szepnęła zarozumiałym tonem. 
      Nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia, słysząc te słowa. Oczywiście, Wielka Trójca zawsze poświęcała się dla „większego dobra”. Postanowił jednak nie komentować tej wypowiedzi. Zamiast tego wziął głęboki oddech, po czym ruszył przed siebie. Jego różdżka w lewej dłoni zdawała się niemiłosiernie ciążyć. A co, jeśli jakikolwiek ochroniarz dowiedział się już o jego natychmiastowym zwolnieniu? Ich plan był bezsensowny i po prostu niedopracowany. Nie mógł pozwolić sobie na tak duże ryzyko.
„A masz coś do stracenia?” — nieproszony głosik znów odezwałsię w jego głowie, dając do myślenia. Stracił wszystko, na czym mu zależało. Teraz przyszedł czas, by dać ponieść się emocjom.
       Starał się zachować dość spokojny krok, zbliżając się ku nieznanej postaci, która zdawała się wyjść mu naprzeciw lada moment. Nie pomylił się zbytnio. Nie minęła nawet sekunda, gdy ponownie usłyszał stukanie butów oraz strzępek przekleństw padających z ust niechcianego gościa. Malfoy skręcił gwałtownie w pierwszy korytarz w lewo, chowając się za ścianą. Jego serce zdawało się zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej od nadmiaru emocji. Już prawie zapomniał, jak to jest czuć taką dziwną mieszankę ekscytacji oraz paniki. Po raz kolejny nabrał głęboko powietrza, wytężając swój słuch.
          — Mówiłem ci, Dołohow, że musimy być bardziej ostrożni. — Od razu rozpoznał arogancki, niski głos Rookwooda. Dreszcze przeszły go po całym ciele, a myśli zdawały się przelatywać mu przez głowę szybciej, niż by się spodziewał. 
        Jakim prawem byli śmierciożercy znajdowali się w JEGO firmie? Miał ochotę wyjść im naprzeciw i rzucać zaklęciami na oślep.Tyle lat zajęło mu odcięcie się od wszystkich zwolenników Czarnego Pana. Zdradził masę imion, byleby tylko nie wylądować w Azkabanie. Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek w jakiś sposób połączył go z poplecznikami Voldemorta. W dodatku dzielił niezbyt przyjemne wspomnienia z tą dwójką. Nieproszone sceny sprzed kilku lat zaczęły napływać mu do głowy. Tortury na niewinnych mugolach, krzyki jego własnej matki oraz zimny śmiech Lorda Voldemorta... Wszystko ponownie zdawało się być niesamowicie realne.
          — Odpręż się, Rookwood, nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi. — Antonin prychnął w odpowiedzi. — Lepiej mi powiedz, gdzie to cholerne spotkanie — dodał po chwili.
         — Gabinet Alberta, pokój trzysta siedemdziesiąt — odpowiedział były śmierciożerca. Draco zacisnął mocno pięści, przeklinając w myślach. Ich kryjówka wydawała się teraz najbardziej niekorzystnym miejscem, w jakim mogli się znaleźć.
        — Niech to szlag — mruknął, po czym cofnął się jeden krok. Na jego nieszczęście całkowicie zapomniał o obecności Granger oraz Smoka. Dopiero po chwili zorientował się, że stanął na ogonie psiaka, który zawył z bólu, przyciągając uwagę wszystkich zgromadzonych. Naprawdę nie wierzył w swoje nieszczęście.
      — Cholera jasna, a mówiłem, żeby lepiej uważać! — warknął Rookwood, a następnie ruszył żwawym krokiem w ich kierunku. Serce Dracona ponownie wywinęło fikołka w klatce piersiowej. Mimo paniki ogarniającej jego ciało doskonale wiedział, co musiał zrobić.
      — Mam nadzieję, że umiesz się pojedynkować, Granger — szepnął do swojej towarzyszki, która w następnym momencie zdjęła z siebie pelerynę-niewidkę. Kąciki jej ust lekko unosiły się ku górze, lecz bez problemu mógł rozpoznać w jej oczach przypływający nadmiar paniki. Mimo to wydawała się być zupełnie skoncentrowana.
      — Żebyś się nie zdziwił, Malfoy — odparła, przygryzając lekko dolną wargę. Jej bojowa mina oraz zaciętość sprawiały, że miał ochotę parsknąć śmiechem, mimo iż sytuacja wydawała się naprawdę poważna. Zamiast tego uniósł różdżkę do góry, a następnie wyskoczył żwawo ze swojej kryjówki i wymierzając celnie w Rookwooda, rzucił Drętwotę. Mężczyzna jęknął z bólu zaskoczony tak nagłym atakiem. Draco spojrzał przelotnie na Granger, która w międzyczasie zajęła się Dołohowem. Z jego nosa ciekła fontanna krwi, a oko wydawało się być odrobinę spuchnięte. Mimo obrażeń obydwoje trzymali się jeszcze na nogach.
      — No proszę, Malfoy, a jednak naprawdę jesteś zdrajcą — prychnął Antonin, spluwając na podłogę. Draco wywrócił oczami, słysząc te słowa. Nie raz nie dwa słyszał, jak zwolennicy Czarnego Pana używali wobec niego tego określenia. To prawda, wydał masę ludzi, tylko po to by zapewnić sobie wolność, ale to jeszcze nie czyniło go złym człowiekiem. Może był egoistą, lecz wolał dbać o siebie niż o bandę starych śmierciożerców.
       — Wojna się skończyła, Dołohow — odparł, dalej trzymając różdżkę w górze. Nie mógł pozwolić, by przeciwnik choćby na chwilę pomyślał o przejęciu kontroli.
         — Może dla ciebie — wtrącił swoje trzy grosze Rookwood, który zdążył się już pozbierać po nagłym ataku. — Twój ojciec nie będzie zadowolony na wieść o tym, że zadajesz się z brudną szlamą. — Mówiąc to, spojrzał wyzywająco na Granger. — Crucio! — krzyknął, zanim którekolwiek z nich zdążyło zareagować. Na szczęście, kobieta szybko odparła zaklęcie Augustusa. 
Draconowi nie trzeba było nic więcej. W następnej chwili rzucił się w wir walki. Agresja wręcz tętniła w jego żyłach, sprawiając, że miał ochotę zabić byłych sługusów Voldemorta gołymi rękami. Jednak zamiast tego toczył pojedynek z samym Dołohowem, który uśmiechał się od ucha do ucha, widząc zaparcie Malfoya.
    — Rictusempra! — Kolejne zaklęcie padło z jego ust. Draco odskoczył w bok, prychając cicho.
           — Tylko na tyle cię stać? — spytał, prowokując swojego wroga.
„Sectumsempra” — pomyślał. Chwilę później czerwona błyskawica ugodziła jego przeciwnika prosto w prawą pierś. Antonin ryknął z bólu, padając na podłogę. Malfoy odetchnął głęboko, po czym podszedł do leżącego na ziemi przeciwnika. Jego ręce drżały od nadmiaru emocji oraz złości. Chęć mordu na tym parszywym gnojku sprawiała, iż ledwo co nad sobą panował.
        — Teraz wiesz, jak czuła się moja matka – prychnął, nachylając się nad swoim wrogiem. Nie mógł powstrzymać agresji, która tętniła w jego żyłach. Musiał w końcu dać upust wszystkim emocjom, a zwłaszcza urazom tkwiącym w nim od kilkunastu lat. Fakt, że śmierciożercy tak doszczętnie zniszczyli stan psychiczny jego matki, wcale nie ułatwiał mu zachowania spokoju. Chciał, by Antonin poczuł to samo, co Narcyza —  strach, ból oraz zdanie na jego łaskę. Patrząc na leżącego na ziemi śmierciożercę, odczuwał dużą dawkę zadowolenia. Przerażenie w oczach mężczyzny, sprawiało, iż miał ochotę dłużej grać na jego nerwach. Zemsta okazała się być o wiele bardziej słodka, niż się spodziewał.
        Mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może używać żadnych Zaklęć Niewybaczalnych, ledwo co udało mu się powstrzymać słowa, które aż same cisnęły mu się na język.
„Wystarczy jedno zaklęcie, Draco” — nieproszony głosik w jego głowie ponownie dawał o sobie znać. Przymrużył lekko oczy, prowadząc wewnętrzną bitwę. Czy naprawdę był zdolny do rzucenia Avady? Oczywiście, że tak. Jako sługa Voldemorta zabijał nieraz. Musiał nauczyć się być zimnym śmierciożercą, który nie miał żadnych zahamowań. Ale czy teraz, kilka lat później, naprawdę chciał do tego wrócić?
Od podjęcia decyzji powstrzymał go głośny krzyk Granger. Zdezorientowany spojrzał w jej kierunku. Kobieta zacięcie walczyła z Rookwoodem, który z szelmowskim uśmiechem na twarzy rzucał po raz kolejny zaklęcie Cruciatus. Widząc to zajście, Draco miał ochotę skoczyć między nich i zakończyć tę niesprawiedliwą walkę. Zanim jednak zdążył zareagować, Smok rzucił się na pomoc swojej pani i zanurzył kły w nodze byłego sługi, który zawył z bólu.
         Przez ten jeden moment nieuwagi Dołohow zdążył podnieść się na nogi oraz zaatakować Malfoya gołymi pięściami. Czując rozchodzący się ból po jego brzuchu, chłopak opuścił bezwładnie różdżkę, która wydobyła z siebie kilka bojowych iskierek. To wystarczyło, by długa szata Antonina stanęła w płomieniach, co niemal automatycznie uruchomiło alarm przeciwpożarowy. Zanim się obejrzał, był przemoczony do suchej nitki 
   — W nogi, Granger! — zawołał, zanim którykolwiek ze śmierciożerców zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje.
        Jednym ruchem podniósł swoją różdżkę z podłogi, a następnie, sięgnąwszy po dłoń byłej Gryfonki, ruszył pędem w stronę wyjścia. Strumienie wody spływające po jego twarzy oraz dwoje śmierciożerców na ogonie wcale nie ułatwiały mu tego zadania. Raz po raz rzucał za siebie zaklęcie, by spowolnić swoich wrogów, którzy nie dawali za wygraną. Dopiero, gdy dobiegli do głównego holu, poczuł się odrobinę pewniej.
       — Bombarda Maxima! — krzyknął w tym samym momencie co Granger, celując w wielką fontannę, ktora roztrzaskała się na małe kawałeczki. Uśmiechnął się przelotnie do kobiety. Jej policzki były czerwone od wysiłku, a w oczach czaiły się iskierki ekscytacji. Mimo iż cała przemokła, dalej wyglądała dość uroczo. 
Odgonił od siebie tę dziwną myśl. Musieli szybko udać się w kierunku drzwi wyjściowych. Alarm przeciwpożarowy oraz antywłamaniowy dudnił mu w uszach, a serce zdawało się wręcz wyrywać z klatki piersiowej. 
         Odetchnął z ulgą, gdy w końcu wylądowali na świeżym powietrzu. Nie miał jednak czasu, by cieszyć się z dawki tlenu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że banda ochroniarzy mogła pojawić się tutaj w każdej chwili. Rozejrzał się bacznie po ulicy, szukając swojego auta. Musieli uciec z tego miejsca bez pomocy deportacji. Wzorując się na czarach otaczających Hogwart, osobiście zabronił używać tego rodzaju transportu na terenie fabryki. Poza tym nie chciał stracić kolejnego auta. Co jak co, ale tego by nie przeżył. 
         Nie zwlekając ani chwili dłużej, ponownie chwycił Granger za rękę i pociągnął w stronę swojego pojazdu, przy którym stał już Smok. Nie minęła nawet chwila, a już znajdowali się w środku, odjeżdżając z głośnym piskiem opon.
_______________________________________________


Od autorki :

No to rozdział czwarty za nami :) Mam nadzieję, że akcja wam się spodobała i liczę na wasze szczere komentarze. Blogspot mnie chyba jednak nie kocha i raz co raz robi psikusy z interlinią, ale cały czas z tym walczę. A teraz serdecznie dziękuję za dwie nominacje do Liebster Award! Jest mi bardzo miło, że ktoś tak bardzo docenia moją pracę. Z miłą chęcią zapraszam wszystkich czytelników na bloga Veronici i Ivy  :) Musicie mi jednak wybaczyć, bo nie jestem w stanie nikogo nominować. Mam za duże zaległośći :) Serdecznie pozdrawiam :) 

A teraz wasze pytania 

1. Jaki zapach kojarzy ci się z domem? 

O jeny, naprawdę nie mam pojęcia. Serio nie jestem aż taka sentymentalna :D

2. Po czym rozpoznajesz, czy film jest dobry?

Po akcji i czy umie doprowadzić mnie do momentu, w którym naprawdę chce wiedzieć, co będzie dalej. Jestem naprawdę bardzo ciekawska :D 

3. Jakiej piosenki mogłabyś słuchać non stop, czy to pod prysznicem, czy do spania?

Guns n' Roses - Civil War 

4. Opisz dom swoich marzeń.

Małe mieszkanko w Nowym Yorku w jakimś wieżowcu z widokiem na Central Park. Więcej wymagań nie mam :)

5.  Gdzie bezwarunkowo musisz kiedyś pojechać?

Moim następnym celem jest Los Angeles :) 

6. Jaka jest Twoja ulubiona pora roku? Dlaczego?

Jestem zapaloną snowboardzistką, więc zdecydowanie zima! 

7.  Masz jakieś dziwactwa?

Może fakt, że nigdy wcześniej nie oglądałam Star Wars  :D 

8. Wygrywasz ,,szóstkę” w Lotto i...?

Wynajduję machinę czasu i cofam się do lat osiemdziesiątych :D 

9. Jakiego koloru jest Twoje życie? (Nie kieruj się swoim ulubionym)

Kolorowe. Czasami jest dobrze, czasami źle. Ale nigdy nie mogę narzekać na nudę, wiecznie podróżuję, przeżywam nowe przygody, więc zdecydowanie moje życie jest niesamowicie kolorowe :D 

10.Jak zmienił/zmienia Cię ,,Harry Potter”?

Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ wychowałam się z Harrym Potterem. Nie wiem, jaka byłabym bez niego, bo miał niesamowicie duży wpływ na to, jak się rozwinęłam. Kończąc siódmą część, miałam wrażenie, jakbym dorosła razem z nimi i była gotowa na wszystkie wyzwania, czekające mnie w życiu. 

1. Twoje ulubione filmy 
Zostań jeśli kochasz " - fenomenalny film 
„Insidious - bo kocham horrory 
„This is the end"

2. Jedno pytanie, które chciałabyś zadać Harry'emu Potter'owi 

Czemu akurat zakochałeś się w Ginny do jasnej cholery! 

3. Jak wg ciebie powinien się zakończyć Harry Potter

Powiem, tak może większość mnie za to zabiję, ale lubię aktualne zakończenie. No może poza faktem, że w ostatniej scenie nasi bohaterowie są „starzy". Mimo iż uwielbiam Dramione, rozumiem panią Rowling i respektuję jej decyzje o takim a nie innym finale. 

4. Potrawa, której nie znosisz?

Szparagi w sosie holenderskim. I rodzynki. OHYDA

5. Twoja ksywka ze szkoły ?

Chichot

6. Ulubione miejsce na ziemi 

Moje łóżko :)

7. Dlaczego założyłaś bloga o Dramione?

Moja przygoda z blogowaniem w ogóle zaczęła się od pisania opowiadań o zupełnie innej tematyce. Naprawdę, jestem ciekawa, czy któraś z was by zgadła, o czym wcześniej pisałam. Później przeczytałam bloga Angusy i pomyślałam, że z ogromną chęcią stworzyłam coś swojego właśnie o tej parze. Dlaczego? Bo lubię pisać coś, co jest niesamowicie pokręcone, a akurat tą historię planowałam od 2 lat. 

8. Ulubiona część Harry'ego i dlaczego akurat ta? 

Trzecia - ze względu na Syriusza.
Piąta - bo opisy są w niej wręcz fenomenalne. 

9. Co Cię najbardziej irytuje?

Odległość. 

10. Wymień swoje jedno, maleńkie marzenie.


Marzy mi się koncert Guns n' Roses w latach osiemdziesiątych. Umarłabym ze szczęścia.