sobota, 3 grudnia 2016

Rozdział 10 „Nauka życia"

Bycie biznesmenem nauczyło go wiele więcej, niż przypuszczał. Logiczne myślenie, zarządzanie, a przede wszystkim, choć na początku przychodziło mu to z trudem, zachowanie spokoju nawet w ekstremalnych sytuacjach — to wszystko zyskał dzięki pracy w tej, jak się okazało, dość okropnej firmie. Nauczył się panować nad swoimi emocjami, z czego był niesamowicie dumny.
Oczywiście czasami jednak nie wszystko szło po jego myśli. Wyładowywanie negatywnych emocji na Weasleyu było najlepszym przykładem na to, że nawet on nie dawał sobie rady z uczuciami, które miały nieprzyjemny wpływ na obecne wydarzenia.
Dzisiaj, mniej więcej tydzień po wydaleniu go z pracy, miał wrażenie, że ponownie traci kontrolę. Serce dwukrotnie przyspieszyło swoje bicie, a dłonie nieświadomie zacisnęły się w pięści. Ponadto widok szczęśliwej pary wcale nie polepszał jego samopoczucia. Był prawie pewny, że jeszcze chwila, a zrobi coś, czego będzie żałował.
— Witaj, Draco. — Dopiero głos Zabiniego przywrócił go do rzeczywistości.
Nie mógł powstrzymać ironicznego uśmiechu, który zagościł na jego twarzy. Blaise jak zawsze potrafił zachować dobre maniery. Niemniej jednak Draco zauważył jego zaciśniętą dłoń na ramieniu Astorii oraz czujne oczy, które obserwowały każdy jego ruch. Miał ochotę zaśmiać mu się w twarz.
„Bój się, Zabini, bo masz czego” — pomyślał, doskonale zdając sobie sprawę, że jego były przyjaciel może bez problemu odczytać ten przekaz. W końcu znali się nie od dzisiaj.
— Astoria — tym razem zwrócił się do swojej byłej narzeczonej, posyłając jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów.
Kobieta jednak nawet nie przejęła się zbytnio jego obecnością. Skinęła tylko lekko głową i skierowała wzrok z powrotem na Zabiniego.
— Na nas chyba już pora — powiedziała w końcu szeptem.
Atmosfera zdawała się być coraz bardziej napięta. Miał ochotę wykrzyczeć im wszystko prosto w twarz, ile dla nich poświęcił oraz co tak naprawdę myślał o tej zakłamanej dwójce. Na końcu może jeszcze uraczyłby ich złośliwymi komentarzami i wspomniał coś na temat niezawodności i perfekcyjności Malfoyów, którzy nigdy nie potrzebowali zbędnych osób w ich otoczeniu. Biorąc pod uwagę grasującą w jego ciele wściekłość, zapewne doszłoby do tej sytuacji. Na języku miał już pierwszą obelgę, gdy niespodziewanie poczuł kobiecą dłoń na swoim ramieniu.
Nie wiedzieć czemu, od razu nabrał pewności siebie. Złość zdawała się nie przejmować kontroli nad jego ciałem, a rozsądek powoli dawał o sobie znać. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że nie przestał odczuwać palącej nienawiści. Co to, to nie! Był jednak mile zaskoczony, że jego towarzyszka próbowała dać mu potrzebne wsparcie.
— Blaise, Astoria, jakże miło was spotkać!
Naprawdę nie wiedział, czy mówiła to na poważnie. Jej uśmiech na twarzy nawet przez chwilę nie zdradzał jakichkolwiek negatywnych emocji. Powitanie Hermiony brzmiało szczerze, a co najważniejsze niesamowicie przyjaźnie. Przez pierwszą sekundę nie mógł wyjść z szoku. Ta sprytna Gryfonka naprawdę miała dobre serce, nawet dla takich przebrzydłych Ślizgonów jak Greengrass, Zabini czy on sam.
— Miona! — Blaise nie mógł powstrzymać swojej radości na widok brunetki. Na chwilę zapominając o napiętej atmosferze, puścił Astorię i krótko, lecz bardzo czule (co nie uszło uwadze Dracona) przytulił Granger. O dziwo, kobieta nie wyglądała, jakby miała coś przeciwko.
Rzadko kiedy udało się go zaskoczyć. Mógłby nawet przysiąc, że przed poznaniem Granger nikt nie był w stanie w jakikolwiek sposób sprawić mu niespodzianki. Teraz jednak miał wrażenie, jakby znajdował się w jakimś tanim, mugolskim filmie komediowym, w którym główny bohater sam nie ma pojęcia, co tak właściwie się dzieje.
Mimo to nie mógł odwrócić wzroku od Hermiony. Na jej twarzy rozkwitł radosny uśmiech, a oczy emanowały radością. A to wszystko za sprawą Zabiniego. Poczuł, jak nieznany mu do tej pory smok, znajdujący się tuż przy jego sercu, budzi się do życia i zionie ogniem na wszystkie strony. Miał ochotę udusić Blaise’a, choćby za sam fakt, że zbliżył się do Hermiony na taki dystans. Udusić, wykastrować, a następnie spalić żywcem — taki plan najbardziej przypadł mu do gustu.
Gdy w końcu radosna parka oderwała się od siebie, Granger zwróciła się w stronę Astorii i pogratulowała jej nowego związku. Draco myślał, że zaraz oszaleje, gdy jego była narzeczona uśmiechnęła się w stronę Gryfonki i przyjęła skromnie jej komplement. W dodatku był święcie przekonany, że każdy w tym momencie z niego po prostu kpi. Kiedy to się tak właściwie stało? Kiedy Zabini zdążył pogodzić się z tą kujonką, a Astoria zaczęła tolerować szlamy? Na Merlina, świat stanął na głowie!
Dopiero po wszystkich grzecznościach pozostali ponownie zdali sobie sprawę z obecności Dracona. Wszystkie spojrzenia powędrowały w jego stronę, a on zaśmiał się ironicznie, widząc to.
— Co was sprowadza w te mugolskie, niczym nie przypominające luksusu,
strony? — spytał, nie ukrywając sarkazmu. Doskonale znał wykwintny styl Astorii i wiedział, że nigdy nie dałaby się zaciągnąć w takie miejsce jak to bez dobrego powodu.
— Hermiona opowiadała mi kiedyś o tym miejscu. Podobno serwują tu najlepszą kawę w mieście — odpowiedział Zabini, kierując te słowa bardziej do Granger niż do swojego byłego przyjaciela.
Gryfonka zaśmiała się wesoło w ich stronę.
— Nie przesadzaj, Blaise, dobrze wiem, że jedyne, czego tak naprawdę pragniesz, to świeżo upieczone pączki — odparła, mrugając porozumiewawczo w stronę Astorii, która zachichotała cicho.
Draco ledwo co powstrzymał prychnięcie, obserwując tę jakże uroczą wymianę zdań.
— W takim razie może my pójdziemy coś zamówić, a panowie odbędą męską rozmowę — tym razem skierowała słowa ponownie do niego, posyłając mu długie, intensywne spojrzenie. Przez chwilę zapomniał o tym całym cyrku, w jakim się znajdowali. Brązowe tęczówki kobiety mówiły same za siebie, prosząc go łagodnie o zachowanie spokoju.
Westchnął leniwie, kiwając przy tym głową.
— Świetny pomysł, Granger. O niczym innym nie marzyłem — warknął, siląc się, by jego ton efektownie zdradzał, co tak naprawdę ma na myśli.
Kobieta jednak uśmiechnęła się w jego stronę, a następnie szybko ucałowała w policzek, co totalnie zbiło go z tropu. Smok w jego klatce piersiowej ryknął zadowolony, a on spojrzał zaskoczony na Hermionę, która tylko mrugnęła do niego porozumiewawczo. Na języku miał już przygotowaną odpowiedź na ten dziwny gest, lecz widząc zszokowaną minę Zabiniego, poczuł się zdecydowanie lepiej oraz pewniej.
Gdy tylko kobieta odsunęła się od niego i wraz z Astorią udała się w stronę kelnera, w końcu zmierzył się ze swoim byłym najlepszym przyjacielem.
Atmosfera ponownie stała się nie do zniesienia. Tym razem nie mógł powstrzymać palącej nienawiści, która powróciła do niego ze zdwojoną siłą. Resztką sił udało mu się zachować spokój i w miarę opanować emocje.
— Widzę, że fenomenalnie układacie sobie życie beze mnie. Nic tylko wam pogratulować — zaśmiał się sarkastycznie w stronę mulata.
— Może byś już w końcu odpuścił, co? — Ton Zabiniego mówił sam za siebie. Draco doskonale wyczuł żal w jego głosie. Nie zmieniało to jednak faktu, że ani przez chwilę nie miał wyrzutów sumienia. Prędzej Weasley stałby się bogaty, niż on przestałby być bezuczuciowym dupkiem. Chciał, by Blaise poczuł jego wściekłość i zdał sobie sprawę ze swoich błędów. W końcu zabrał mu jedyną rzecz, która była dla niego w pewnym stopniu ważna. Poza tym fakt, że mulat porzucił ich wieloletnią przyjaźń bez mrugnięcia oka, bolał bardziej, niż się spodziewał.
— Wątpię, by nastąpiła taka chwila — warknął w jego stronę, nieświadomie zaciskając dłoń na swojej różdżce, która była gotowa do ataku.
Zabini westchnął głęboko, spoglądając niepewnie w jego stronę. Z każdą chwilą Draco czuł coraz większą satysfakcję. Już prawie zapomniał, jak wspaniałe uczucie ogarniało całe jego ciało, gdy widział przerażenie w oczach swoich pracowników. Pod tym względem dalej był złym człowiekiem i wcale mu to nie przeszkadzało. W końcu lata służby u Czarnego Pana nie poszły na marne. Uwielbiał władzę — to właśnie czyniło go prawdziwym Ślizgonem.
— Mam nadzieję, że Hermiona z tobą wytrzyma, Smoku. — Mulat niespodziewanie uśmiechnął się w jego stronę, gdy tylko zauważył, z jakim szokiem blondyn przyjął te słowa. Draco dopiero teraz zauważył, że Zabini nie był w żadnym stopniu zdziwiony widokiem jego towarzyszki. Wręcz przeciwnie, zdawać by się mogło, że się tego spodziewał. Dało to blondynowi dużo do myślenia, zważając na ich czuły uścisk powitalny.
Nie miał jednak szansy zapytać Zabiniego o cokolwiek więcej, gdyż u jego boku jak na zawołanie pojawiła się Hermiona, niosąc ze sobą dwie kawy na wynos. Uśmiechnęła się ciepło w stronę mulata, a jemu posłała długie, pełne niepewności spojrzenie. Tuż za jej plecami szła Astoria.
Naprawdę prawie zapomniał, że ta kobieta była bardzo atrakcyjna, choć jego zdaniem za często zdawała się tylko i wyłącznie na luksusowy styl bycia. Byłby jednak cholernym kłamcą, gdyby powiedział, że czarownica jest złym człowiekiem. Podczas ich związku często mógł dostrzec dobre cechy brunetki, które tak starannie chciała ukryć przed światem, który wyrządził jej tyle zła. W dodatku ich ślub był niczym więcej niż bujną fantazją, biorąc pod uwagę jego pracoholizm. Rzadko przebywał w domu, a gdy zdarzało mu się mieć wolne, wolał spędzić ten dzień w ciszy i spokoju. Nie pamiętał, kiedy ostatnio zabrał kobietę na kolację czy też sprawił jej jakikolwiek prezent. Przez sekundę poczuł coś na kształt zrozumienia w kierunku byłej narzeczonej.    
Odganiając szybko od siebie te myśli, odkaszlnął głośno, po czym odparł teatralnym głosem:
— Dziękuję wam za tę wspaniałą i jakże miłą pogawędkę. Niestety czas już opuścić te skromne progi. — Uśmiechnął się zabójczo, posyłając Granger porozumiewawcze spojrzenie. Nie zniósłby obecności tej zakochanej, szurniętej parki ani chwili dłużej. Prędzej padłby tutaj trupem.  
Nawet nie czekając na odpowiedź, ruszył wolnym krokiem w stronę drzwi wyjściowych. Dopiero słowa Granger sprawiły, że stanął jak wryty.
— Nie masz się o co martwić, Malfoy. Zaprosiłam twoich znajomych na kolację.



___________________________________________________________________

— Jesteś wcieleniem zła, Granger — powiedział, gdy tylko przekroczyli próg domu. Nie mógł powstrzymać swojej złości. Nie dość, że brunetka po raz kolejny zaskoczyła go swoim szalonym pomysłem, to w dodatku będzie musiał spędzić cały wieczór w towarzystwie składającym się z jego byłej narzeczonej, która zdradziła go z wieloletnim przyjacielem. Zaśmiał się w myślach. Z tego naprawdę wyszłaby niezła książka.
— Nie przesadzaj — odparła jak gdyby nigdy nic, kierując się w stronę kuchni.
Niewiele myśląc, podążył za nią. Nie miał zamiaru tak łatwo odpuszczać. Wściekłość, którą odczuwał, była zbyt ogromna, by po prostu dać temu spokój.
— Po jaką cholerę to robisz? — warknął w jej stronę. Powoli tracił kontrolę i czuł, jak negatywne emocje przekształcają się w agresję.
— Powinieneś wreszcie stawić czoła swoim problemom — powiedziała, obdarzając go w końcu zimnym jak lód spojrzeniem.
Musiał przyznać, że to dość dziwne uczucie — widzieć w jej oczach tyle obojętności, a nawet niechęci. Do tej pory te brązowe tęczówki były dla niego czymś tajemniczym i jednocześnie uroczym, jednak podczas ostatniej kolacji z łatwością zauważał w nich radość czy też smutek. Lubił to uczucie, że bez problemu mógł rozszyfrować jej emocje. Dlatego właśnie zapamiętał wczorajszy wieczór — dzień, w którym naprawdę zaczęli sobie ufać. A teraz wszystko wróciło do normy... Ponownie poczuł zimny dystans oraz niechęć kierowaną w jego stronę. Coś w jego sercu drgnęło delikatnie. Nie mógł określić dokładnie co, ale wiedział jedno — zabolało.
— I mówi to osoba, która nie jest w stanie spojrzeć w oczy Potterowi i ucieka od całego świata.
Wiedział, że przesadził. Czy żałował? Ani trochę. Może i polubił Granger w niewielkim stopniu, ale w żadnym wypadku nie znaczyło to, że nagle stał się emocjonalnym Gryfonem.
— Nie masz pojęcia, co między nami zaszło — szepnęła kilka sekund później. Na jej bladej twarzy pojawił się ledwo co widoczny smutny uśmiech. — I nigdy się nie dowiesz, bo w tym wszystkim nie chodzi o mnie, Malfoy. — Po tych słowach westchnęła głęboko. — Chodzi tylko i wyłącznie o ciebie, więc szanuj moje decyzje, jak na faceta przystało — zakończyła, uśmiechając się chłodno.
Przez chwilę milczał, rozmyślając intensywnie nad jej słowami, które w pewnym stopniu były dla niego aż zbyt dobitne. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Naprawdę zgodził się zamieszkać z Granger cały miesiąc. Żył w jej domu, spędzał z nią każdą chwilę — tutaj panowały tylko i wyłącznie jej zasady, a on, chcąc nie chcąc, musiał to uszanować. Nie był przecież niewychowanym Weasleyem.
Choć przyszło mu to z trudnością, kiwnął leniwie głową, zawierając tym samym pokój ze swoją towarzyszką. Nie miał zamiaru przepraszać — na taką zmianę charakteru chyba nigdy nie będzie go stać. Mimo to uważał, że prawie perfekcyjnie opanował złość, która, choć wciąż kumulowała się w jego ciele, powoli traciła na sile.  
— Co panna Idealna ma zamiar przygotować mojej drogiej, fałszywej byłej narzeczonej i wspaniałemu zdrajcy? — spytał, starając się pozbyć napiętej atmosfery, która wręcz wisiała w powietrzu.
Jak na zawołanie Granger uśmiechnęła się do niego ciepło, po czym zaczęła wymieniać wszystkie składniki, które będą jej potrzebne do przygotowania wyśmienitej kolacji. Obserwował ją z wielkim zaciekawieniem, gdy przez kolejne dziesięć minut wymieniała rzeczy, które muszą wykonać. Naprawdę nie sądził, że kobieta tak szybko zapomni o ich niezbyt przyjemnej konwersacji. A jednak ponownie go zaskoczyła. Jej oczy zdawały się emanować radością oraz pewnością siebie. Musiał przyznać, że była to miła odmiana. Zazwyczaj podczas wszystkich dotychczasowych kłótni rzadko kiedy dochodziło do zgody.
— Oczywiście nie możemy zapomnieć o winie! — dodała na samym końcu, patrząc na niego wyczekująco.
Uniósł jedną brew.
— Mam rozumieć, że wtedy wkraczam ja, tak? — spytał dla pewności.
Kobieta jednak zaśmiała się uroczo,
— Nie mam zamiaru powierzać ci takiego prostego zadania. Dobrze wiem, że nie masz dobrego doświadczenia z alkoholem — prychnęła, mrugając do niego porozumiewawczo.
Jak na zawołanie scena wypadku samochodowego stanęła mu przed oczami. Skrzywił się nieznacznie na samo wspomnienie tego wydarzenia.
— W takim razie powiedz mi, Granger, jak mogę ci się przydać? — Kolejne pytanie padło z jego ust.
— Po pierwsze, oddaj mi swoją różdżkę, Malfoy — odparła jak gdyby nigdy nic.
Na początku myślał, że żartuje. Bo jak to? Draco Malfoy ma oddać swoją różdżkę dobrowolnie i w dodatku w ręce Gryfonki? On — czarodziej czystej krwi, arystokrata, mający z mugolami tyle wspólnego, co Weasley z bogactwem? Otóż to! Ten pomysł wydawał mu się tak cholernie głupi i nierealny, że naprawdę nie brał go na serio.
A jednak Hermiona wpatrywała się w niego tak intensywnie i poważnie, iż nie mógł być to jakiś kiepski dowcip.
— Chyba żartujesz, Granger — odparł. Na potwierdzenie swoich słów zacisnął  palce na różdżce.
— W żadnym wypadku — powiedziała, przybliżając się odrobinę.
Natychmiast  cofnął się o krok. Tym razem nie miał zamiaru odpuścić.
— Prędzej Czarny Pan pokona Pottera, niż poddam się dobrowolnie — warknął. Może i spędził z Granger ostatnie dni, lecz dokładnie w takich momentach dalej uważał ją za kompletną wariatkę. Nie rozumiał również, jaki miała w tym cel. W końcu nie rzucał zaklęciami niewybaczalnymi na lewo i prawo. Oczywiście pomijając sytuację w fabryce jego firmy.
Granger westchnęła głośno.
— Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać — zaczęła niewinnie. — Musisz jednak nauczyć się żyć bez pomocy magii, Malfoy. Chociażby na tę godzinę, w której pomożesz przygotować mi mugolską kolację.
A więc o to jej chodziło, tak? Gotowanie bez pomocy magii? Było to aż zbyt zabawne. Jego talent kucharski ograniczał się do przygody z Zabinim, kiedy to prawie spalili cały jego dom. Poza tym Gwiazdka zawsze wyręczała go w tych sprawach. Codziennie podawała mu różnorodne dania, które smakowały wyśmienicie. Nie ma mowy, by dobrowolnie stanął za garami! W dodatku bez różdżki!
— Ani mi się śni, Granger — odparł, nie wahając się ani sekundy. Przerażało go samo wyobrażenie, że odda jedyną broń, która ratowała mu życie tyle razy w ręce jakiejś Gryfonki.
— Zawrzyjmy umowę, Malfoy. — Brunetka nie miała zamiaru jednak tak łatwo odpuszczać.
Uniósł jedną brew zaciekawiony jej propozycją. Nie byłby Ślizgonem, gdyby nie uwielbiał układy.
— Co masz do zaproponowania, panno Nigdy-Nie-Wygram-Z-Draconem-Malfoyem? — spytał, uśmiechając się zabójczo.
Kobieta zastanowiła się chwilę, a następnie odparła dość pewnym tonem:
— Oddasz mi swoją różdżkę na cały dzień, a w zamian spełnię jedno twoje życzenie. W dodatku obiecuję, że nie będziesz musiał spędzić z Astorią więcej niż godzinę.
Przez moment naprawdę rozważał tę opcję. W końcu Granger była dość skomplikowaną osobą. Mógłby zapytać ją o wszystko, co go gnębiło. Czemu odizolowała się od świata czarodziejskiego i przestała przyjaźnić z Potterem? Co spowodowało, że tak nagle zaczęła odmieniać ludzkie życia? Dlaczego ścięła włosy? No dobrze, to ostatnie może nie interesowało go aż tak bardzo, lecz naprawdę chciałby dowiedzieć się więcej. Poza tym mógł wykorzystać to życzenie w zupełnym innym celu, co również przeszło mu przez głowę. Uczucie, że to on w końcu miałby kontrolę nad całą sytuacją, podniecało go bardziej niż cały stos panienek. Nie mógł też zapomnieć o tej cholernej kolacji! Może i godzina to nie wybawienie, o którym marzył, ale było to już jednak coś.
Z drugiej strony jednak, czy umiał poświęcić magię? Spędzić bez niej calutki dzień?
— Dwanaście godzin. — W głębi duszy liczył, iż Granger wda się z nim w negocjacje.
— Zgoda — odparła bez większego zastanowienia.
Wytrzeszczył oczy w jej kierunku, lecz nie skomentował tego zachowania. Z ciężkim sercem sięgnął po swoją różdżkę, a następnie, choć trwało to wieki, położył ją na stole.
Widząc zadowolony uśmiech kobiety, warknął donośnie:
— Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Granger.


________________________________________________________________


Nigdy nie spodziewał się, że będzie nienawidził czegoś bardziej niż Pottera. Nienawiść, która towarzyszyła im od pierwszego spotkania, ani przez chwilę nie osłabła. Wręcz przeciwnie, czasami Draco był przekonany, że negatywne uczucia skierowane do okularnika były jedyną rzeczą, która miała zostać niezmienna.
A jednak musiał przyznać sam przed sobą, że krojenie marchewki ostrym jak sztylet nożem prawie przewyższało nienawiść do Wybrańca.
Całe ręce wydawały się ubolewać razem z nim. Nie dość, że miał wrażenie, iż zaraz padnie z wycieńczenia, to w dodatku kilka razy z rzędu zaciął się aż do krwi. Co do jednego był w stu procentach pewny — nigdy więcej nie podejmie się tego zadania.
Poza tym Granger miała przy tym wszystkim więcej zabawy, niż powinna. Obserwowała go z zaciekawieniem, raz po raz śmiejąc się pod nosem, co naprawdę nie przypadło mu do gustu. Nikt nie będzie nabijał się z Malfoyów! Nawet gdyby wykonywali najgłupszą pracę na świecie. Tak na marginesie, myślał, że to już miał za sobą, gdy raz po raz zaliczał niepowodzenie podczas puszczania latawca. Jak widać Granger uwielbiała wymyślać dla niego coraz to głupsze zadania.
Przeklął siarczyście pod nosem, gdy po raz kolejny ledwo co uniknął ostrego noża. Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego mugole zniżają się do takiego poziomu. Rozumiał, że nie mogli polegać na magii, ale na pewno były jakieś inne możliwości! Tracąc panowanie nad tym jakże poniżającym zajęciem, odłożył dziarsko nóż i popatrzył z wyrzutem na swoją towarzyszkę.
— Dobrze się bawisz, Granger? — warknął w jej stronę. Doprawdy nie mógł znieść satysfakcji wypisanej na jej twarzy. Miał ochotę utrzeć nosa tej zadziornej Gryfonce.
— Skoro już pytasz, to tak, wręcz fenomenalnie — zaśmiała się perliście.
Nie mógł powstrzymać głośnego prychnięcia. Do czego to doszło, żeby najlepsza przyjaciółka Pottera mogła bezczelnie się z niego naśmiewać? Trudno mu było się z tym pogodzić.
Przewrócił wymownie oczami, a następnie rozejrzał się po kuchni. O dziwo, nie wyglądała jak pobojowisko. Wszystko leżało na swoim miejscu, a w całym mieszkaniu unosił się smakowity zapach. Przez chwilę wydawało mu się, iż cały obrazek był zbyt idealny.
Dlatego też, niewiele myśląc, sięgnął po odrobinę mąki i rozsypał ją na swoją towarzyszkę. Nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu, kiedy zobaczył jej białe brwi.
— Odrobinę zbladłaś, Granger — zakpił, podziwiając swoje dzieło. Nie mógł ukryć, był bardzo dumny z rozwoju wydarzeń.
Gryfonka jednak nie wydawała się być zadowolona z jego czynu. Spojrzała na niego z wściekłością.
— Malfoy! — krzyknęła z mordem wypisanym w oczach.
Niestety, ani przez chwilę nie wziął jej na poważnie. Nie mógł nic na to poradzić, że kobieta wyglądała przekomicznie, nawet gdy wrzeszczała w jego stronę. Okazało się jednak, iż będzie tego gorzko żałować. Brunetka bowiem odwdzięczyła mu się tym samym i chwilę później sam wyglądał jak biała fretka. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, w jakim stanie znajdują się jego perfekcyjnie ułożone włosy. Spojrzał na kobietę z niedowierzaniem w oczach.
— Rozpętałaś wojnę — syknął groźnie w jej stronę. Nie mógł jednak powstrzymać uśmiechu, który mimowolnie pojawił się na jego twarzy.
Brunetka zaśmiała się donośnie, a następnie ponownie obsypała go mąką. Tego było już za wiele! Gdyby tylko miał przy sobie różdżkę, mógłby utrzeć jej nosa. Niestety jednak zdany był tylko na swoją kreatywność. Po chwili zastanowienia sięgnął po makaron i zbliżył się do kobiety.
Zanim zdążyła zareagować, kolacja, którą mieli dzisiaj spożyć, wylądowała na jej koszulce. Spojrzał na Hermionę z rozbawieniem. Wyglądała przezabawnie, a w dodatku udało mu się ją rozśmieszyć. Oczywiście wiedział, że sam wyglądał jak błazen, biorąc pod uwagę ilość mąki w jego włosach, ale jakoś mu to nie przeszkadzało.
Wrócił do rzeczywistości dokładnie wtedy, kiedy Granger wycelowała w niego marchewkami, z którymi męczył się już od ponad godziny.
— O nie, tylko nie te cholerstwa! — krzyknął, udając przerażenie.
Niestety było już za późno. Hermiona bowiem zaczęła rzucać w jego stronę warzywa, uciekając przy tym do salonu. Niewiele myśląc, pobiegł za nią i w ostatniej chwili chwycił ją za ramię, po czym obrócił o sto osiemdziesiąt stopni.
Nie wiedzieć czemu, natychmiast spoważniał. Zdał sobie sprawę, iż nigdy nie znajdował się tak blisko Granger. Teraz doskonale mógł przyjrzeć się z bliska jej twarzy. Zaróżowione policzki, niewinny uśmiech oraz dość duże, malinowe usta. W tym momencie była się całkowicie bezbronna. Miał ochotę westchnąć głośno na ten widok. Wydawała mu się teraz najbardziej uroczą osobą, jaką kiedykolwiek widział. Nawet z mąką oraz makaronem we włosach.
— Przegrałaś, Granger — szepnął, wpatrując się z zaciekawieniem w jej oczy. Z nieznanych mu powodów serce ponownie zaczęło bić w zawrotnym tempie. Głupio mu było przed sobą przyznać, ale naprawdę czerpał przyjemność z zaistniałej sytuacji. Poza tym pod wpływem jej dotyku poczuł się zdecydowanie lepiej. Pewniej. Może i nie wiedział, co ta Gryfonka ma w planach, ale doskonale wyczuł, że delektuje się jego dotykiem, choć dość dobrze to ukrywa.
Podczas całego zajścia wpatrywała mu się dzielnie w oczy, ani razu nie odwracając wzroku. Niemniej jednak nie odpowiedziała na jego zaczepkę. Milczała, czekając na rozwój wydarzeń.
Sam nie był pewny, czego tak naprawdę chciał. Z jednej strony dalej nienawidził Gryfonki, ze względu na przeszłość oraz jej cholerną tajemniczość. Była zadziorna, doprowadzała go do szału oraz nie brała jego opinii pod uwagę. W dodatku przyjaźniła się z Potterem. Nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek będzie zdolny przeprowadzić z nią normalną konwersację. A jednak...
Hermiona zauważyła w nim coś, czego on sam nie mógł jeszcze dostrzec. Tylko Merlin wiedział, co ta kobieta planowała. Mimo to rozumiała go i potrafiła z nim rozmawiać. Zaproponowała mu to wszystko, nie zważając na konsekwencje czy jego reputację. Przez krótki moment poczuł coś przypominającego wdzięczność.
— Granger — mruknął bardziej do siebie niż do niej. Położył delikatnie swoją dłoń na jej policzku, po czym nabrał głęboko powietrza: — Dziękuję — szepnął chwilę później. — Dziękuję, że uczysz mnie żyć.



__________________________________________________
Od autorki
No i oto mamy nowy rozdział :) Wybaczcie opóźnienie, ale mój laptop szwankował do tego stopnia, że połowa klawiatury przestała działać ( moja kochana beta może za to poręczyć ). Mam jednak nadzieję, że nie zawiodłam i liczę na szczere opinię :)
Druga część miniaturki najpóźniej za dwa tygodnie :)


środa, 26 października 2016

Miniaturka " Jak w niebie" Cz.1

Nie bój się tego, co nowe - chociaż ci miły spokój








Do cholery jasnej, Draco, weź się w końcu w garść, minęło już tyle czasu! Takie słowa były teraz codziennością dla dwudziestotrzyletniego byłego Ślizgona, który według większości swoich znajomych zatracił się w swoim własnym świecie.
To dziwne, że nawet po tych wszystkich wydarzeniach zachował cząstkę swojej upartości i, oczywiście, nie zgadzał się z tym stwierdzeniem. Miał wrażenie, że jedyne, co mu może pomóc w danej chwili, to odizolowanie się w swoim nowo kupionym apartamencie. Był dość zadowolony z faktu, iż mimo upływających lat udało mu się odnowić stare, dobre kontakty, co tym samym pomogło mu znaleźć mieszkanie w — o dziwo — mugolskiej dzielnicy.
Potrzebował spokoju, a magiczny świat nie mógł mu tego zapewnić, więc był nawet w stanie znosić obecność zwykłych śmiertelników. Zaśmiał się w myślach ze swojej głupoty. Słynny Draco Malfoy, tępiciel szlam i wszystkiego co niemagiczne, nagle odrzucał na bok swoje upodobania? Do czego to dochodziło?
…czy ty mnie w ogóle słuchasz, Smoku? Do rzeczywistości przywołał go głos swojego jedynego przyjaciela Blaise'a Zabiniego, który był wyraźnie zniecierpliwiony milczeniem blondyna.
Oczywiście odparł jak gdyby nigdy nic, starając się nie wywrócić oczami. Czy to zawsze musiało tak wyglądać? On udający zainteresowanie, i reszta próbująca przywrócić go do życia. Miał tego dość. Nie mogli go po prostu zostawić w spokoju? Nie czuł potrzeby, by komuś się zwierzać ani tym bardziej zmieniać swoje nastawienie.
Stary, musisz powrócić do normalności.
I znowu się zaczynało. Ten sam standardowy tekst, który padał za każdym razem, gdy spotykał kogokolwiek.
Tak się zastanawiam, ścięła wam się wszystkim płyta czy po prostu jesteście zbyt naiwni, by zrozumieć, że znam ten schemat na pamięć? warknął, przywołując na twarz lekki, sztuczny uśmiech. Na tyle jeszcze było go stać.
Mamy nadzieję, iż w końcu dotrze do twojego łba, że świrujesz.
Usłyszawszy tę odpowiedź, Draco nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia. A więc tak o nim myśleli? Że zwariował? To nowość. Zazwyczaj używali pojęcia „niestabilność emocjonalna" albo „załamanie nerwowe". W sumie mógłby się nawet przyzwyczaić do takiego traktowania. Może wtedy ktoś by zrozumiał, jak cholernie monotonne były próby przywrócenia go do „żywych".
Z tego, co wiem, mój stan psychiczny jest całkiem w porządku mruknął.
Jednym łykiem dopił resztę Ognistej Whisky, po czym gwałtownie wstał i nawet nie żegnając się z Diabłem, wyszedł z baru. Taki już był ich zwyczaj. Blaise starał się pomóc, a on ignorował jego poczynania.
Gdy w końcu świeże powietrze dotarło do jego nozdrzy, odetchnął z ulgą. Mimo iż na ulicach pojawiały się pierwsze oznaki zbliżającej się zimy, postanowił udać się na krótki spacer. Wciskając ręce w kieszenie, ruszył naprzód.
Ile to może jeszcze trwać? — pomyślał. To już dwa lata, odkąd dowiedział się, że jego matka umarła, a on czuł się, jakby to było wczoraj. Koszmary o nieszczęsnej służbie u Voldemorta wróciły z podwójną siłą, a czepiający się o wszystko Potter nie ułatwiał sprawy.
Wiedział, że jest potrzebny ministerstwu, ale jakoś nie miał ochoty pomagać Wybrańcowi i Wieprzlejowi w odnalezieniu byłych śmierciożerców. Ten temat miał już za sobą. Na to przynajmniej liczył.
Kilka miesięcy temu sprzedał wszystkie posiadłości należące do jego rodziny, w tym także Malfoy Manor. Miał dość tego miejsca. Przypominało mu tylko o licznych torturach dokonanych na szlamach oraz mugolach.
Chciał zaszyć się w miejscu, gdzie nikt go nie znał ani nie oceniał. Potrzebował samotności, która wydawała mu się teraz jedynym ratunkiem. Dlatego właśnie, gdy dziesięć minut później przekroczył próg swojego pięknego nowego apartamentu, odetchnął z ulgą.
Rzucił niedbale płaszcz oraz resztę niepotrzebnych ubrań na ziemię, po czym nie ociągając się, opadł bezwładnie na łóżko i uśmiechnął się pobłażliwie.
Mam nadzieję, że podniesiesz te ciuchy z ziemi!
Jak na zawołanie poderwał się do pozycji siedzącej, rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu osoby, która mogła wypowiedzieć to zdanie, lecz zdawać by się mogło, że jest tu zupełnie sam.
Ktoś tu jest? Dla pewności lekko łamiącym się głosem zakłócił idealną ciszę w jego mieszkaniu. Uniósł jedną brew, gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, a w następnej chwili zaśmiał się ze swojej głupoty.
Nie zdawał sobie sprawy, że aż tak dużo dzisiaj wypił.

☆ ☆ ☆

Następnego dnia został jak zawsze obudzony przez swój własny krzyk. Nie pamiętał, który raz z kolei ten sam koszmar wywołał o niego takie emocje, lecz powoli przywykł do nagłych pobudek o świcie.
Leniwie wstając, udał się do kuchni, by tam machnięciem różdżki zaparzyć sobie poranną kawę. Jej aromat od razu wprawił go w dobry nastrój. Po kilku łykach mógł już nawet poczuć, jak tępy ból głowi powoli mija, a zamiast tego przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele. Po raz kolejny w duchu podziękował za to, że wziął urlop i mógł teraz zaznać spokoju.
Delektując się ciszą, wyjrzał za okno. Pogoda była wręcz przepiękna. Pierwsze płatki śniegu spadały z nieba jak maluteńkie gwiazdy, a słońce świeciło jasno i promiennie nad całym Londynem. Na ulicach oczywiście panował gwar. Ludzie spieszący do pracy czy też dzieciaki ganiające się wesoło po ulicy. Może i był sentymentalny, ale lubił obserwować, jak wszystko budzi się do życia… prócz niego samego… Zaśmiał się pod nosem, odrywając wzrok od panoramy miasta.
Prostym zaklęciem włączył mugolskie radio, po czym kładąc kubek z jeszcze ciepłym napojem na szklanym stole, wziął do ręki szkicownik i zaczął oddawać się swojej pasji.
Ostatnimi czasy tylko szkicowanie i projektowanie sprawiało mu czystą przyjemność. Bo wtedy właśnie na chwilę potrafił zapomnieć o ciążącej na nim przeszłości, a także o — również nieciekawej — teraźniejszości.
Poruszony własnymi myślami postanowił spontanicznie namalować portret tajemniczej nieznajomej, która dość często nawiedzała go w snach, a raczej przepędzała koszmary. Jej twarz wydawała mu się znajoma, lecz jak na złość nie mógł sobie przypomnieć, skąd ją kojarzył. Wzruszył lekko ramionami na znak swojej bezradności, a następnie zabrał się do pracy.
Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy w końcu ponownie sięgnął po kawę, niefortunnie łapiąc za skrawek filiżanki, która wysunęła mu się z dłoni i upadła z głośnym trzaskiem na podłogę.
Draco zaklął głośno, gwałtownie wstając. Cholera! Czemu akurat teraz musiało go to spotkać? Przerażony, szybko spojrzał na swoje jeszcze niedokończone dzieło i z ulgą stwierdził, iż zostało nienaruszone.
Chłoszczyść — warknął zniecierpliwiony, lecz ku jego zdziwieniu plama dalej była widoczna na białym dywanie. Uniósł jedną brew, po czym dla pewności wypowiedział zaklęcie ponownie. Niestety, tym razem też nie pomogło.
Co tu się, do cholery, dzieje? — pomyślał. Czyżby ministerstwo próbowało przejąć kontrolę nad jego magicznymi zdolnościami albo różdżką? Szczerze w to wątpił, chyba że Wieprzlejowi w końcu udało się przekonać całą bandę aurorów, że Draco dalej pracuje dla śmierciożerców.
Na samą myśl wzdrygnął się lekko. A co jeśli to prawda...?
CO TA PLAMA ROBI NA MOIM DYWANIE?! Głośny, niezbyt przyjemny kobiecy krzyk wybudził go z zadumy, powodując jeszcze większe zdezorientowanie.
Rozejrzał się wokół siebie, a w następnej sekundzie dosłownie kilka milimetrów przed swoją twarzą dostrzegł postać nieznajomej, której wzrok mógłby rozgromić nawet samego Lorda Voldemorta.
Mimo widocznej złości Malfoy musiał przyznać, iż uroda młodej kobiety go zachwyciła. Jej kasztanowe, lekko pofalowane włosy spływały na ramiona, a brązowe oczy szczególnie przyciągały uwagę. I wtedy go oświeciło. Przecież to dziewczyna z jego snów!  
Czy ja śnię? wymsknęło mu się, zanim zdążył ugryźć się w język. Przeklął w myślach swoją głupotę.
— Mam nadzieję, bo inaczej zabrudziłeś MOJE mieszkanie — warknęła w odpowiedzi, przybierając bojową postawę.
Zaraz, zaraz... TWOJE mieszkanie? W końcu udało mu się wykrztusić jakieś normalnie złożone zdanie. Może i jego „wybawicielka" była urodziwa, lecz dalej znajdowała się z nie wiadomo jakich powodów tutaj. A co najgorsze emanowała z niej wściekłość.
Oczywiście, że moje! Mieszkam tu od ponad… zamyśliła się na chwilę od kilku lat dokończyła z lekkim wahaniem.
Draco spojrzał na nią jak na wariatkę. Przecież od niedawna był prawnym właścicielem tego miejsca, a przedtem, według agentki nieruchomości, stało ono puste przez ponad dwa miesiące.
Chyba mnie z kimś pomyliłaś, złotko powiedział, próbując zachować powagę, lecz ledwo co udało mu się powstrzymać parsknięcie. Doprawdy bawiła go ta cała sytuacja. Nie mógł nawet uwierzyć w to, co się właśnie działo. Jak ta kobieta w ogóle dostała się do środka?
Nie rób ze mnie idiotki! fuknęła, wyprowadzona z równowagi. — To moje biurka, mój salon, moja kuchnia i Mój dom. Na kanapie nawet leży poduszka z czerwonym śladem po szmince. Śmiało, sprawdź! Pewna swoich racji wskazała na pięknie urządzone pomieszczenie.
Malfoy, mimo iż był skołowany tymi wydarzeniami, stawiąc chwiejne kroki, wykonał polecenie brunetki i z przerażeniem stwierdził, że miała rację.
To tylko przypadek! warknął, tracąc cierpliwość. Słuchaj, skarbie, jak na razie nie mam ochoty na damskie towarzystwo, nawet jak wygląda tak... kątem oka spojrzał na dorodny biust towarzyszki ponętnie, więc, do cholery jasnej, wynoś się stąd — odparł cichym i spokojnym głosem, który niejednego przyprawiłby o ciarki.
Dość tego, nie chciałam tego robić, ale dzwonię na policję!
Blondyn wytrzeszczył w jej stronę oczy. Słyszał już o tej mugolskiej organizacji odzwierciedlającej aurorów (tak mu się przynajmniej zdawało), lecz jeszcze nigdy nie miał z nią nic wspólnego.
— Zwariowałaś — stwierdził z przekąsem.
Dziewczyna prychnęła głośno, po czym w dość szybkim tempie sięgnęła po telefon… a przynajmniej taki był jej cel. Jej ręka zamiast chwycić urządzenie przeniknęła przez nie. I wtedy wszystko do niego dotarło, jak objawienie.
Jesteś duchem szepnął, próbując przekonać samego siebie, że to prawda. Nieświadomy tego, co robi, cofnął się kilka kroków prosto w stronę wyjścia.
I to niby ja wariuję zakpiła, lecz Draco był pewny, iż sama wątpiła w swoje słowa.
Wierz sobie, w co chcesz, ale mnie zostaw w spokoju syknął i nawet nie czekając na odpowiedź, zakładając po drodze pierwszy lepszy T—shirt, wybiegł z domu.

☆ ☆ ☆

Mówię ci, Diable, ona tu jest!
Jakoś nikogo tu nie widzę odparł Blaise, patrząc z powątpiewaniem w stronę swojego przyjaciela.
Gdy kilka godzin temu stanął przed jego domem, nadzieja znowu zawitała w sercu mulata, że może Draco w końcu stanie na nogi. Jakże głęboko się mylił... Stan, w jakim go zastał, wcale nie świadczył o jakiejkolwiek zmianie. Wręcz przeciwnie — blondyn wydawał się kompletnie opętany przez jedną myśl.
Bo nie chce, żebyś ją widział wymruczał, chodząc w tę i we w tę.
Blaise wywrócił wymownie oczami. Powoli naprawdę zaczynał się martwić.
Stary, co, do cholery, się z tobą dzieje? spytał, nawet nie ukrywając troski.
Draco na chwilę przystanął, przyglądając się swojemu przyjacielowi. A więc to tak? Teraz nawet nikt mu nie wierzył? Prychnął głośno, uświadamiając sobie, jak nisko upadli wszyscy jego znajomi. To, że miał dość magicznego otoczenia, nie czyniło z niego wariata!
Nie musisz mi wierzyć odparł, patrząc na niego z wyraźną pogardą. Sam to załatwię mruknął bez przekonania. Nawet jemu cała ta sprawa wydawała się niesamowicie niewiarygodna. No bo jak to? Seksowny duch zamieszkujący jego mieszkanie? Przez chwilę sam wątpił w te słowa.
Na moment zapadła między nimi niezbyt przyjemna cisza. Blaise rozważał wszystkie argumenty, które zagościły w jego głowie, by przekonać swojego przyjaciela o jego omylności.
Dobra, pomogę ci rzekł w końcu, uśmiechając się do niego ochoczo. Może uważam cię za wariata, ale przynajmniej coś sprawiło, że nie poruszasz się już jak stary Slughorn zaśmiał się leniwie, przekonując samego siebie, że podjął dobrą decyzję.
Draco mimowolnie odetchnął z ulgą. Jedyne, czego tak naprawdę pragnął, to spokoju w swoim i tak chorobliwie okropnym życiu. Nie był w stanie tego osiągnąć z jakimś cholernym duchem na karku.
Sprawdź osoby, które mieszkały tu przede mną powiedział spokojnie.
Mimowolnie jego wzrok spoczął na poduszce z czerwonym śladem szminki. Nie mógł powstrzymać śmiechu.
A szukać mam pięknej, seksownej nieznajomej, tak? Wolę się upewnić, może uda mi się nawet zdobyć jej numer powiedział mulat, nawet przez chwilę nie ukrywając swojego rozbawienia. — Małe rendez—vous z duchem nigdy nikomu nie zaszkodziło — dodał, unosząc ręce na znak swojej niewinności.
Blondyn zaśmiał się ironicznie.
I to niby ja jestem ten psychiczny.

☆ ☆ ☆

Dni mijały, a Draco coraz bardziej pogrążał się w swojej paranoi. Spędzał godziny w swoim apartamencie, szukając jakiegokolwiek dowodu na obecność duchowej towarzyszki, która jak na złość nie pojawiła się ani razu. Biorąc pod uwagę sceptycyzm Zabiniego, czuł, jak presja ciąży na nim coraz bardziej. Były nawet momenty, w których sam wątpił w swoją rację. Czy aby na pewno nie miał zwidów? Ta chora niepewność doprowadzała go do szału. Mimo to w głębi serca wiedział, że ma rację. Nie zwariował na tyle, by halucynować o niesamowitej brunetce. Ponadto nie była ona zbyt miła. Ba! Kobieta wrzeszczała, ile wlezie, a jej wzrok nie zdradzał nawet krzty sympatii, która mogłaby być skierowana w jego stronę. Był pewny, że jego wyobraźnię stać na coś zdecydowanie lepszego.
Niestety obsesyjne myśli o nieznanym mu duchu opętały go do tego stopnia, że nie potrafił skupić się na niczym innym. Nawet projektowanie przychodziło mu z wielkim trudem. Wolał godzinami przyglądać się portretowi tajemniczej nieznajomej i gdybać nad jej tożsamością.
Wiedział jednak, że nie może ciągnąć tego w nieskończoność. Co jak co, ale był facetem i również miał swoje potrzeby, które zostały tak gwałtownie pobudzone. Dawno nie czuł pragnienia spędzenia czasu z kobietą w sposób czysto seksualny. A jednak na widok brunetki zdawał się choć na chwilę zainteresować płcią przeciwną.
Naprawdę musiał chociaż przez moment przestać zadręczać się myślami o wydarzeniach sprzed kilku dni. Z drugiej strony jednak miło było zapomnieć o prawdziwych problemach, które gościły w jego życiu. Na kilka dni koszmary przestały go nękać, a przeszłość zdawała się być tylko i wyłącznie zakończonym rozdziałem.
W końcu, podczas piątkowego wieczoru, postanowił dobrowolnie wyjść z domu, by nareszcie odetchnąć od męczących go pytań dotyczących tej tajemniczej sprawy. Pierwszy raz od dwóch lat naprawdę potrzebował towarzystwa płci przeciwnej.
Nie było to trudne, wziąwszy pod uwagę fakt, że zaliczał się do przystojnych facetów. W Hogwarcie miał duże powodzenie, z którego korzystał do czasu, kiedy zadanie dla Czarnego Pana okazało się ważniejsze.
Teraz jednak na jeden wieczór mógł w spokoju o tym zapomnieć.

☆ ☆ ☆
Znalezienie panieńki na jedną noc okazało się łatwiejsze, niż sądził. Kilka drinków w podrzędnym mugolskim pubie, a dziewczyna o imieniu Becky prawie sama wepchała się do jego łóżka. Musiał przyznać, że była naprawdę urodziwą kobietą. Blond włosy, obfity biust i fenomenalne ciało sprawiły, że nie zastanawiał się zbyt długo nad zaproszeniem jej do mieszkania.
Gdy tylko przekroczyli próg, Draco nie miał zamiaru hamować swoich potrzeb. Mimo że w jego w głowie cały czas grasował widok ślicznej brunetki, z całych sił starał skupić się na innych pożytecznych zajęciach.
Becky nie pozostawała mu dłużna i nie tracąc czasu, zaciągnęła go do jego sypialni. Jednym ruchem ściągnął z kobiety sukienkę i bez większej delikatności rzucił ją na łóżko. Alkohol buzujący w jego żyłach jeszcze bardziej pobudzał go do życia. Gdy tylko ich usta złączyły się w dzikim, agresywnym pocałunku, jakby z daleka usłyszał głośny trzask wydobywający się z kuchni.
Słyszałeś to? spytała kobieta, odrywając się od niego na chwilę.
Nie skłamał, po czym położył dłoń na jej piersi. Nie miał zamiaru psuć sobie
takiej zabawy, co to to nie! Poza tym był bogatym arystokratą i zabezpieczył swoje mieszkanie na wszystkie możliwe sposoby. O włamaniu nawet nie było mowy.
Kolejny raz poświęcił swojej towarzyszce pełną uwagę i zjechał pocałunkami niżej. Zamknął oczy, całkowicie koncentrując się na danej czynności. Niestety kompletnie nie był w stanie skupić się na blondynce, gdyż huki z kuchni zdawały się coraz donośniejsze.
Gdy tylko otworzył oczy, by w końcu sprawdzić, kto przeszkadza mu w tak przepięknym momencie, o mały włos nie krzyknął z przerażenia. Jego towarzyszka wyręczyła go w tej czynności i wydała z siebie głośny pisk paniki.
W drzwiach do sypialni stała bowiem jego tajemnicza nieznajoma z mordem wypisanym na twarzy.
Wynocha z mojego mieszkania! krzyknęła w kierunku Becky, która nawet nie zważając na Dracona, szybko pozbierała swoje rzeczy i wybiegła z krzykiem z apartamentu.
Nie mógł powstrzymać głośnego jęku rozpaczy, który wydobył się z jego gardła. Cholera jasna, czy ta kobieta nie mogła pojawić się dwadzieścia minut później? Tak bardzo pragnął jej przybycia podczas ostatnich dni, a teraz, gdy chociaż raz chciał nacieszyć się życiem, ona wszystko mu zniszczyła.
Następnym razem zapukaj warknął w jej kierunku, nie ukrywając swojej
złości, choć z drugiej strony na chwilę przepełniła go radość. A jednak nie halucynował! Kobieta naprawdę istniała!
Następnym razem nie przyprowadzaj panienek do mojego mieszkania
fuknęła, poprawiając włosy.
Draco ponownie zmierzył ją wzrokiem, starając się zachować spokój. Brunetka miała na sobie te same rzeczy co kilka dni temu. Nie zdziwił go ten fakt, biorąc pod uwagę, że doskonale zdawał sobie sprawę, iż była ona duchem. Niemniej jednak nie rozumiał, dlaczego kobieta nie była przeźroczysta ani nie zdawała sobie sprawy o własnym losie.
To nie jest twoje mieszkanie, skarbie. Już to przerabialiśmy warknął, nawet
nie wysilając się na bycie miłym. Nie chcę wyjść na dupka, ale może w końcu byś się ode mnie odczepiła, mała wiedźmo dodał, uśmiechając się przy tym ironicznie. Wolał już być uważany za czubka, niż być prześladowany przez tę kobietę.
Uwierz mi, nie marzę o niczym innym odpowiedziała, zaciskając usta w
wąska linię. Przez chwilę wydawało mu się to dość znajome, lecz szybko odgonił od siebie tę myśl. Myślisz, że sprawia mi to przyjemność? Obserwowanie cię w moim apartamencie?
To na co czekasz prychnął, całkowicie tracąc kontrolę. Wynoś się stąd warknął.
Problem polega na tym, że nie mogę powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Nie wiem, kim jestem, ani nie wiem, co tu robię.
Przez chwilę zapadła między nimi napięta cisza.
Sam Draco nie wiedział, jak uporać się z tą sytuacją. Bo jak to? Seksowny duch pojawia się w jego domu, nie wiadomo skąd i dlaczego, tylko po to, by go terroryzować? Doprawdy, większego pecha nie mógł mieć.
Czas się dowiedzieć o tobie czegoś więcej, złotko — zwrócił się do niej.
Brunetka uśmiechnęła się krzywo.
Zawrzyjmy układ odparła, wyciągając w jego stronę rękę. Pomożesz mi dowiedzieć się o mnie jak najwięcej, a ja w zamian przestanę cię nawiedzać dokończyła dziarsko.
Na krótki moment zawahał się, patrząc niepewnie w jej kierunku. Nie był do końca przekonany, czy może jej ufać i czy naprawdę chce zająć się tak chorą sprawą. Z drugiej strony jednak, gdy tylko rozwiąże tę zagadkę, będzie miał święty spokój.

Na Merlina, zgoda odparł w końcu, również wyciągając rękę. Gdy tylko spróbował uścisnąć dłoń kobiety w geście zawarcia umowy, nie poczuł nic oprócz powietrza. Uśmiechnął się sam do siebie. Cholera jasna, właśnie zawarłem umowę z duchem.



CZYTAM = KOMENTUJĘ


* Inspiracja zaczerpnięta z filmu "Jak w niebie"