środa, 26 października 2016

Miniaturka " Jak w niebie" Cz.1

Nie bój się tego, co nowe - chociaż ci miły spokój








Do cholery jasnej, Draco, weź się w końcu w garść, minęło już tyle czasu! Takie słowa były teraz codziennością dla dwudziestotrzyletniego byłego Ślizgona, który według większości swoich znajomych zatracił się w swoim własnym świecie.
To dziwne, że nawet po tych wszystkich wydarzeniach zachował cząstkę swojej upartości i, oczywiście, nie zgadzał się z tym stwierdzeniem. Miał wrażenie, że jedyne, co mu może pomóc w danej chwili, to odizolowanie się w swoim nowo kupionym apartamencie. Był dość zadowolony z faktu, iż mimo upływających lat udało mu się odnowić stare, dobre kontakty, co tym samym pomogło mu znaleźć mieszkanie w — o dziwo — mugolskiej dzielnicy.
Potrzebował spokoju, a magiczny świat nie mógł mu tego zapewnić, więc był nawet w stanie znosić obecność zwykłych śmiertelników. Zaśmiał się w myślach ze swojej głupoty. Słynny Draco Malfoy, tępiciel szlam i wszystkiego co niemagiczne, nagle odrzucał na bok swoje upodobania? Do czego to dochodziło?
…czy ty mnie w ogóle słuchasz, Smoku? Do rzeczywistości przywołał go głos swojego jedynego przyjaciela Blaise'a Zabiniego, który był wyraźnie zniecierpliwiony milczeniem blondyna.
Oczywiście odparł jak gdyby nigdy nic, starając się nie wywrócić oczami. Czy to zawsze musiało tak wyglądać? On udający zainteresowanie, i reszta próbująca przywrócić go do życia. Miał tego dość. Nie mogli go po prostu zostawić w spokoju? Nie czuł potrzeby, by komuś się zwierzać ani tym bardziej zmieniać swoje nastawienie.
Stary, musisz powrócić do normalności.
I znowu się zaczynało. Ten sam standardowy tekst, który padał za każdym razem, gdy spotykał kogokolwiek.
Tak się zastanawiam, ścięła wam się wszystkim płyta czy po prostu jesteście zbyt naiwni, by zrozumieć, że znam ten schemat na pamięć? warknął, przywołując na twarz lekki, sztuczny uśmiech. Na tyle jeszcze było go stać.
Mamy nadzieję, iż w końcu dotrze do twojego łba, że świrujesz.
Usłyszawszy tę odpowiedź, Draco nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia. A więc tak o nim myśleli? Że zwariował? To nowość. Zazwyczaj używali pojęcia „niestabilność emocjonalna" albo „załamanie nerwowe". W sumie mógłby się nawet przyzwyczaić do takiego traktowania. Może wtedy ktoś by zrozumiał, jak cholernie monotonne były próby przywrócenia go do „żywych".
Z tego, co wiem, mój stan psychiczny jest całkiem w porządku mruknął.
Jednym łykiem dopił resztę Ognistej Whisky, po czym gwałtownie wstał i nawet nie żegnając się z Diabłem, wyszedł z baru. Taki już był ich zwyczaj. Blaise starał się pomóc, a on ignorował jego poczynania.
Gdy w końcu świeże powietrze dotarło do jego nozdrzy, odetchnął z ulgą. Mimo iż na ulicach pojawiały się pierwsze oznaki zbliżającej się zimy, postanowił udać się na krótki spacer. Wciskając ręce w kieszenie, ruszył naprzód.
Ile to może jeszcze trwać? — pomyślał. To już dwa lata, odkąd dowiedział się, że jego matka umarła, a on czuł się, jakby to było wczoraj. Koszmary o nieszczęsnej służbie u Voldemorta wróciły z podwójną siłą, a czepiający się o wszystko Potter nie ułatwiał sprawy.
Wiedział, że jest potrzebny ministerstwu, ale jakoś nie miał ochoty pomagać Wybrańcowi i Wieprzlejowi w odnalezieniu byłych śmierciożerców. Ten temat miał już za sobą. Na to przynajmniej liczył.
Kilka miesięcy temu sprzedał wszystkie posiadłości należące do jego rodziny, w tym także Malfoy Manor. Miał dość tego miejsca. Przypominało mu tylko o licznych torturach dokonanych na szlamach oraz mugolach.
Chciał zaszyć się w miejscu, gdzie nikt go nie znał ani nie oceniał. Potrzebował samotności, która wydawała mu się teraz jedynym ratunkiem. Dlatego właśnie, gdy dziesięć minut później przekroczył próg swojego pięknego nowego apartamentu, odetchnął z ulgą.
Rzucił niedbale płaszcz oraz resztę niepotrzebnych ubrań na ziemię, po czym nie ociągając się, opadł bezwładnie na łóżko i uśmiechnął się pobłażliwie.
Mam nadzieję, że podniesiesz te ciuchy z ziemi!
Jak na zawołanie poderwał się do pozycji siedzącej, rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu osoby, która mogła wypowiedzieć to zdanie, lecz zdawać by się mogło, że jest tu zupełnie sam.
Ktoś tu jest? Dla pewności lekko łamiącym się głosem zakłócił idealną ciszę w jego mieszkaniu. Uniósł jedną brew, gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, a w następnej chwili zaśmiał się ze swojej głupoty.
Nie zdawał sobie sprawy, że aż tak dużo dzisiaj wypił.

☆ ☆ ☆

Następnego dnia został jak zawsze obudzony przez swój własny krzyk. Nie pamiętał, który raz z kolei ten sam koszmar wywołał o niego takie emocje, lecz powoli przywykł do nagłych pobudek o świcie.
Leniwie wstając, udał się do kuchni, by tam machnięciem różdżki zaparzyć sobie poranną kawę. Jej aromat od razu wprawił go w dobry nastrój. Po kilku łykach mógł już nawet poczuć, jak tępy ból głowi powoli mija, a zamiast tego przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele. Po raz kolejny w duchu podziękował za to, że wziął urlop i mógł teraz zaznać spokoju.
Delektując się ciszą, wyjrzał za okno. Pogoda była wręcz przepiękna. Pierwsze płatki śniegu spadały z nieba jak maluteńkie gwiazdy, a słońce świeciło jasno i promiennie nad całym Londynem. Na ulicach oczywiście panował gwar. Ludzie spieszący do pracy czy też dzieciaki ganiające się wesoło po ulicy. Może i był sentymentalny, ale lubił obserwować, jak wszystko budzi się do życia… prócz niego samego… Zaśmiał się pod nosem, odrywając wzrok od panoramy miasta.
Prostym zaklęciem włączył mugolskie radio, po czym kładąc kubek z jeszcze ciepłym napojem na szklanym stole, wziął do ręki szkicownik i zaczął oddawać się swojej pasji.
Ostatnimi czasy tylko szkicowanie i projektowanie sprawiało mu czystą przyjemność. Bo wtedy właśnie na chwilę potrafił zapomnieć o ciążącej na nim przeszłości, a także o — również nieciekawej — teraźniejszości.
Poruszony własnymi myślami postanowił spontanicznie namalować portret tajemniczej nieznajomej, która dość często nawiedzała go w snach, a raczej przepędzała koszmary. Jej twarz wydawała mu się znajoma, lecz jak na złość nie mógł sobie przypomnieć, skąd ją kojarzył. Wzruszył lekko ramionami na znak swojej bezradności, a następnie zabrał się do pracy.
Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy w końcu ponownie sięgnął po kawę, niefortunnie łapiąc za skrawek filiżanki, która wysunęła mu się z dłoni i upadła z głośnym trzaskiem na podłogę.
Draco zaklął głośno, gwałtownie wstając. Cholera! Czemu akurat teraz musiało go to spotkać? Przerażony, szybko spojrzał na swoje jeszcze niedokończone dzieło i z ulgą stwierdził, iż zostało nienaruszone.
Chłoszczyść — warknął zniecierpliwiony, lecz ku jego zdziwieniu plama dalej była widoczna na białym dywanie. Uniósł jedną brew, po czym dla pewności wypowiedział zaklęcie ponownie. Niestety, tym razem też nie pomogło.
Co tu się, do cholery, dzieje? — pomyślał. Czyżby ministerstwo próbowało przejąć kontrolę nad jego magicznymi zdolnościami albo różdżką? Szczerze w to wątpił, chyba że Wieprzlejowi w końcu udało się przekonać całą bandę aurorów, że Draco dalej pracuje dla śmierciożerców.
Na samą myśl wzdrygnął się lekko. A co jeśli to prawda...?
CO TA PLAMA ROBI NA MOIM DYWANIE?! Głośny, niezbyt przyjemny kobiecy krzyk wybudził go z zadumy, powodując jeszcze większe zdezorientowanie.
Rozejrzał się wokół siebie, a w następnej sekundzie dosłownie kilka milimetrów przed swoją twarzą dostrzegł postać nieznajomej, której wzrok mógłby rozgromić nawet samego Lorda Voldemorta.
Mimo widocznej złości Malfoy musiał przyznać, iż uroda młodej kobiety go zachwyciła. Jej kasztanowe, lekko pofalowane włosy spływały na ramiona, a brązowe oczy szczególnie przyciągały uwagę. I wtedy go oświeciło. Przecież to dziewczyna z jego snów!  
Czy ja śnię? wymsknęło mu się, zanim zdążył ugryźć się w język. Przeklął w myślach swoją głupotę.
— Mam nadzieję, bo inaczej zabrudziłeś MOJE mieszkanie — warknęła w odpowiedzi, przybierając bojową postawę.
Zaraz, zaraz... TWOJE mieszkanie? W końcu udało mu się wykrztusić jakieś normalnie złożone zdanie. Może i jego „wybawicielka" była urodziwa, lecz dalej znajdowała się z nie wiadomo jakich powodów tutaj. A co najgorsze emanowała z niej wściekłość.
Oczywiście, że moje! Mieszkam tu od ponad… zamyśliła się na chwilę od kilku lat dokończyła z lekkim wahaniem.
Draco spojrzał na nią jak na wariatkę. Przecież od niedawna był prawnym właścicielem tego miejsca, a przedtem, według agentki nieruchomości, stało ono puste przez ponad dwa miesiące.
Chyba mnie z kimś pomyliłaś, złotko powiedział, próbując zachować powagę, lecz ledwo co udało mu się powstrzymać parsknięcie. Doprawdy bawiła go ta cała sytuacja. Nie mógł nawet uwierzyć w to, co się właśnie działo. Jak ta kobieta w ogóle dostała się do środka?
Nie rób ze mnie idiotki! fuknęła, wyprowadzona z równowagi. — To moje biurka, mój salon, moja kuchnia i Mój dom. Na kanapie nawet leży poduszka z czerwonym śladem po szmince. Śmiało, sprawdź! Pewna swoich racji wskazała na pięknie urządzone pomieszczenie.
Malfoy, mimo iż był skołowany tymi wydarzeniami, stawiąc chwiejne kroki, wykonał polecenie brunetki i z przerażeniem stwierdził, że miała rację.
To tylko przypadek! warknął, tracąc cierpliwość. Słuchaj, skarbie, jak na razie nie mam ochoty na damskie towarzystwo, nawet jak wygląda tak... kątem oka spojrzał na dorodny biust towarzyszki ponętnie, więc, do cholery jasnej, wynoś się stąd — odparł cichym i spokojnym głosem, który niejednego przyprawiłby o ciarki.
Dość tego, nie chciałam tego robić, ale dzwonię na policję!
Blondyn wytrzeszczył w jej stronę oczy. Słyszał już o tej mugolskiej organizacji odzwierciedlającej aurorów (tak mu się przynajmniej zdawało), lecz jeszcze nigdy nie miał z nią nic wspólnego.
— Zwariowałaś — stwierdził z przekąsem.
Dziewczyna prychnęła głośno, po czym w dość szybkim tempie sięgnęła po telefon… a przynajmniej taki był jej cel. Jej ręka zamiast chwycić urządzenie przeniknęła przez nie. I wtedy wszystko do niego dotarło, jak objawienie.
Jesteś duchem szepnął, próbując przekonać samego siebie, że to prawda. Nieświadomy tego, co robi, cofnął się kilka kroków prosto w stronę wyjścia.
I to niby ja wariuję zakpiła, lecz Draco był pewny, iż sama wątpiła w swoje słowa.
Wierz sobie, w co chcesz, ale mnie zostaw w spokoju syknął i nawet nie czekając na odpowiedź, zakładając po drodze pierwszy lepszy T—shirt, wybiegł z domu.

☆ ☆ ☆

Mówię ci, Diable, ona tu jest!
Jakoś nikogo tu nie widzę odparł Blaise, patrząc z powątpiewaniem w stronę swojego przyjaciela.
Gdy kilka godzin temu stanął przed jego domem, nadzieja znowu zawitała w sercu mulata, że może Draco w końcu stanie na nogi. Jakże głęboko się mylił... Stan, w jakim go zastał, wcale nie świadczył o jakiejkolwiek zmianie. Wręcz przeciwnie — blondyn wydawał się kompletnie opętany przez jedną myśl.
Bo nie chce, żebyś ją widział wymruczał, chodząc w tę i we w tę.
Blaise wywrócił wymownie oczami. Powoli naprawdę zaczynał się martwić.
Stary, co, do cholery, się z tobą dzieje? spytał, nawet nie ukrywając troski.
Draco na chwilę przystanął, przyglądając się swojemu przyjacielowi. A więc to tak? Teraz nawet nikt mu nie wierzył? Prychnął głośno, uświadamiając sobie, jak nisko upadli wszyscy jego znajomi. To, że miał dość magicznego otoczenia, nie czyniło z niego wariata!
Nie musisz mi wierzyć odparł, patrząc na niego z wyraźną pogardą. Sam to załatwię mruknął bez przekonania. Nawet jemu cała ta sprawa wydawała się niesamowicie niewiarygodna. No bo jak to? Seksowny duch zamieszkujący jego mieszkanie? Przez chwilę sam wątpił w te słowa.
Na moment zapadła między nimi niezbyt przyjemna cisza. Blaise rozważał wszystkie argumenty, które zagościły w jego głowie, by przekonać swojego przyjaciela o jego omylności.
Dobra, pomogę ci rzekł w końcu, uśmiechając się do niego ochoczo. Może uważam cię za wariata, ale przynajmniej coś sprawiło, że nie poruszasz się już jak stary Slughorn zaśmiał się leniwie, przekonując samego siebie, że podjął dobrą decyzję.
Draco mimowolnie odetchnął z ulgą. Jedyne, czego tak naprawdę pragnął, to spokoju w swoim i tak chorobliwie okropnym życiu. Nie był w stanie tego osiągnąć z jakimś cholernym duchem na karku.
Sprawdź osoby, które mieszkały tu przede mną powiedział spokojnie.
Mimowolnie jego wzrok spoczął na poduszce z czerwonym śladem szminki. Nie mógł powstrzymać śmiechu.
A szukać mam pięknej, seksownej nieznajomej, tak? Wolę się upewnić, może uda mi się nawet zdobyć jej numer powiedział mulat, nawet przez chwilę nie ukrywając swojego rozbawienia. — Małe rendez—vous z duchem nigdy nikomu nie zaszkodziło — dodał, unosząc ręce na znak swojej niewinności.
Blondyn zaśmiał się ironicznie.
I to niby ja jestem ten psychiczny.

☆ ☆ ☆

Dni mijały, a Draco coraz bardziej pogrążał się w swojej paranoi. Spędzał godziny w swoim apartamencie, szukając jakiegokolwiek dowodu na obecność duchowej towarzyszki, która jak na złość nie pojawiła się ani razu. Biorąc pod uwagę sceptycyzm Zabiniego, czuł, jak presja ciąży na nim coraz bardziej. Były nawet momenty, w których sam wątpił w swoją rację. Czy aby na pewno nie miał zwidów? Ta chora niepewność doprowadzała go do szału. Mimo to w głębi serca wiedział, że ma rację. Nie zwariował na tyle, by halucynować o niesamowitej brunetce. Ponadto nie była ona zbyt miła. Ba! Kobieta wrzeszczała, ile wlezie, a jej wzrok nie zdradzał nawet krzty sympatii, która mogłaby być skierowana w jego stronę. Był pewny, że jego wyobraźnię stać na coś zdecydowanie lepszego.
Niestety obsesyjne myśli o nieznanym mu duchu opętały go do tego stopnia, że nie potrafił skupić się na niczym innym. Nawet projektowanie przychodziło mu z wielkim trudem. Wolał godzinami przyglądać się portretowi tajemniczej nieznajomej i gdybać nad jej tożsamością.
Wiedział jednak, że nie może ciągnąć tego w nieskończoność. Co jak co, ale był facetem i również miał swoje potrzeby, które zostały tak gwałtownie pobudzone. Dawno nie czuł pragnienia spędzenia czasu z kobietą w sposób czysto seksualny. A jednak na widok brunetki zdawał się choć na chwilę zainteresować płcią przeciwną.
Naprawdę musiał chociaż przez moment przestać zadręczać się myślami o wydarzeniach sprzed kilku dni. Z drugiej strony jednak miło było zapomnieć o prawdziwych problemach, które gościły w jego życiu. Na kilka dni koszmary przestały go nękać, a przeszłość zdawała się być tylko i wyłącznie zakończonym rozdziałem.
W końcu, podczas piątkowego wieczoru, postanowił dobrowolnie wyjść z domu, by nareszcie odetchnąć od męczących go pytań dotyczących tej tajemniczej sprawy. Pierwszy raz od dwóch lat naprawdę potrzebował towarzystwa płci przeciwnej.
Nie było to trudne, wziąwszy pod uwagę fakt, że zaliczał się do przystojnych facetów. W Hogwarcie miał duże powodzenie, z którego korzystał do czasu, kiedy zadanie dla Czarnego Pana okazało się ważniejsze.
Teraz jednak na jeden wieczór mógł w spokoju o tym zapomnieć.

☆ ☆ ☆
Znalezienie panieńki na jedną noc okazało się łatwiejsze, niż sądził. Kilka drinków w podrzędnym mugolskim pubie, a dziewczyna o imieniu Becky prawie sama wepchała się do jego łóżka. Musiał przyznać, że była naprawdę urodziwą kobietą. Blond włosy, obfity biust i fenomenalne ciało sprawiły, że nie zastanawiał się zbyt długo nad zaproszeniem jej do mieszkania.
Gdy tylko przekroczyli próg, Draco nie miał zamiaru hamować swoich potrzeb. Mimo że w jego w głowie cały czas grasował widok ślicznej brunetki, z całych sił starał skupić się na innych pożytecznych zajęciach.
Becky nie pozostawała mu dłużna i nie tracąc czasu, zaciągnęła go do jego sypialni. Jednym ruchem ściągnął z kobiety sukienkę i bez większej delikatności rzucił ją na łóżko. Alkohol buzujący w jego żyłach jeszcze bardziej pobudzał go do życia. Gdy tylko ich usta złączyły się w dzikim, agresywnym pocałunku, jakby z daleka usłyszał głośny trzask wydobywający się z kuchni.
Słyszałeś to? spytała kobieta, odrywając się od niego na chwilę.
Nie skłamał, po czym położył dłoń na jej piersi. Nie miał zamiaru psuć sobie
takiej zabawy, co to to nie! Poza tym był bogatym arystokratą i zabezpieczył swoje mieszkanie na wszystkie możliwe sposoby. O włamaniu nawet nie było mowy.
Kolejny raz poświęcił swojej towarzyszce pełną uwagę i zjechał pocałunkami niżej. Zamknął oczy, całkowicie koncentrując się na danej czynności. Niestety kompletnie nie był w stanie skupić się na blondynce, gdyż huki z kuchni zdawały się coraz donośniejsze.
Gdy tylko otworzył oczy, by w końcu sprawdzić, kto przeszkadza mu w tak przepięknym momencie, o mały włos nie krzyknął z przerażenia. Jego towarzyszka wyręczyła go w tej czynności i wydała z siebie głośny pisk paniki.
W drzwiach do sypialni stała bowiem jego tajemnicza nieznajoma z mordem wypisanym na twarzy.
Wynocha z mojego mieszkania! krzyknęła w kierunku Becky, która nawet nie zważając na Dracona, szybko pozbierała swoje rzeczy i wybiegła z krzykiem z apartamentu.
Nie mógł powstrzymać głośnego jęku rozpaczy, który wydobył się z jego gardła. Cholera jasna, czy ta kobieta nie mogła pojawić się dwadzieścia minut później? Tak bardzo pragnął jej przybycia podczas ostatnich dni, a teraz, gdy chociaż raz chciał nacieszyć się życiem, ona wszystko mu zniszczyła.
Następnym razem zapukaj warknął w jej kierunku, nie ukrywając swojej
złości, choć z drugiej strony na chwilę przepełniła go radość. A jednak nie halucynował! Kobieta naprawdę istniała!
Następnym razem nie przyprowadzaj panienek do mojego mieszkania
fuknęła, poprawiając włosy.
Draco ponownie zmierzył ją wzrokiem, starając się zachować spokój. Brunetka miała na sobie te same rzeczy co kilka dni temu. Nie zdziwił go ten fakt, biorąc pod uwagę, że doskonale zdawał sobie sprawę, iż była ona duchem. Niemniej jednak nie rozumiał, dlaczego kobieta nie była przeźroczysta ani nie zdawała sobie sprawy o własnym losie.
To nie jest twoje mieszkanie, skarbie. Już to przerabialiśmy warknął, nawet
nie wysilając się na bycie miłym. Nie chcę wyjść na dupka, ale może w końcu byś się ode mnie odczepiła, mała wiedźmo dodał, uśmiechając się przy tym ironicznie. Wolał już być uważany za czubka, niż być prześladowany przez tę kobietę.
Uwierz mi, nie marzę o niczym innym odpowiedziała, zaciskając usta w
wąska linię. Przez chwilę wydawało mu się to dość znajome, lecz szybko odgonił od siebie tę myśl. Myślisz, że sprawia mi to przyjemność? Obserwowanie cię w moim apartamencie?
To na co czekasz prychnął, całkowicie tracąc kontrolę. Wynoś się stąd warknął.
Problem polega na tym, że nie mogę powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Nie wiem, kim jestem, ani nie wiem, co tu robię.
Przez chwilę zapadła między nimi napięta cisza.
Sam Draco nie wiedział, jak uporać się z tą sytuacją. Bo jak to? Seksowny duch pojawia się w jego domu, nie wiadomo skąd i dlaczego, tylko po to, by go terroryzować? Doprawdy, większego pecha nie mógł mieć.
Czas się dowiedzieć o tobie czegoś więcej, złotko — zwrócił się do niej.
Brunetka uśmiechnęła się krzywo.
Zawrzyjmy układ odparła, wyciągając w jego stronę rękę. Pomożesz mi dowiedzieć się o mnie jak najwięcej, a ja w zamian przestanę cię nawiedzać dokończyła dziarsko.
Na krótki moment zawahał się, patrząc niepewnie w jej kierunku. Nie był do końca przekonany, czy może jej ufać i czy naprawdę chce zająć się tak chorą sprawą. Z drugiej strony jednak, gdy tylko rozwiąże tę zagadkę, będzie miał święty spokój.

Na Merlina, zgoda odparł w końcu, również wyciągając rękę. Gdy tylko spróbował uścisnąć dłoń kobiety w geście zawarcia umowy, nie poczuł nic oprócz powietrza. Uśmiechnął się sam do siebie. Cholera jasna, właśnie zawarłem umowę z duchem.



CZYTAM = KOMENTUJĘ


* Inspiracja zaczerpnięta z filmu "Jak w niebie" 

piątek, 14 października 2016

Rozdział 9 „ Niespodziewane spotkanie"

Przyzwyczaił się do ciemności. Do ciemności i paraliżującego strachu, który towarzyszył mu za każdym razem, gdy tylko zamykał oczy, próbując oddać się w objęcia Morfeusza. Nigdy nie lubił śnić.
Jakież było więc jego zdziwienie, gdy w końcu zorientował się, że obezwładniająca go zazwyczaj ciemność znikła. Zamiast tego ciepły podmuch wiatru otulił jego twarz, a słońce świecące jasno i radośnie dawało mu poczucie, że znajduje się w jakimś cholernie szczęśliwym miejscu.
Zdawał sobie sprawę, że śni. Jak mógłby przeoczyć ten fakt... Tutaj, w tym bezproblemowym świecie, wszystko wydawało się zdecydowanie lepsze. Ponadto zdawało mu się, że jego rozradowanie było aż zbyt przesadne. Znajdował się bowiem na przepięknej plaży, gdzie morze przybierało intensywny błękitny kolor.
Mimo tych wszystkich informacji jego ciało zdawało poruszać się samodzielnie, w ogóle nie zwracając uwagi na panujący wokół krajobraz z bajki. Draco mógł jedynie obserwować własne poczynania, nie mając na nie wpływu. Przez chwilę miał wrażenie, jakby znajdował się w myślodsiewni, gdzie również mógł tylko przyglądać się wydarzeniom dziejącym się wokół niego.
Niespodziewanie poczuł ciepłą dłoń, która opadła na jego lewe ramię. Obrócił się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— To ty — powiedział, nie powstrzymując swojej radości. Jego umysł powoli tracił kontrolę nad rzeczywistością. Wszystko tutaj z sekundy na sekundę zdawało się coraz bardziej realistyczne. Nawet słowa oraz nieznana mu do tej pory radość były perfekcyjnie naturalne.
Jego oczy powędrowały na wybrankę… na kobietę, która tak skutecznie odmieniła jego życie, nie zważając na dzielące ich różnice, które kiedyś zaważyły o tak burzliwej znajomości. A teraz stała przed nim, uśmiechnięta i szczęśliwa, przepełniona nadzieją, która po długim czasie dopadła również jego.
— Zamknij oczy — szepnęła mu czule do ucha.
Wykonał jej polecenie bez większego protestu. W końcu nie miał żadnych wątpliwości co do intencji kobiety. Tyle razy pokazała mu, że chodzi jej wyłącznie o jego dobro.
Gdy ponownie ogarnęła go ciemność, nawet przez chwilę nie czuł strachu. Zaufanie do swojej towarzyszki zdecydowanie przeważało nad negatywnymi oraz realistycznymi uczuciami, które kumulowały się w jego ciele.
— A teraz mnie znajdź, Draco — powiedziała, śmiejąc się wesoło.
Jakby z daleka usłyszał jej oddalające się kroki oraz szum fal rozbijających się o gładką powierzchnię.
Z całej siły pragnął otworzyć oczy, by jak najszybciej dogonić kobietę. Dopiero po chwili jednak zdał sobie sprawę, że nie mógł wykonać tej jakże prostej czynności. Mimo że dookoła dalej słyszał szum fal oraz śmiech kobiety, która jeszcze przed momentem stała koło niego, nie mógł kompletnie polegać na swoim wzroku. Gdy tylko próbował unieść powieki, nieznana mu do tej pory siła sprawiała, iż nie potrafił wykonać tak prostej czynności.
Ruszył więc przed siebie z rękoma wyciągniętymi naprzód, by dogonić swoją towarzyszkę. Na początku jego kroki były dość pewne, a uśmiech dalej nie schodził mu z twarzy. Słowa kobiety cały czas dzwoniły mu w uszach, aż do momentu, gdy po raz pierwszy znowu poczuł panikę, która szybko zaczęła narastać w jego ciele. Ciemność, która go otaczała, nagle stała się dla niego czymś niesamowicie przygnębiającym, a perlisty śmiech towarzyszki przerodził się w głośny wrzask bólu.
— Nie! — krzyknął, próbując iść w stronę, z której dochodził odgłos. Z każdą chwilą strach oraz bezsilność przybierały na mocy. Nie zważając na fakt, iż dalej kompletnie nic nie widział, przyspieszył swój krok. Niespodziewanie runął na ziemię, potykając się o coś, czego nie był w stanie zobaczyć. Przeklął siarczyście, próbując jak najszybciej podnieść się z miejsca wypadku. Niestety jego starania i tym razem legły w gruzach. Nie potrafił zapanować nad swoim ciałem.
Krzyknął z przerażenia, tracąc całkowitą kontrolę nad wydarzeniami. Zdawało mu się, że miejsce, w którym znajdował się niespełna kilka chwil temu, zniknęło na dobre. Słyszał szalone bicie własnego serca oraz kolejne krzyki wydobywające się z ust kobiety.
— Pomocy! — krzyknął bezradnie, mimo iż wiedział, że żaden ratunek nigdy nie nadejdzie. Był niewolnikiem swojego snu i sam musiał się z tym uporać. Podświadomie błagał w myślach, by ten koszmar dobiegł końca, by wreszcie powrócił do rzeczywistości i zapomniał o tych strasznych wydarzeniach.
— Jest już za późno, Draco — usłyszał szept tuż przy swoim uchu. Po raz kolejny wrzasnął przerażony, bo ten głos aż za bardzo przypominał mu Voldemorta. — Avada Kedavra! — To ostatnie słowa, jakie zdążył zarejestrować. W następnej sekundzie promień zielonego światła pojawił się dokładnie przed jego oczami, a on sam zdawał się odpływać do zupełnie innego świata…
__________________________________________________

Obudził się zlany potem, z przerażeniem wypisanym na twarzy. Serce, które trzykrotnie przyspieszyło bicie, powoli dochodziło do siebie. Odetchnął głęboko, szeroko otwierając oczy. Był poranek, a promienie słońca leniwie przedzierały się do pokoju gościnnego. Nie mógł powstrzymać ulgi, która go ogarnęła. Nareszcie odzyskał wzrok oraz zdolność do wykonywania normalnych czynności.
Dlaczego, do cholery, takie koszmary nękały go prawie co noc od czasu tego pamiętnego rozstania z Astorią? Powoli go to przerastało. Nie dość, że jego życie prywatne wyglądało jak sklątka tylnowybuchowa, to w dodatku nie mógł nawet się porządnie wyspać.
Doprawdy nie rozumiał, czemu wspomnienia Sami-Wiecie-Kogo tak niespodziewanie zaczęły pojawiać się w jego snach. Owszem, pierwsze trzy miesiące po wojnie były dla niego wręcz okropne, biorąc pod uwagę wieczne przesłuchiwania oraz krótki pobyt w Azkabanie. Do końca życia nie zapomni tego okropnego miejsca. To właśnie w tamtym okresie koszmary oraz wyrzuty sumienia nawiedzały go co noc. Dopiero po miesiącu zdołał sobie przebaczyć i przyznać do faktu, iż stać go w życiu na więcej niż bycie szalonym sługą Voldemorta. Oczywiście okazało się to już zbyt późne. Jednak na jego szczęście na świecie było jeszcze kilkoro osób, które w niego wierzyło. Zabini oraz jego matka postarali się o to, by wydostał się jak najszybciej z tego nędznego miejsca i rozpoczął zupełnie nowy rozdział. O dziwo, wyszło mu to całkiem dobrze, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe osiągnięcia.
Myśli o dawnym życiu tak bardzo go pochłonęły, iż nawet nie zauważył, kiedy jego wierny towarzysz Smok usadowił się wygodnie tuż koło niego. Gdy spojrzał na błagającą minę psiaka, zaśmiał się sam do siebie. Na chwilę niemalże zdążył zapomnieć, gdzie się znajdował.
Sypialnia dla gości w skromnym domku panny Granger dopiero teraz zdała mu się na tyle realna, by uświadomić sobie, że naprawdę zgodził się na jej propozycję. Co najgorsze, wcale nie wydawało mu się, by był to głupi pomysł. Spędził z nią przyjemnie wieczór i, choć z trudem przechodziło mu to przez gardło, zdążył ją w minimalnym stopniu polubić. Nie chodziło mu wyłącznie o niecodzienną urodę byłej Gryfonki, ale raczej o sam jej charakter. Zawsze uważał ją za arogancką kujonicę. Co do tej kwestii nic się nie zmieniło. Odkrył jednak, że kobieta miała w sobie znacznie więcej niż tylko miłość do książek. Potrafiła go zaskoczyć i sprawić, że pierwszy raz od kilku lat naprawdę stresował się wyjściem na zwykłą kolację.
Na samo wspomnienie wieczoru ponownie na jego twarzy pojawił się mały, choć widoczny uśmiech. Doprawdy nie przypuszczał, że ich wspólne spotkanie przebiegnie tak dobrze. Bez awantur, kłótni czy złośliwych komentarzy. No dobrze, pomijając ostatni punkt, wszystko poszło bez zarzutu. Nawet podczas swojego całego związku z Astorią ani razu nie czuł się tak jak teraz.
Pokręcił głową, odganiając od siebie te cholernie dziwne myśli. Ponownie przyłapał się na tym, iż rozpamiętywał swój związek z byłą Ślizgonką.
— Masz ochotę na mały spacer? — spytał, patrząc wyczekująco na psiaka, który jak na zawołanie szczeknął wesoło. Draco westchnął teatralnie, a następnie przywołał różdżką ubrania. Gdy tylko narzucił na siebie czarną koszulę, wyszedł z pokoju, kierując się w stronę wyjścia.
W całym domu panowała cisza. Nie zdziwiło go to, biorąc pod uwagę wczesną porę. Przez chwilę przeszło mu przez głowę, by obudzić Granger, lecz szybko odgonił tę myśl.
Nie miał zamiaru nękać kobiety od samego rana. A poza tym im szybciej załatwi tę cholerną sprawę z ministerstwem, tym lepiej. Nie zapomniał bowiem o swoich regularnych wizytach w gabinecie pana Pottera.
Nie mógł powstrzymać cichego prychnięcia. Listopad okazał się dla niego tak zadziwiającym miesiącem, że sam powoli zaczął wątpić, czy to wszystko działo się naprawdę.

___________________________________________________

— Po jaką cholerę zabrałeś tu ze sobą psa? — Mina Pottera zdradzała rozkojarzenie oraz wściekłość, której po prostu nie potrafił ukryć.
— Ktoś musi mi towarzyszyć w tak okropnym miejscu — odparł Draco, uśmiechając się przy tym zabójczo. Po tylu latach gnębienie Pottera dalej sprawiało mu taką samą satysfakcję jak kiedyś. Nie mógł powstrzymać swojego ciętego języka, a w dodatku Wybraniec zdawał się powoli wychodzić z siebie, mimo iż spędzili ze sobą dopiero niecałe dwie minuty.
Prawda była taka, że Draco doskonale wiedział, jak bardzo rozwścieczy Bliznowatego. Smok okazał się być jego wiernym powiernikiem. Psiak bacznie wpatrywał się w Wybrańca, od czasu do czasu poszczekując wrogo w jego stronę. Dla Malfoya był to niecodzienny ubaw. Mimo że psiak był wielkości jego ręki, Potter ledwo co hamował swoje przerażenie.
Draco miał wrażenie, że dzisiaj dobry humor już go nie opuści, zważywszy na daną sytuację.
— Usiądź — rozkazał okularnik, posyłając przy tym niepewne spojrzenia w kierunku szczeniaka.
Blondyn opadł wygodnie na krzesło w biurze aurora. Nie wiedzieć czemu, ani przez chwilę nie czuł się niekomfortowo. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że panował nad całą sytuacją.
Nie miał zamiaru zdradzać ministerstwu ani jednej informacji na temat Granger. Prędzej zeswatałby się z Weasleyami. W dodatku fakt, iż była Gryfonka sama przyznała, że ministerstwo wiecznie szuka powodów, by zwabić ją do biura aurorów lub — co gorsza — do Azkabanu, mówił sam za siebie.
— Gdzie spędziłeś wczorajszy wieczór? — Potter przeszedł od razu do rzeczy.
— Jak zawsze nie grzeszy pan grzecznością — zaśmiał się Draco w odpowiedzi. Wiedział, że tak czy siak będzie musiał odpowiedzieć na wszystkie pytania. Nie zamierzał jednak przegapić takiej okazji do dręczenia swojego odwiecznego wroga. Przez chwilę zapomniał, iż ciąży na nim wyrok Wizengamotu.
— Nie zmieniaj tematu — warknął w odpowiedzi mężczyzna.
Draco wywrócił leniwie oczami, a następnie przybrał poważny ton głosu.
— Spędziłem go w restauracji — powiedział, patrząc aurorowi prosto w oczy. Nie miał zamiaru zdradzać Granger. Ani słowem nie piśnie, że była jego towarzyszką. Chciał jednak, by Potter podświadomie zdał sobie z tego sprawę i czuł palącą zazdrość. Za cholerę nie miał pojęcia, co tak naprawdę między nimi się wydarzyło i chyba naprawdę nie chciał wiedzieć. Ich relacje w ogóle go nie obchodziły. Mimo to czuł głęboką satysfakcję, że to on, Draco Malfoy, były śmierciożerca, a nie słynny Wybraniec, spędza czas z brunetką.
— Kto ci towarzyszył? — Przesłuchanie dalej trwało, a były Gryfon zdawał się nie odpuszczać.
— No jak to z kim? — Przybrał zdziwioną minę. — Ze Smokiem — dodał po chwili, wskazując na swojego towarzysza, który zaszczekał radośnie. — Panie Potter, proszę mi wybaczyć, ale chyba nie jest pan zbyt dobrze doinformowany. — Jego ton w żadnym wypadku nie zdradzał szyderczego podtekstu. Wręcz przeciwnie, gdyby ktoś właśnie teraz ich obserwował, stwierdziłby, iż Draco naprawdę nie ma pojęcia, o co tak naprawdę chodzi aurorowi.
Potter pokręcił głową, wyraźnie zmęczony jego odpowiedziami. Westchnął głęboko, a następnie usiadł, wpatrując się w niego wyczekująco.
— Jak ona się czuje? — spytał prawie szeptem.
— Smok nie jest kobietą, panie Potter. — Blondyn nie odpuszczał. Ani mu się śniło przyznać do spotkania z Granger. — Jeżeli chodzi panu o pana byłą kujonicę, proszę zwrócić się bezpośrednio do niej, a mnie, jako szanownego obywatela Wielkiej Brytanii, zostawić w spokoju. Wieczór spędziłem w towarzystwie pięknej brunetki i Smoka, następnie udałem się do jej mieszkania, a tam zająłem się już innymi sprawami...
— Wystarczy — przerwał mu Potter gwałtownie, wstając ze swojego miejsca. — Możesz już iść, Malfoy — mruknął w jego stronę.
Zdziwił go brak determinacji ze strony swojego wroga. Niemniej jednak nie miał zamiaru siedzieć tu ani sekundy dłużej.
Uśmiechnął się ironicznie w stronę aurora, a następnie, przywołując Smoka, szybko udał się w stronę drzwi. Pozwolił sobie jednak spojrzeć jeszcze raz na Wybrańca, który wyglądał, jakby zaraz miał paść z wycieńczenia. Przez chwilę Draco poczuł dziwny skurcz w żołądku, jakby dopiero co zjadł fasolkę Bertiego Botta o smaku wymiocin. Dopiero po sekundzie zdał sobie sprawę, że był to żal w stosunku do Pottera.
— Smok ma się dobrze. Trochę brakuje mu towarzystwa — palnął bez zastanowienia.
Okularnik spojrzał na niego z zaskoczeniem.
„Cholera jasna, po coś ty to mówił” — skarcił się Draco w myślach. Wiedział jednak, że zrobił dobrze. Potter i Granger od zawsze trzymali się razem i jedyne, w co na tym świecie nie wątpił, to w ich przyjaźń. Przecież ta Gryfonka zrobiłaby dla niego wszystko.
Miał wrażenie, że na twarzy bruneta przez sekundę pojawiło się coś przypominającego uśmiech.
— Dziękuję — odpowiedział.
Draco przewrócił leniwie oczami, słysząc to głupie słowo.
— Jak widać troszczymy się o te same rzeczy, Malfoy.  
Blondyn nie był w stanie odpowiedzieć na tę zaczepkę. Sam fakt, że naprawdę mieli teraz ze sobą coś wspólnego doprowadzał go do szału. A poza tym kto powiedział, że zależało mu na Granger? Owszem, spędzi z nią cały miesiąc i tak, do cholery jasnej, polubił ją w jakimś minimalnym stopniu. Co do jednego był jednak pewny — kobieta nigdy nie sprawi, że będzie mu na kimś zależało. Nigdy.

___________________________________________________

— Jak było?
Doskonale zdawał sobie sprawę z ciekawości Granger, więc to pytanie w ogóle go nie zdziwiło.
Znajdowali się w podrzędnej kawiarni tuż naprzeciwko jej domu. Wszyscy pracownicy przywitali kobietę, już na wstępie posyłając w jej stronę ciepłe uśmiechy. Draco nie mógł przyzwyczaić się do panującej wokół atmosfery. Każdy wydawał się tutaj tak cholernie miły i otwarty, że ogarnęło go dziwne wrażenie, iż w ogóle tutaj nie pasuje.
I tak też było. Wszyscy patrzyli  na niego jak na wyrzutka, lecz nikt ani razu nie odważył się powiedzieć tego na głos. A gdyby tylko spróbowali, już by im pokazał, gdzie ich miejsce! W końcu był o wiele lepszy od nich. Nie było sensu nawet zniżać się do poziomu tych mugoli.
— Nie było tak źle — mruknął, rozglądając się nerwowo. Mimo iż dobry humor zdawał się go nie opuszczać, musiał przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Spojrzał na Granger, uśmiechając się przy tym ironicznie.
Kobieta była już na nogach, gdy tylko wrócił do jej skromnego domku. Przywitała go ciepłym uściskiem, który przez chwilę wydawał się dla niego aż zbyt emocjonalny. Nawet nie pytając o zdanie, wyciągnęła go tutaj na śniadanie, by mógł oswoić się trochę z nowym otoczeniem oraz poznać jej znajomych.
Jak zwykle wyglądała uroczo. Może nie tak pięknie jak tamtego wieczoru, ale o wiele lepiej niż większość dziewczyn, z którymi spotykał się w swoim życiu. Miała na sobie biały sweter oraz obcisłe czarne spodnie. Makijaż jak zawsze nie gościł na jej twarzy, ale nadrabiała to hipnotyzującymi brązowymi oczami. Na jej miejscu też nigdy nie zakrywałby tego jakimiś tanimi kosmetykami.
— Nie martw się, Granger — dodał, spontanicznie chwytając jej dłoń, która była wręcz lodowata. Spojrzał na nią zdziwiony, lecz nie skomentował tego faktu. Zamiast tego chwycił ją mocniej, próbując rozgrzać.
Musiał przyznać sam przed sobą, że było to dość przyjemne uczucie. Jej dłoń, choć taka drobna, zdawała się idealnie pasować do jego. Poza tym dziwne dreszcze, przechodzące przez całe jego ciało, uświadamiały mu, że dobrze zrobił, decydując się zostać u niej na calutki miesiąc.
Skierował swój wzrok na jej oczy, na chwilę zapominając, że wcale nie są sami. Doskonale mógł wyczytać z jej twarzy zadowolenie oraz lekkie speszenie, które tak bardzo starała się ukryć. Mimo tych wszystkich lat Granger dalej była taka sama. Pierwszy raz podczas ich całej znajomości miał wrażenie, że to on ma kontrolę nad całą sytuacją.
— Myślałam, że… — zaczęła niepewnie, spuszczając wzrok na ich splecione dłonie.
Było to dla niego niesamowite uczucie — zobaczyć Granger w takim stanie. Odkąd odnowili kontakt wydawała się emanować pewnością siebie oraz energią. Dzisiaj miał wrażenie, że kobieta jest zmęczona i odrobinę zbita z tropu.
— Myślałam, że zmieniłeś zdanie — wydusiła z siebie, ponownie wpatrując się mu intensywnie w oczy.
Spojrzał na nią zdziwiony. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Czy był naprawdę aż tak nieprzewidywalny? W końcu nie raz, nie dwa dał ponieść się emocjom. Odmawiał tej kobiecie już chyba z milion razy, a jednak ostatecznie się zgodził. Skąd Granger miała mieć pewność, że tym razem mówi poważnie?
Westchnął głęboko, puszczając jej rękę. Nie wiedział, dlaczego to robi ani co nim kieruje. Bez zastanowienia położył dłoń na jej policzku, który był przyjemnie ciepły. Kobieta wydawała mu się teraz taka bezbronna i niewinna, że przez chwilę zaczął się bać, iż naprawdę może zrobić jej krzywdę. Nie był dla niej odpowiedni i sam o tym doskonale wiedział. Różnili się pod każdym względem, a jednocześnie łączyło ich coś, czego nie potrafił zrozumieć.
— Nie mam zamiaru stąd odejść, rozumiesz? — szepnął, ani razu nie spuszczając z niej wzroku. — Nie zostawię cię — dodał, kierując te słowa bardziej do siebie niż do niej.
— Wierzę ci — odparła równie cicho jak on.
Przez chwilę zapanowała między nimi kompletna cisza. Wszyscy naokoło zdawali się w ogóle nie zauważać dziwnej atmosfery, która między nimi zapadła. Tylko on i ona wiedzieli doskonale, co tak naprawdę między nimi się wydarzyło. Po raz pierwszy od początku ich znajomości zaczęli tak po prostu sobie ufać.
Dopiero dzwonek otwieranych drzwi do kawiarni przywrócił go do żywych. Leniwie opuścił swoją dłoń i oplótł nią kubek do kawy, by następnie upić z niego łyka. Nie chciał ponownie spojrzeć w oczy brunetki, tak więc skierował swój wzrok na nowo przybyłych gości.
Była to dość urocza parka. Ona — dość wysoka jak na kobietę, ubrana w czarny płaszcz i on — całkiem przystojny mulat obejmujący ją w pasie. Oboje wydawali się w sobie tak zakochani, że nawet nie zauważyli, że od dobrych kilku sekund są obserwowani.
Draco na początku nie mógł skojarzyć faktów. Dopiero gdy mężczyzna skierował na niego wzrok, wszystko stało się jasne. Nie zważając na zdziwiony wzrok Hermiony, wstał gwałtownie z krzesła i podszedł do swoich byłych znajomych.

— Zabini — mruknął, klepiąc swojego przyjaciela” po plecach. — Jakże cholernie miło jest cię widzieć.



__________________________________________


Od autorki :


Wybaczcie mi tak długą przerwę. Jak już wspomniałam, wyszło to z mojej własnej głupoty. Mam nadzieję jednak, że rozdział wam to odrobinę zrewanżował :)
Miniaturka już za tydzień.

CZYTAM= KOMENTUJĘ