piątek, 14 października 2016

Rozdział 9 „ Niespodziewane spotkanie"

Przyzwyczaił się do ciemności. Do ciemności i paraliżującego strachu, który towarzyszył mu za każdym razem, gdy tylko zamykał oczy, próbując oddać się w objęcia Morfeusza. Nigdy nie lubił śnić.
Jakież było więc jego zdziwienie, gdy w końcu zorientował się, że obezwładniająca go zazwyczaj ciemność znikła. Zamiast tego ciepły podmuch wiatru otulił jego twarz, a słońce świecące jasno i radośnie dawało mu poczucie, że znajduje się w jakimś cholernie szczęśliwym miejscu.
Zdawał sobie sprawę, że śni. Jak mógłby przeoczyć ten fakt... Tutaj, w tym bezproblemowym świecie, wszystko wydawało się zdecydowanie lepsze. Ponadto zdawało mu się, że jego rozradowanie było aż zbyt przesadne. Znajdował się bowiem na przepięknej plaży, gdzie morze przybierało intensywny błękitny kolor.
Mimo tych wszystkich informacji jego ciało zdawało poruszać się samodzielnie, w ogóle nie zwracając uwagi na panujący wokół krajobraz z bajki. Draco mógł jedynie obserwować własne poczynania, nie mając na nie wpływu. Przez chwilę miał wrażenie, jakby znajdował się w myślodsiewni, gdzie również mógł tylko przyglądać się wydarzeniom dziejącym się wokół niego.
Niespodziewanie poczuł ciepłą dłoń, która opadła na jego lewe ramię. Obrócił się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— To ty — powiedział, nie powstrzymując swojej radości. Jego umysł powoli tracił kontrolę nad rzeczywistością. Wszystko tutaj z sekundy na sekundę zdawało się coraz bardziej realistyczne. Nawet słowa oraz nieznana mu do tej pory radość były perfekcyjnie naturalne.
Jego oczy powędrowały na wybrankę… na kobietę, która tak skutecznie odmieniła jego życie, nie zważając na dzielące ich różnice, które kiedyś zaważyły o tak burzliwej znajomości. A teraz stała przed nim, uśmiechnięta i szczęśliwa, przepełniona nadzieją, która po długim czasie dopadła również jego.
— Zamknij oczy — szepnęła mu czule do ucha.
Wykonał jej polecenie bez większego protestu. W końcu nie miał żadnych wątpliwości co do intencji kobiety. Tyle razy pokazała mu, że chodzi jej wyłącznie o jego dobro.
Gdy ponownie ogarnęła go ciemność, nawet przez chwilę nie czuł strachu. Zaufanie do swojej towarzyszki zdecydowanie przeważało nad negatywnymi oraz realistycznymi uczuciami, które kumulowały się w jego ciele.
— A teraz mnie znajdź, Draco — powiedziała, śmiejąc się wesoło.
Jakby z daleka usłyszał jej oddalające się kroki oraz szum fal rozbijających się o gładką powierzchnię.
Z całej siły pragnął otworzyć oczy, by jak najszybciej dogonić kobietę. Dopiero po chwili jednak zdał sobie sprawę, że nie mógł wykonać tej jakże prostej czynności. Mimo że dookoła dalej słyszał szum fal oraz śmiech kobiety, która jeszcze przed momentem stała koło niego, nie mógł kompletnie polegać na swoim wzroku. Gdy tylko próbował unieść powieki, nieznana mu do tej pory siła sprawiała, iż nie potrafił wykonać tak prostej czynności.
Ruszył więc przed siebie z rękoma wyciągniętymi naprzód, by dogonić swoją towarzyszkę. Na początku jego kroki były dość pewne, a uśmiech dalej nie schodził mu z twarzy. Słowa kobiety cały czas dzwoniły mu w uszach, aż do momentu, gdy po raz pierwszy znowu poczuł panikę, która szybko zaczęła narastać w jego ciele. Ciemność, która go otaczała, nagle stała się dla niego czymś niesamowicie przygnębiającym, a perlisty śmiech towarzyszki przerodził się w głośny wrzask bólu.
— Nie! — krzyknął, próbując iść w stronę, z której dochodził odgłos. Z każdą chwilą strach oraz bezsilność przybierały na mocy. Nie zważając na fakt, iż dalej kompletnie nic nie widział, przyspieszył swój krok. Niespodziewanie runął na ziemię, potykając się o coś, czego nie był w stanie zobaczyć. Przeklął siarczyście, próbując jak najszybciej podnieść się z miejsca wypadku. Niestety jego starania i tym razem legły w gruzach. Nie potrafił zapanować nad swoim ciałem.
Krzyknął z przerażenia, tracąc całkowitą kontrolę nad wydarzeniami. Zdawało mu się, że miejsce, w którym znajdował się niespełna kilka chwil temu, zniknęło na dobre. Słyszał szalone bicie własnego serca oraz kolejne krzyki wydobywające się z ust kobiety.
— Pomocy! — krzyknął bezradnie, mimo iż wiedział, że żaden ratunek nigdy nie nadejdzie. Był niewolnikiem swojego snu i sam musiał się z tym uporać. Podświadomie błagał w myślach, by ten koszmar dobiegł końca, by wreszcie powrócił do rzeczywistości i zapomniał o tych strasznych wydarzeniach.
— Jest już za późno, Draco — usłyszał szept tuż przy swoim uchu. Po raz kolejny wrzasnął przerażony, bo ten głos aż za bardzo przypominał mu Voldemorta. — Avada Kedavra! — To ostatnie słowa, jakie zdążył zarejestrować. W następnej sekundzie promień zielonego światła pojawił się dokładnie przed jego oczami, a on sam zdawał się odpływać do zupełnie innego świata…
__________________________________________________

Obudził się zlany potem, z przerażeniem wypisanym na twarzy. Serce, które trzykrotnie przyspieszyło bicie, powoli dochodziło do siebie. Odetchnął głęboko, szeroko otwierając oczy. Był poranek, a promienie słońca leniwie przedzierały się do pokoju gościnnego. Nie mógł powstrzymać ulgi, która go ogarnęła. Nareszcie odzyskał wzrok oraz zdolność do wykonywania normalnych czynności.
Dlaczego, do cholery, takie koszmary nękały go prawie co noc od czasu tego pamiętnego rozstania z Astorią? Powoli go to przerastało. Nie dość, że jego życie prywatne wyglądało jak sklątka tylnowybuchowa, to w dodatku nie mógł nawet się porządnie wyspać.
Doprawdy nie rozumiał, czemu wspomnienia Sami-Wiecie-Kogo tak niespodziewanie zaczęły pojawiać się w jego snach. Owszem, pierwsze trzy miesiące po wojnie były dla niego wręcz okropne, biorąc pod uwagę wieczne przesłuchiwania oraz krótki pobyt w Azkabanie. Do końca życia nie zapomni tego okropnego miejsca. To właśnie w tamtym okresie koszmary oraz wyrzuty sumienia nawiedzały go co noc. Dopiero po miesiącu zdołał sobie przebaczyć i przyznać do faktu, iż stać go w życiu na więcej niż bycie szalonym sługą Voldemorta. Oczywiście okazało się to już zbyt późne. Jednak na jego szczęście na świecie było jeszcze kilkoro osób, które w niego wierzyło. Zabini oraz jego matka postarali się o to, by wydostał się jak najszybciej z tego nędznego miejsca i rozpoczął zupełnie nowy rozdział. O dziwo, wyszło mu to całkiem dobrze, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe osiągnięcia.
Myśli o dawnym życiu tak bardzo go pochłonęły, iż nawet nie zauważył, kiedy jego wierny towarzysz Smok usadowił się wygodnie tuż koło niego. Gdy spojrzał na błagającą minę psiaka, zaśmiał się sam do siebie. Na chwilę niemalże zdążył zapomnieć, gdzie się znajdował.
Sypialnia dla gości w skromnym domku panny Granger dopiero teraz zdała mu się na tyle realna, by uświadomić sobie, że naprawdę zgodził się na jej propozycję. Co najgorsze, wcale nie wydawało mu się, by był to głupi pomysł. Spędził z nią przyjemnie wieczór i, choć z trudem przechodziło mu to przez gardło, zdążył ją w minimalnym stopniu polubić. Nie chodziło mu wyłącznie o niecodzienną urodę byłej Gryfonki, ale raczej o sam jej charakter. Zawsze uważał ją za arogancką kujonicę. Co do tej kwestii nic się nie zmieniło. Odkrył jednak, że kobieta miała w sobie znacznie więcej niż tylko miłość do książek. Potrafiła go zaskoczyć i sprawić, że pierwszy raz od kilku lat naprawdę stresował się wyjściem na zwykłą kolację.
Na samo wspomnienie wieczoru ponownie na jego twarzy pojawił się mały, choć widoczny uśmiech. Doprawdy nie przypuszczał, że ich wspólne spotkanie przebiegnie tak dobrze. Bez awantur, kłótni czy złośliwych komentarzy. No dobrze, pomijając ostatni punkt, wszystko poszło bez zarzutu. Nawet podczas swojego całego związku z Astorią ani razu nie czuł się tak jak teraz.
Pokręcił głową, odganiając od siebie te cholernie dziwne myśli. Ponownie przyłapał się na tym, iż rozpamiętywał swój związek z byłą Ślizgonką.
— Masz ochotę na mały spacer? — spytał, patrząc wyczekująco na psiaka, który jak na zawołanie szczeknął wesoło. Draco westchnął teatralnie, a następnie przywołał różdżką ubrania. Gdy tylko narzucił na siebie czarną koszulę, wyszedł z pokoju, kierując się w stronę wyjścia.
W całym domu panowała cisza. Nie zdziwiło go to, biorąc pod uwagę wczesną porę. Przez chwilę przeszło mu przez głowę, by obudzić Granger, lecz szybko odgonił tę myśl.
Nie miał zamiaru nękać kobiety od samego rana. A poza tym im szybciej załatwi tę cholerną sprawę z ministerstwem, tym lepiej. Nie zapomniał bowiem o swoich regularnych wizytach w gabinecie pana Pottera.
Nie mógł powstrzymać cichego prychnięcia. Listopad okazał się dla niego tak zadziwiającym miesiącem, że sam powoli zaczął wątpić, czy to wszystko działo się naprawdę.

___________________________________________________

— Po jaką cholerę zabrałeś tu ze sobą psa? — Mina Pottera zdradzała rozkojarzenie oraz wściekłość, której po prostu nie potrafił ukryć.
— Ktoś musi mi towarzyszyć w tak okropnym miejscu — odparł Draco, uśmiechając się przy tym zabójczo. Po tylu latach gnębienie Pottera dalej sprawiało mu taką samą satysfakcję jak kiedyś. Nie mógł powstrzymać swojego ciętego języka, a w dodatku Wybraniec zdawał się powoli wychodzić z siebie, mimo iż spędzili ze sobą dopiero niecałe dwie minuty.
Prawda była taka, że Draco doskonale wiedział, jak bardzo rozwścieczy Bliznowatego. Smok okazał się być jego wiernym powiernikiem. Psiak bacznie wpatrywał się w Wybrańca, od czasu do czasu poszczekując wrogo w jego stronę. Dla Malfoya był to niecodzienny ubaw. Mimo że psiak był wielkości jego ręki, Potter ledwo co hamował swoje przerażenie.
Draco miał wrażenie, że dzisiaj dobry humor już go nie opuści, zważywszy na daną sytuację.
— Usiądź — rozkazał okularnik, posyłając przy tym niepewne spojrzenia w kierunku szczeniaka.
Blondyn opadł wygodnie na krzesło w biurze aurora. Nie wiedzieć czemu, ani przez chwilę nie czuł się niekomfortowo. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że panował nad całą sytuacją.
Nie miał zamiaru zdradzać ministerstwu ani jednej informacji na temat Granger. Prędzej zeswatałby się z Weasleyami. W dodatku fakt, iż była Gryfonka sama przyznała, że ministerstwo wiecznie szuka powodów, by zwabić ją do biura aurorów lub — co gorsza — do Azkabanu, mówił sam za siebie.
— Gdzie spędziłeś wczorajszy wieczór? — Potter przeszedł od razu do rzeczy.
— Jak zawsze nie grzeszy pan grzecznością — zaśmiał się Draco w odpowiedzi. Wiedział, że tak czy siak będzie musiał odpowiedzieć na wszystkie pytania. Nie zamierzał jednak przegapić takiej okazji do dręczenia swojego odwiecznego wroga. Przez chwilę zapomniał, iż ciąży na nim wyrok Wizengamotu.
— Nie zmieniaj tematu — warknął w odpowiedzi mężczyzna.
Draco wywrócił leniwie oczami, a następnie przybrał poważny ton głosu.
— Spędziłem go w restauracji — powiedział, patrząc aurorowi prosto w oczy. Nie miał zamiaru zdradzać Granger. Ani słowem nie piśnie, że była jego towarzyszką. Chciał jednak, by Potter podświadomie zdał sobie z tego sprawę i czuł palącą zazdrość. Za cholerę nie miał pojęcia, co tak naprawdę między nimi się wydarzyło i chyba naprawdę nie chciał wiedzieć. Ich relacje w ogóle go nie obchodziły. Mimo to czuł głęboką satysfakcję, że to on, Draco Malfoy, były śmierciożerca, a nie słynny Wybraniec, spędza czas z brunetką.
— Kto ci towarzyszył? — Przesłuchanie dalej trwało, a były Gryfon zdawał się nie odpuszczać.
— No jak to z kim? — Przybrał zdziwioną minę. — Ze Smokiem — dodał po chwili, wskazując na swojego towarzysza, który zaszczekał radośnie. — Panie Potter, proszę mi wybaczyć, ale chyba nie jest pan zbyt dobrze doinformowany. — Jego ton w żadnym wypadku nie zdradzał szyderczego podtekstu. Wręcz przeciwnie, gdyby ktoś właśnie teraz ich obserwował, stwierdziłby, iż Draco naprawdę nie ma pojęcia, o co tak naprawdę chodzi aurorowi.
Potter pokręcił głową, wyraźnie zmęczony jego odpowiedziami. Westchnął głęboko, a następnie usiadł, wpatrując się w niego wyczekująco.
— Jak ona się czuje? — spytał prawie szeptem.
— Smok nie jest kobietą, panie Potter. — Blondyn nie odpuszczał. Ani mu się śniło przyznać do spotkania z Granger. — Jeżeli chodzi panu o pana byłą kujonicę, proszę zwrócić się bezpośrednio do niej, a mnie, jako szanownego obywatela Wielkiej Brytanii, zostawić w spokoju. Wieczór spędziłem w towarzystwie pięknej brunetki i Smoka, następnie udałem się do jej mieszkania, a tam zająłem się już innymi sprawami...
— Wystarczy — przerwał mu Potter gwałtownie, wstając ze swojego miejsca. — Możesz już iść, Malfoy — mruknął w jego stronę.
Zdziwił go brak determinacji ze strony swojego wroga. Niemniej jednak nie miał zamiaru siedzieć tu ani sekundy dłużej.
Uśmiechnął się ironicznie w stronę aurora, a następnie, przywołując Smoka, szybko udał się w stronę drzwi. Pozwolił sobie jednak spojrzeć jeszcze raz na Wybrańca, który wyglądał, jakby zaraz miał paść z wycieńczenia. Przez chwilę Draco poczuł dziwny skurcz w żołądku, jakby dopiero co zjadł fasolkę Bertiego Botta o smaku wymiocin. Dopiero po sekundzie zdał sobie sprawę, że był to żal w stosunku do Pottera.
— Smok ma się dobrze. Trochę brakuje mu towarzystwa — palnął bez zastanowienia.
Okularnik spojrzał na niego z zaskoczeniem.
„Cholera jasna, po coś ty to mówił” — skarcił się Draco w myślach. Wiedział jednak, że zrobił dobrze. Potter i Granger od zawsze trzymali się razem i jedyne, w co na tym świecie nie wątpił, to w ich przyjaźń. Przecież ta Gryfonka zrobiłaby dla niego wszystko.
Miał wrażenie, że na twarzy bruneta przez sekundę pojawiło się coś przypominającego uśmiech.
— Dziękuję — odpowiedział.
Draco przewrócił leniwie oczami, słysząc to głupie słowo.
— Jak widać troszczymy się o te same rzeczy, Malfoy.  
Blondyn nie był w stanie odpowiedzieć na tę zaczepkę. Sam fakt, że naprawdę mieli teraz ze sobą coś wspólnego doprowadzał go do szału. A poza tym kto powiedział, że zależało mu na Granger? Owszem, spędzi z nią cały miesiąc i tak, do cholery jasnej, polubił ją w jakimś minimalnym stopniu. Co do jednego był jednak pewny — kobieta nigdy nie sprawi, że będzie mu na kimś zależało. Nigdy.

___________________________________________________

— Jak było?
Doskonale zdawał sobie sprawę z ciekawości Granger, więc to pytanie w ogóle go nie zdziwiło.
Znajdowali się w podrzędnej kawiarni tuż naprzeciwko jej domu. Wszyscy pracownicy przywitali kobietę, już na wstępie posyłając w jej stronę ciepłe uśmiechy. Draco nie mógł przyzwyczaić się do panującej wokół atmosfery. Każdy wydawał się tutaj tak cholernie miły i otwarty, że ogarnęło go dziwne wrażenie, iż w ogóle tutaj nie pasuje.
I tak też było. Wszyscy patrzyli  na niego jak na wyrzutka, lecz nikt ani razu nie odważył się powiedzieć tego na głos. A gdyby tylko spróbowali, już by im pokazał, gdzie ich miejsce! W końcu był o wiele lepszy od nich. Nie było sensu nawet zniżać się do poziomu tych mugoli.
— Nie było tak źle — mruknął, rozglądając się nerwowo. Mimo iż dobry humor zdawał się go nie opuszczać, musiał przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Spojrzał na Granger, uśmiechając się przy tym ironicznie.
Kobieta była już na nogach, gdy tylko wrócił do jej skromnego domku. Przywitała go ciepłym uściskiem, który przez chwilę wydawał się dla niego aż zbyt emocjonalny. Nawet nie pytając o zdanie, wyciągnęła go tutaj na śniadanie, by mógł oswoić się trochę z nowym otoczeniem oraz poznać jej znajomych.
Jak zwykle wyglądała uroczo. Może nie tak pięknie jak tamtego wieczoru, ale o wiele lepiej niż większość dziewczyn, z którymi spotykał się w swoim życiu. Miała na sobie biały sweter oraz obcisłe czarne spodnie. Makijaż jak zawsze nie gościł na jej twarzy, ale nadrabiała to hipnotyzującymi brązowymi oczami. Na jej miejscu też nigdy nie zakrywałby tego jakimiś tanimi kosmetykami.
— Nie martw się, Granger — dodał, spontanicznie chwytając jej dłoń, która była wręcz lodowata. Spojrzał na nią zdziwiony, lecz nie skomentował tego faktu. Zamiast tego chwycił ją mocniej, próbując rozgrzać.
Musiał przyznać sam przed sobą, że było to dość przyjemne uczucie. Jej dłoń, choć taka drobna, zdawała się idealnie pasować do jego. Poza tym dziwne dreszcze, przechodzące przez całe jego ciało, uświadamiały mu, że dobrze zrobił, decydując się zostać u niej na calutki miesiąc.
Skierował swój wzrok na jej oczy, na chwilę zapominając, że wcale nie są sami. Doskonale mógł wyczytać z jej twarzy zadowolenie oraz lekkie speszenie, które tak bardzo starała się ukryć. Mimo tych wszystkich lat Granger dalej była taka sama. Pierwszy raz podczas ich całej znajomości miał wrażenie, że to on ma kontrolę nad całą sytuacją.
— Myślałam, że… — zaczęła niepewnie, spuszczając wzrok na ich splecione dłonie.
Było to dla niego niesamowite uczucie — zobaczyć Granger w takim stanie. Odkąd odnowili kontakt wydawała się emanować pewnością siebie oraz energią. Dzisiaj miał wrażenie, że kobieta jest zmęczona i odrobinę zbita z tropu.
— Myślałam, że zmieniłeś zdanie — wydusiła z siebie, ponownie wpatrując się mu intensywnie w oczy.
Spojrzał na nią zdziwiony. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Czy był naprawdę aż tak nieprzewidywalny? W końcu nie raz, nie dwa dał ponieść się emocjom. Odmawiał tej kobiecie już chyba z milion razy, a jednak ostatecznie się zgodził. Skąd Granger miała mieć pewność, że tym razem mówi poważnie?
Westchnął głęboko, puszczając jej rękę. Nie wiedział, dlaczego to robi ani co nim kieruje. Bez zastanowienia położył dłoń na jej policzku, który był przyjemnie ciepły. Kobieta wydawała mu się teraz taka bezbronna i niewinna, że przez chwilę zaczął się bać, iż naprawdę może zrobić jej krzywdę. Nie był dla niej odpowiedni i sam o tym doskonale wiedział. Różnili się pod każdym względem, a jednocześnie łączyło ich coś, czego nie potrafił zrozumieć.
— Nie mam zamiaru stąd odejść, rozumiesz? — szepnął, ani razu nie spuszczając z niej wzroku. — Nie zostawię cię — dodał, kierując te słowa bardziej do siebie niż do niej.
— Wierzę ci — odparła równie cicho jak on.
Przez chwilę zapanowała między nimi kompletna cisza. Wszyscy naokoło zdawali się w ogóle nie zauważać dziwnej atmosfery, która między nimi zapadła. Tylko on i ona wiedzieli doskonale, co tak naprawdę między nimi się wydarzyło. Po raz pierwszy od początku ich znajomości zaczęli tak po prostu sobie ufać.
Dopiero dzwonek otwieranych drzwi do kawiarni przywrócił go do żywych. Leniwie opuścił swoją dłoń i oplótł nią kubek do kawy, by następnie upić z niego łyka. Nie chciał ponownie spojrzeć w oczy brunetki, tak więc skierował swój wzrok na nowo przybyłych gości.
Była to dość urocza parka. Ona — dość wysoka jak na kobietę, ubrana w czarny płaszcz i on — całkiem przystojny mulat obejmujący ją w pasie. Oboje wydawali się w sobie tak zakochani, że nawet nie zauważyli, że od dobrych kilku sekund są obserwowani.
Draco na początku nie mógł skojarzyć faktów. Dopiero gdy mężczyzna skierował na niego wzrok, wszystko stało się jasne. Nie zważając na zdziwiony wzrok Hermiony, wstał gwałtownie z krzesła i podszedł do swoich byłych znajomych.

— Zabini — mruknął, klepiąc swojego przyjaciela” po plecach. — Jakże cholernie miło jest cię widzieć.



__________________________________________


Od autorki :


Wybaczcie mi tak długą przerwę. Jak już wspomniałam, wyszło to z mojej własnej głupoty. Mam nadzieję jednak, że rozdział wam to odrobinę zrewanżował :)
Miniaturka już za tydzień.

CZYTAM= KOMENTUJĘ

5 komentarzy:

  1. Czyżby pierwsza? W rozdziale za bardzo nic się nie dzieje. Tak jak lubię Harry'ego normalnie, tak u Ciebie mnie denerwuje. Draco i Hermiona są cudowni. Niby jeszcze nic ich nie łączy (aktualnie, oprócz wspólnego mieszkania), ale i tak coś między nimi jest.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejo hejooo :D
    Oj jak ja czekałam na nowy rozdział! Przyznam szczerze, że kilkukrotnie sprawdzałam, czy czegoś nie dodałaś, bo stęskniłam się za Twoim listopadem :D
    Rozdział jest kompletny w 100%! Niczego w nim nie brakuje,a przede wszystkim, zaprzeczając trochę słowom w komentarzu wyżej - wydaję mi się, że zostało powiedziane aż nadto! Gdybym miała śmiałość, stwierdziłabym, że jest to wręcz przełomowy rozdział! Pomijając wszelkie uczucia, jakie targają Draconem, począwszy od czystej fascynacji do niemal całkowitego oddania i chęci ochrony Hermiony, kończąc na (jak na razie) platonicznym uczuciu, które się między nimi zrodziło. Przełomowy też poprzez ich końcowe wyznanie i swoistą obietnicę! A jak wiadomo, Malfoyowie nie rzucają słów na wiatr!
    A teraz coś, co urzekło mnie najbardziej - swoista perełka w tej notce, która chwyciła mnie za serducho od pierwszego zdania - opis snu Dracona. Boże... wymiękam. To bylo piękne! I nie mówię tego tylko ze względu na Twój niezwykle dojrzały styl pisania, ale także na fakt, że baaaardzo ten styl przypomina mi styl jedynej i niepowtarzalnej autorki bloga, która jest moim niedoścignionym wzorem i swoistym Bożyszczem w internetowym świecie. Czyli jednym słowem, jednym małym opisem wzbiłaś się na wyżyny i coś czuję, że posiedzisz tam dłuuugooo :D
    pozdrawiam i życzę weny, Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!
    Zazwyczaj jak pisze się pierwszy komentarz trzeba powiedzieć coś miłego, więc rzeknę, że bardzo ładny szablon. A teraz już na poważnie, bo trochę mam Ci do powiedzenia.
    Na samym początku pozwól, że się przedstawię. Na imię mam Maria, ale na Blogosferze jestem znana jako Endory. Twój blog odwiedziłam przypadkiem, ale jak wiemy przypadki zazwyczaj sprawiają nam najwięcej radości. Powiem szczerze, że nie czytam blogów, które mają więcej niż 5 rozdziałów, ale zrobiłam wyjątek. Nie wiem czemu, po prostu weszłam na Twój blog, przeczytałam opis, spojrzałam w hipnotyzujące oczy Toma Feltona i zostałam.
    Teraz powiem coś o treści, bo przecież to ona jest najważniejsza. Nie będę słodziła, bo jak wiemy cukier to zabójca i później się umiera, czy coś w tym rodzaju. Nie oglądałam filmu, o którym czytałam w jakimś komentarzu. Jest to dla mnie kompletnie nowa historia, nigdy jeszcze nie spotkałam się z taką fabułą, a ja wręcz ubóstwiam opowiadania, które szpony nudy jeszcze nie dorwały. Chwała Ci za to i ogromne gratulacje, że nie podążasz jak inni starymi schematami typu: po wojnie, siódmy rok, prefekci, big love. Jak jest dobrze napisane to jeszcze ujdzie, ale jak ktoś za przeproszeniem rzępoli to istna apokalipsa. Tak o to płynnie przejdę do Twojego stylu pisania. Co dużo mówić:fantastyczny i kropka. Zazdroszczę delikatnie, ale tylko delikatnie. Lekkość, humor i ikra, czyli petarda.
    Podsumowując krótko: zakochałam się bez pamięci.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Endory

    strzepy-swiata.blogspot.com

    PS: Następny rozdział poproszę szybko, bo miłość trzeba pielęgnować :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaa! Ale końcówka! Nie dość, że było tak czule, klimatycznie i przyjemnie, to jeszcze nagle takie napięcie przez przybycie Zabiniego! Widzę, że Draco nie zamierza się ukrywać i...jestem bardzo ciekawa, co wyjdzie z tej całej konfrontacji.
    Ogólnie rozdział był cudowny. Nie brakowało zabawnych scen, Draco ma takie specyficzne poczucie humoru i ta jego ironiczność, kocham ją. Fragment, w którym odwiedził Pottera razem ze Smokiem, był komiczny. :D Trochę szkoda mi Harry'ego, ale mógłby spróbować dowiedzieć się o Hermionie w trochę inny sposób. Cieszę się, że nasz Draco na koniec się przełamał i zdradził Wybrańcowi troszeczkę o jej stanie. Ach, a te momenty w kawiarni, świetne opisy, dialogi i w ogóle...Zdziwiłam się, gdy Malfoy złapał nagle Hermionę za dłoń, ale bardzo zadowolił mnie ten gest, aż zaczęłam kiwać głową z uznaniem - dobra robota, Draco. XD A potem jak dotknął jej policzka to już normalnie...nie wiem, zawał. :D <33
    Wracając do początku - bardzo pomysłowo. Draco stał się niewolnikiem swojego snu..:C Bardzo ładnie opisałaś to piękno i ciepło otoczenia, a potem także tą nagłą ciemność. Zresztą wszystko ładnie opisujesz także no..:D
    Czekam na kolejny rozdział, jak dalej będzie przebiegał ten listopad i co wydarzy się jeszcze między dwójką naszych bohaterów... Nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam:)
    Nela.

    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :)
    Muszę powiedzieć, że fantastycznie czytało mi się Twoje rozdziały i mam nadzieję, ze już niedługo wstawisz dziesiąty :). Niecierpliwie na to czekam.
    Ale może od początku :D.
    Ogólnie rzecz ujmując już dawno słyszałam o Twoim opowiadaniu, ale jakoś nie miałam czasu nigdy zajrzeć i przeczytać. Słodki listopad długo był zapisane w zakładkach do przeczytania, a w końcu udało mi się znaleźć chwilę, więc zabrałam się za czytanie :).
    Przede wszystkim bardzo podoba mi się pomysł. Hermiona chcąca odmienić życie Draco, to ciekawe i nietuzinkowe. Prawdę mówiąc nie oglądałam filmu Słodki listopad, ale mnie do tego zachęciłaś. Jednak obawiam się, że sobie co nieco zaspojleruje. A tego bym nie chciała ;).
    Uwielbiam, gdy bohaterowie są tacy realni. Można sobie ich wyobrazić, poczuć ich emocje i dostrzec przemyślenia. Jeszcze bardziej przypadł mi do gustu fakt, ze mimo iż piszesz w trzeciej osobie to skupiasz się przede wszystkim na Draco, ale nie zapominasz o innych bohaterach.
    Och, oczywiście nie mogę nie wspomnieć o tej nutce tajemnicy. Co się stało z Hermioną? Dlaczego odsunęła się od świata magii i jest podejrzana o powiązania ze śmierciożercami? Dlaczego ona w ogóle zajęła się czymś tak niecodziennym jak uczenie ludzi cieszenia się z życie, jeśli mogę to tak nazwać? Jest wiele pytań, a mało odpowiedzi, niestety. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko się wyjaśni.
    No i na sam koniec muszę przyznać, że jestem zachwycona relacją Draco i Hermiony. Na ogół nie lubię, gdy między nimi tak szybko zaczyna się coś dziać, ale tutaj mi się bardzo to podoba. świetnie opisujesz to napięcie między nimi i emocje, które im towarzyszą. W dodatku wszystko jest otoczone aurą delikatności, świeżości i słodyczy. Uwielbiam takie klimaty, są miłą odskocznią :).
    Teraz już odnosząc się do tego rozdziału: wyszedł Ci bardzo ciekawie. Sen Draco troszkę nietypowy i niespodziewany. Byłam zaskoczona. Rutynowe spotkanie Draco i Harry'ego jak zwykle pełne tej nieufności, ale teraz zauważyłam jakby wykwitła między nimi nić porozumienia. Tak to przynajmniej odczytałam. Oboje martwią się o Hermionę. Jestem niezwykle ciekawa, czemu Granger nie utrzymuje kontaktów z Wybrańcem. Liczę, że wkrótce to również się wyjaśni.
    Oczywiście scena w kawiarni była jedną z moich ulubionych. Sama słodycz. Schrupałabym do herbatki ;). Aczkolwiek ciekawi mnie, co wyniknie ze spotkania Draco z Astorią i Blaisem. Ach, zapomniałabym o wyrażeniu swojej frustracji, co do postawy Zabiniego. Ogólnie przyjaciół Draco. Ale to prawda, w świecie, gdzie rządzi pieniądz nie ma miejsca na przyjaźń, a każdy cieszy się z nieszczęścia drugiego człowieka. To okrutne, ale prawdziwe, niestety.
    Podsumowując: bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Ta pewno zostanę do końca ;). Mam nadzieję, że niedługo wstawisz rozdział.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę dużo weny :).
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń