wtorek, 5 grudnia 2017

Rozdział 12 „Wpływy przeszłości"

( Rozdział niezbetowany - proszę mieć wyrozumienie)

Na świecie nie było ani jednej rzeczy, którą by uwielbiała bardziej niż zapach świeżo upieczonych ciastek z malutkiej kawiarenki, znajdującej się naprzeciwko jej miejsca zamieszkania. Za każdym razem pyszne słodycze wprawiały ją w dobry nastrój, co było wręcz do nie do pomyślenia zważając na przykrości, które przydarzyły jej się  w ostatnim czasie.
I jak wrażenia? skierowała pytanie do swojego młodego towarzysza.
Pycha! Muszę powiedzieć mamie o tym miejscu! Nick aż promieniował radością, zajadając się specjalnością miejsca. Nie mogła powstrzymać chichotu, który nieproszony wydobył się z jej ust. Tak bardzo kochała spędzać czas z tym łobuziakiem. Nick mając zaledwie osiem lat zdołał nauczyć ją więcej niż jakikolwiek czarodziej. Jego upór jak i sama frajda z życia dodawały jej siły, by przetrwać te trudne momenty w życiu.
Może zaniesiemy jej parę do pracy? zaproponowała, delikatnie popychając przy tym drzwi wyjściowe. Świeże, ciepłe powietrze sprawiło, iż przez moment zakręciło jej się w głowie. Nie dała jednak tego po sobie poznać i dzielnie przybrała jeszcze bardziej promienny uśmiech, gdy chłopczyk kiwnął energicznie głową na znak zgody.
Zabierzemy ze sobą Września? zapytał niepewnie, a na jego twarzy od razuzagościł rumieniec.
Niestety, dzisiaj Wrzesień robi sobie wolne od nas. Nie sądzisz, że ostatnio dość go zamęczyliśmy? powiedziała, czochrając mu przy tym włosy.
Nie chciała w żadnym wypadku naciskać na swojego tymczasowego partnera, by spędzał swój wolny dzień w ich towarzystwie. Nauczyła się akceptować przestrzeń, której potrzebował każdy z nich. Mimo to, cieszyła się z rezultatów, jakie udało jej się osiągnąć w tak krótkim czasie. Owszem, na początku miała wątpliwości, ale koniec końców wszystko poszło po jej myśli. Mężczyzna przeprowadził się do niej szybciej niż by pomyślała. Gdyby tego było mało, zdawało się, że naprawdę zaczął czerpać przyjemność z tego nowego doświadczenia.
No dobra. Nick westchnął dramatycznie, po czym puszczając dłoń swojejopiekunki ruszył przed siebie, przebiegając energicznie koło przechodniów. Ponownie tego dnia nie mogła powstrzymać uśmiechu, który wręcz nie znikał z jej twarzy. Dzisiejszy dzień zdawał się przynosić same miłe niespodzianki. Mijając kolejną ulicę, postanowiła przystać na chwilę, by delektować się promieniami słońca, ocieplającymi jej twarz. Wiedziała, że Nick czeka na nią tuż za rogiem, więc nie miała powodów do obaw. Przymknęła leniwie oczy, pozwalając by wszystkie niepotrzebne myśli i zmartwienia odpłynęły w niepamięć. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak dziwnie musiała wyglądać, lecz nie miała z tym najmniejszego problemu. Już dawno zrozumiała, że się wyróżnia. Nie tylko ze względu na bycie czarownicą. Jeżeli ktoś tego nie akceptował, potrafiła się z tym pogodzić.
Dopiero gdy poczuła jak pewien przechodzień niefortunnie potrąca ją w prawe ramię otworzyła powoli oczy. Postać młodego mężczyzny, ubranego w wykwintny garnitur z masą blond włosów na głowie zdawała się hamować każdy promyk słońca w jej kierunku.
Uważaj jak chodzisz, wariatko! Jeszcze nigdy nie spotkała się z człowiekiem, który potrafił odnieść się do niej z taką wielką nienawiścią. Po chwili zaskoczenia, przyjrzała mu się dokładniej. Szare oczy, trzydniowy zarost oraz starannie ułożone blond włosy aż za bardzo przypominały jej o swoim zaciekłym wrogu, jakim był Draco Malfoy. Musiała przyznać, że dalej zachował swój paskudny charakter. Mimo to, nie dając nic po sobie poznać, uśmiechnęła się przepraszająco.
Proszę mi wybaczyć  odparła, siląc się jak mogła na uprzejmość w jej głosie. Nie miała wątpliwości, że młody mężczyzna jej nie poznał. Wcale mu się nie dziwiła. Krótkie włosy, błogi uśmiech na twarzy. To wcale nie pasowało to jej dotychczasowego życia wypełnionego stresem oraz zwalczaniem zła.
Gówno mi po twoich przeprosinach warknął na odchodne, po czym szybkim krokiem opuścił miejsce zdarzenia.
Zaciekawiona jego zachowaniem, przez chwilę obserwowała jego znikającą w tłumie sylwetkę. Następnie kręcąc leniwie głową na znak zrezygnowania, ruszyła przed siebie. Tak jak się spodziewała, tuż za rogiem czekał na nią nie kto inny jak sam Nick.
Kim był ten pan, Mionka? spytał z wyraźną troską w oczach. Nie odpowiedziała mu. Uśmiechnęła się jednak do niego zadziornie, a w myślach przyrzekła sobie, że któregoś dnia przyjdzie również kolej na zadufanego w sobie Dracona Malfoya. Choćby miała męczyć się z nim przez kilka miesięcy, uda jej się wydobyć z niego dobro, które czyha w każdym człowieku. Hermiona Granger chciała tylko pomóc im odnaleźć właściwą drogę, zanim zakończy własną.


_____________________________________________________________


Jasna cholera! krzyknął, odrzucając od siebie mugolski telefon. Już widział przestraszoną minę swojej kolejnej już w tym miesiącu sekretarki, która na dźwięk jego wrzasku aż podskoczyła na siedzeniu. Miał to gdzieś. Jeżeli nie podobało jej się miejsce pracy, niech szuka sobie podrzędnej roboty w firmie o niskich standardach. Z resztą i tak nikt by jej nie przyjął. Była beznadziejna, jak cały personel w tej firmie. Od tylu dni prosił o nową rekrutację, a co dostał w zamian? Jedno wielkie zero. W dodatku młody pan Weasley panoszył się po jego piętrze, przejmując zadanie zastępcy menadżera przedziału marketingu. Do jakiego to stopnia dochodziło, żeby ten rudzielec pracował w jego firmie?
Pokręcił głową, próbując skoncentrować się na ważnych dla niego problemach. Niech inni troszczą się o pracodajność tych marnych czarodziei. On musi stawić czoło prawdziwym wyzwaniom.
Nabrał głęboko powietrza, po czym nalał sobie szklaneczkę whiskey. Doprawdy nie mógł uwierzyć w głupotę swojego klienta, który w żadnym wypadku nie dał przekonać się do zainstewstowania paru galeonów na nowy eliksir, który mieli wyprodukować w listopadzie. Teraz, dzięki zwykłemu tchórzostwu, on, Draco Malfoy, nie osiągnie swojego celu. I to on był niby egoistą? Miał ochotę prychnąć głośno na wspomnienie rozmowy z Astorią, która dobitnie dała mu do zrozumienia, że jest cholernym egocentrykiem. Gdyby tylko wiedziała jak bardzo się stara sprostać się z każdym problemem w firmie! Oczywiście na to już nie miała czasu. Wredna małpa wolała naturalnie wydawać pieniądze i narzekać na jego styl bycia. A proszę bardzo! Jak tak dalej pójdzie zablokuje jej konto. Przekona się jak to jest żyć bez luksusu. Ciekawe czy wtedy będzie dalej zadufanym w sobie dupkiem.
Pan Pompkin na linii piątej  z rozmyślania wyrwał go przerażony głos Tracey. Nie mógł powstrzymać złośliwego uśmiechu. Doskonale wiedział jak wielki strach wzbudzał w swojej sekretarce. Poczucie władzy odrobinę polepszyło mu humor.
Dawaj go  mruknął w końcu. To było jego ostatnia szansa. Jeżeli Pompkin niezgodzi się na jego umowę tak jak poprzedni klient, będzie musiał liczyć się z konsekwencjami.
—  Witam cię, Draco. Gerald przywitał go wręcz zbyt miłym tonem, który był wyczuwalny nawet przez telefon.
Panie Pompkin, jak miło pana słyszeć!  Zaczął równie ciepło. Kątem oka zauważył jak jego sekretarka krzywi się na dźwięk tego tonu. Poprzysiągł sobie, że to już ostatni dzień pracy w tej firmie.
Darujmy sobie te uprzejmości. Jeżeli chce pan dalej zawrzeć umowę, proszę pojawić się za dwadzieścia minut pod moim biurem. Nie będę czekał ani minuty dłużej.Draco nie miał nawet szansy odpowiedzieć na tak szybką i bezpośrednią wymianę słów. Mimo to jednak, czuł, że los znowu mu sprzyja. Nie zwlekając ani chwili, wybiegł ze swojego biura, na moment zatrzymując się jeszcze przy biurku swojej sekretarki.
Tracey, tak mi przykro, ale jesteś beznadziejna. Jutro ma cię tu nie być. Powiedział, nie mając w sobie ani krzty wyrzutów sumienia.
Niech pan sobie nie myśli, że robiłam tą pracę z przyjemnością, panie Malfoy. Jest pan okropnym człowiekiem odpowiedziała mu dzielnie kobieta. Na te słowa zaśmiał się donośnie.
Wybaczysz mi chyba, gdy nie będę słuchał rad od kobiety, która za obciąganie szefowi wybłagała robotę sekretarki u wicedyrektora. Ciesz się, że w ogóle dostałaś taką szansę rzucił na odchodne, a następnie beż żadnych większych dyskusji opuścił firmę.
Euforia ponownie ogarnęła jego ciało. Uwielbiał niszczyć marzenia ludzi, którzy jednym słowem nigdy nie zajdą tak daleko jak on. Jako jedyny umiał sprowadzać ich na ziemię.
Gdy w szybkim tempie opuścił firmę, znajdującą się w centrum Londynu, ruszył w kierunku Oxford Street, by tam, używając kilku zaklęć, dostać się do biura pana Pompkina. Z doświadczenia wiedział, iż zajmie mu to dziesięć minut, góra piętnaście, zważając na ilość ludzi, którzy leniwym krokiem przemierzali ulicę miasta.
Miał ochotę przewrócić wymownie  oczami. Jak można aż tak bardzo marnotrawić swój wolny czas? Każda minuta przybliżała go do powiększenia swojej i tak bajecznie wielkiej fortuny. Naprawdę nie rozumiał czarodziei, którzy smętali się w po Londynie bez większego celu lub spędzali cały dzień z rodziną. Czas to pieniądz i to właśnie było jego domeną przewodnią, która zaprowadziła go na szczyt. Owszem, nie zawsze było mu łatwo. Czasami trafiał na ludzi opętanych wizjami wspaniałego świata, w którym fortuna oraz praca nie miały znaczenia. Cholernie kiepskie wyobrażenie. Człowiek zawsze musi mieć jakiś cel przed oczami, inaczej zwariuje. Znał masę przypadków gdzie właśnie beztroskie życie doprowadziło do rozpadu firmy czy też rodziny. O Lucjuszu nawet nie wspominając. Na szczęście otaczał się ludźmi, którzy wyznawali takie zasady jak on. Miał przynajmniej taką nadzieję. Niemniej jednak był ostrożny.
Gdy Zabini oznajmij mu dwa tygodnie temu o spontanicznym urlopie nie miał najmniejszego pojęcia jak zareagować. Jego najlepszy przyjaciel nigdy nie potrzebował przerwy. Owszem, czasami spędzał więcej czasu z panienkami niż powinien, lecz pomijając ten głupi epizod Blaise był jedynym człowiekiem na tej ziemi, który rozumiał jego nastawienie do życia. Ponadto sam również je wyznawał. Czasami miał wrażenie, że rozumieli się bez słów. Nigdy nie był emocjonalnym człowiekiem, ale zgodnie mógł stwierdzić, iż Zabini był dla niego jak brat. To dzięki niemu stanął na nogi i wziął się w garść. Dlatego też zaakceptował jego spontaniczne wakacje, choć przyszło mu to z trudnością. Ciężko było mu to przyznać przed samym sobą, ale potrzebował tego upierdliwego diabła przy sobie.
Pozbywając się zbędnych myśli, skręcił w jedną z mugolskich ulic i przyspieszył tempo. Nie chciał by Pan Pompkin czekał na niego dłużej niż potrzeba. Może był starym bucem, lecz bez jego pieniędzy nie uda mu się spełnić listopadowego projektu, który był dla niego tak cholernie ważny. Był dopiero początek września, ale byłby idiotą, gdyby nie myślał o przyszłości firmy. Wszystko musiało teraz pójść po jego myśli.
Wymijał przechodniów, którzy w gruncie rzeczy sami schodzili mu z drogi, widząc jego srogą minę. Był skoncentrowany i pewny siebie, a to przeważnie odstraszało większość ludzi.
„Jeszcze pięć minut” pomyślał, spoglądając przelotnie na swój zegarek. Miał tylko nadzieję, że ten stary dziad się nie rozmyśli.
Pogrążony w swoich przemyśleniach, nawet nie zauważył kobiety, która stała beztrosko na ulicy z błogim uśmiechem na twarzy. Zanim zdążył zareagować, potrącił ją swoim ramieniem tak brutalnie, że prawie straciła równowagę. Spojrzał na nią z wyraźną irytacją. Miała krótkie włosy i białą sukienkę. Nie miał czasu, by przyjrzeć się dokładnie jej twarzy.
Uważaj jak chodzisz, wariatko! warknął w jej stronę, prawie tracąc nad sobą kontrolę. Czy ci ludzie do końca postradali zmysły? Cholerna dziwaczka!
Proszę mi wybaczyć mruknęła, a on miał ochotę zaśmiać się jej w twarz. Głupia dziewczyna! Przez chwilę, przyglądał się jej twarzy w poszukiwaniu skruchy, którą powinna wykazać. Jej brązowe tęczówki nie zdradzały jednak żadnych emocji.
Gówno mi po twoich przeprosinach odparł, a następnie ruszył pewnym krokiem przed siebie. Nie miał zamiaru dyskutować z jakąś wariatką na środku ulicy. W końcu spieszyło mu się, a Pompkin nie będzie czekał na niego wieczność. Nie pozwoli, by przez jedną zwariowaną kobietę wszystko legło w gruzach.
Tak więc gdy kilka minut później stał przed potężnym budynkiem firmy, nabrał głęboko powietrza i próbował okiełznać swoje myśli.
„To moja jedyna szansa”  przeszło mu przez głowę. Nie wiedzieć czemu, wcale nie odebrało mu to pewności siebie. Wręcz przeciwnie. Czuł, że stres ani panika w żadnym wypadku nie pomogą mu zdobyć upragnionego celu. Doskonale wiedział co robić i nie miał zamiaru polegnąć w tej bitwie. Draco Malfoy nigdy nie przegrywał. Choćby miał iść po trupach, dostanie w końcu to, czego chce.


___________________________________________________________


Rozpalając kominek w swojej przestronnej i pięknej willi, miał wrażenie, że z czystym sumieniem mógł nazwać ten dzień istnym sukcesem. Nie dość, że pozbył się tej wrednej sekretarki, to w dodatku Pompkin okazał się przystać na kompromis, jaki mu zaproponował. Po niespełna dziesięciu minutach rozmowy stary dziad podpisał umowę, która miała przynieść mu masę profitu.
Uśmiechnął się lekko, tym samym gratulując sobie świetnie wykonanej roboty. Naprawdę cieszył się, że wszystko poszło po jego myśli. Mógł teraz spokojnie skoncentrować się na wywalaniu tych bezużytecznych pracowników, którzy i tak tylko szkodzili firmie. Na pierwszy i najważniejszy cel wybrał sobie młodego Weasleya. Nie mógł doczekać się dnia wydalenia tego pożal się boże bohatera wojennego. Niektórym ciężko było zrozumieć, że Czarny Pan dawno poległ, a dzisiejszy świat nie kręcił się wokół Zakonu Feniksa. Miał ochotę prychnąć głośno na myśl o Złotej Trójce, pojawiającej się non stop w Proroku Codziennym. Nie łatwo było pozbyć się widoku uśmiechniętego Pottera, udzielającego kolejnych wywiadów na temat bezpieczeństwa Anglii. Z jaką rozkoszą poturbowałby mu tą jego piękną twarzyczkę!
Ciepłe ręce Astorii na karku sprawiły, że przestał zamęczać się problemami oraz niepotrzebnymi rozmyślaniami o przeszłości. Popatrzył na nią z zaciekawieniem, gdy kobieta usiadła koło niego, wpatrując się w płomyki ognia.
—  Przepraszam mruknęła, powoli masując jego plecy i bark. - Nie powinnam tego mówić. dodała. Wyczuł w jej głosie skruchę. W pierwszym momencie trudno mu było zrozumieć tą sytuację. Ich związek rzadko co opierał się na uczuciach. Ponadto zazwyczaj ignorowali ich kłótnie oraz niepotrzebne wymiany słów, które nic nie wnosiły do ich życia. Dlatego też tak bardzo pasował mu ten układ. Jego narzeczona również wydawała się być szczęśliwa.
Zapomnij. odparł po chwili. Wcale nie miał zamiaru przeprowadzać teraz niepotrzebnej dyskusji na temat tak bezsensownej kłótni, którą przeprowadzili rano. Kobieta dobrze wiedziała, na co się pisze. Od kilku lat przecież nie dawał jej złudnych nadziei, że praca kiedykolwiek spadnie na drugie miejsce. Zupełnie jak on, Astoria musiała pogodzić się z jego odmiennym charakterem oraz ambicjami. W żadnym wypadku również nie miał zamiaru pokazywać jej swoich słabości. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co by było gdyby postanowiła to któregoś dnia wykorzystać.
Mimo to, czasami naprawdę miał potrzebę jej bliskości. Faktycznie nie zdarzało się to zbyt często, zważając na jego tryb życia, lecz próbował kilka razy znaleźć czas, by zadowolić Astorię.
Kobieta spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Znał ją już połowę swojego życia, a dalej trudno było mu zinterpretować jej uczucia we właściwy sposób.
Ja po prostu... zaczęła, przygryzając nerwowo dolną wargę. Sam nie rozumiejąc swoich własnych poczynań, położył dłoń na jej udzie, by dodać jej odwagi. Pierwszy raz od dawna naprawdę czuł, że ich związek nie składa się tylko z wymuszonych kolacji oraz skandali raz po raz pojawiających się w Proroku Codziennym.  Nie chcę zacząć się nienawidzić, Draco. dokończyła, a w jej oczach zauważył łzy. Naprawdę nie rozumiał jej zmiennych humorków, ani do czego tak właściwie dążyła. Sam fakt, że okazała jakiekolwiek uczucia sprawił, że potrzebował chwili, by przetrawić tak nagłą informację. Byli ze sobą już pięć lat, a może i nawet więcej, więc w żadnym wypadku nie wyobrażał sobie, by kobieta zaczęła żywić do niego jakiekolwiek negatywne uczucia, a co dopiero zostawiła go dla innego.
Zadbam o to, by w przyszłości nie dochodziło do takich sytuacji skłamał gładko, ściskając delikatnie jej biodro  Daj mi tylko trochę czasu, Astoria dodał, tym razem mając nadzieję, że jego słowa zabrzmiały dość szczerze. Doskonale wiedział, że się nie zmieni, a Greengrass jeszcze nie raz zrobi mu o to awanturę. Mimo to jednak naprawdę chciał, by nie traciła do końca nadziei, że wszystko się jednak ułoży.
Jego narzeczona kiwnęła delikatnie główą, a następnia wstała leniwie z kanapy. Posyłając mu jeszcze jedno długie i intensywne spojrzenie, udała się w kierunku kuchni. Nie pozwolił jej jednak oddalić się za daleko. Pragnienie przygarnięcia jej do siebie okazało się zbyt wielkie, nawet dla takiego drania jak on.
Dogonił ją w przeciągu kilku sekund, a następnie obrócił  w swoją stronę tak, by ponownie mogli spojrzeć sobie w oczy. Jej niebieskie tęczówki zdawały się analizować całą sytuację, a płytki oddech zdradzał nagłe podniecenie, które wisiało w powietrzu.
 Zaufaj mi powiedział śmiertelnie poważnie Zabini wróci ze swojego urlopu, a wtedy naprawdę postaram się znaleźć odrobinę czasu przyrzekł. Przez krótki moment miał wrażenie, że młoda kobieta oddaliła się od niego myślami, lecz szybko odgonił od siebie tą bezpodstawną hipotezę.
Zanim zdążyli zacząć kolejną rozmowę, złożył na jej ustach dość czuły, a zarazem agresywny pocałunek. Jak na zawołanie, poczuł minimalne ciepło rozchodzące się po jego ciele, o którym zapomniał w przeciągu następnych sekund. Astoria z równie wielkim zaangażowaniem wpiła się w usta narzeczonego. Nie czekając ani chwili dłużej podniósł ją i w szybkim tempie zaniósł do wspólnej sypialni, składając na jej szyi tysiąc pocałunków. Kobieta jęknęła z rozkoszy.
Kocham cię, Draco wyszeptała pod wpływem emocji. Uśmiechnął się krzywo, słysząc to wyznanie, lecz nie miał zamiaru psuć atmosfery, która wytworzyła się między nimi . Rzadko którekolwiek z nich wypowiadało te słowa. Obydwoje nie byli przyzwyczajeni do okazywania miłości. Draco wolał zignorować wypowiedź narzeczonej i skoncentrować się na przyjemnościach łóżkowych.

Prawda była bowiem taka, iż on, słynny pan Malfoy, był zbyt dumny, by kochać.

_____________________________________________________________

Od autorki :


Witam wszystkich, po prawie roku przerwy. Jestem ciekawa, czy ktoś zagląda jeszcze na Słodkiego Listopada. Ja bowiem cały czas o nim myślałam i dlatego też zmieniłam całą koncepcję, pisząc kolejne rozdziały na nowo. W pewnym momencie, historia przestała dla mnie zawierać sobie tą magię, którą chciałam się z wami podzielić. Teraz jednak jestem z niej zadowolona, więc niedługo dodam resztę rozdziałów. Mam nadzieję, że sprawiłam wam dobry prezent mikołajkowy! :) Do zobaczenia!