sobota, 21 lipca 2018

Rozdział 16 „Demon przeszłości"

*rozdział został zbetowany przez Gabriela Grela*


— Wiesz, Granger, gdybym wiedział wcześniej, że Potter będzie chciał spędzać każdą wolną minutę razem z tobą po tym, jakże dramatycznym, pojednaniu się, nigdy nie dopuściłbym do takiej sytuacji.
Tylko głupiec nie wyczułby w tych słowach irytacji. Tak się składało bowiem, iż Draco Malfoy wcale nie chciał ukrywać swoich negatywnych odczuć co do tej dwójki. Broń Boże, nie miało to nic wspólnego z zazdrością, aczkolwiek wolał, gdy Gryfonka spędzała popołudnia tylko i wyłącznie w jego towarzystwie. Był w stanie zaakceptować jeszcze swojego wiernego kompana Smoka oraz tego małego szkraba Nicka, lecz na tym dobroć jego serca zdecydowanie się kończyła. Potter nie był tutaj żadnym wyjątkiem.
Biorąc pod uwagę wyżej wymienione poglądy, nic dziwnego więc, że były Ślizgon nie był uradowany, gdy jego towarzyszka poinformowała go o planach na dzisiejszy dzień. Trudno mu było to przyznać przed samym sobą, lecz naprawdę liczył na spędzenie dwudziestego listopada w odrobinę innej atmosferze. Owszem, mieszkał pod jednym dachem ze swoim największym wrogiem, aczkolwiek ani przez chwilę nie miał dosyć jej obecności. Z niewiadomych dla niego przyczyn pragnął spędzić każdą wolną sekundę w towarzystwie tej brunetki. Nie oznaczało to jednak, że wszystko układało się perfekcyjnie. Nie raz, nie dwa wdawali się w niepotrzebne dyskusje oraz kłótnie, które zazwyczaj kończyły się po prostu wrogimi spojrzeniami. Nigdy jednak nie trwało to dłużej niż kilka godzin. Zarówno Draco jak i Hermiona powoli zdawali się rozumieć, iż żadne z nich nie zrezygnuje z umowy, jaką zawarli.
— Czyżbym wyczuwała w twoim głosie zazdrość, Malfoy? — spytała retorycznie Granger, po czym zaśmiała się beztrosko. Słysząc jej słowa nie mógł powstrzymać się od cichego prychnięcia, a następnie posłał jej jedno ze swoich najbardziej lekceważących spojrzeń, na jakie było go stać. Nie zapomniał przy tym rzucić okiem na jej ubiór, który jak zawsze doskonale podkreślał wszystkie jej atuty.
— Po prostu nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie pozwolisz Wiewiórce zająć się marnym stanem psychicznym Pottera. W końcu to ona nosi jego bachora — wzruszył ramionami, zaciskając mocniej palce na smyczy Smoka, który kroczył u boku swojego pana.
Cisza i spokój panująca w St. James’ Park nadawała temu miejscu wspaniałego uroku. Nic dziwnego więc, że Granger zaciągnęła go tu z samego rana, by spędzić kilka chwil w samotności. Na jego szczęście Nick znajdował się w szkole, także bez większego problemu deportowali się do jednego z najsłynniejszych parków w Wielkiej Brytanii. Musiał przyznać, iż jeszcze nigdy nie miał okazji, by zwiedzić to miejsce. Owszem, kilka razy wybrał się tutaj ze swoimi wspólnikami, lecz na celu miał tylko zawarcie niezbędnych mu układów czy też kontraktów. Teraz jednak powoli zaczynał dostrzegać, dlaczego wszyscy tak bardzo zachwycali się tym miejscem.
— Jesteś niemożliwy — stwierdziła w końcu, odwracając się w jego stronę.
— To żadna nowość, Granger — odpyskował, a następnie złapał ją za rękę. Jeszcze kilka tygodni temu taki gest byłby dla niego nie do pomyślenia. Teraz jednak tak bardzo przyzwyczaił się do obecności swojego byłego wroga, że każdy, nawet najmniejszy dotyk podświadomie sprawiał mu radość. Już dawno minęły czasy, w których czuł się skrępowany swoją śmiałością. Doskonale zdawał sobie sprawę, że była Gryfonka również czerpała przyjemność z tego małego, a jakże ważnego gestu.
— Jeden dzień wolnego dobrze ci zrobi — odezwała się po chwili. Draco miał ochotę przewrócić oczami. Resztkami sił jednak powstrzymał się od zbędnego komentarza.
Prawda była taka, iż za cholerę nie miał pojęcia co zrobić z tak dużą ilością wolnego czasu. Zazwyczaj to Granger planowała ich rozkład dnia. Londyńskie przedmieścia, muzea, mugolskie atrakcje czy też zwykła przechadzka na Ulicę Pokątną były dla niego codziennością. Teraz jednak miał do dyspozycji cały dzień tylko i wyłącznie dla siebie, co nie było zbyt dobrą alternatywą. Miał wrażenie, że bez Gryfonki u swojego boku stanie się tym samym bezdusznym biznesmenem, co niecały miesiąc temu.
— Może odwiedziłbyś swój dom i zabrał resztę rzeczy? W końcu Astoria już dawno się wyprowadziła — zaproponowała, jakby czytając mu w myślach.
— Tak, to na pewno o wiele lepsze zajęcie niż uganianie się za Potterem — uśmiechnął się zabójczo w jej stronę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że igra z ogniem, lecz nie mógł się powstrzymać. Smok ziejący ogniem w jego klatce piersiowej ryknął z zadowolenia, gdy obserwował, jak na twarzy brunetki pojawiają się lekko widoczne rumieńce.
— Nienawidzę cię, Malfoy — mruknęła tylko, zaciskając palce na jego dłoni.
— Ja ciebie też, Granger. Ja ciebie też.


__________________________________________________________


Propozycja Gryfonki okazała się być dość kusząca. Kilka godzin później, gdy nareszcie został sam, postanowił udać się do swojej luksusowej willi w dzielnicy Knightsbridge. Gdy tylko przekroczył próg mieszkania, miał ochotę jak najprędzej zawrócić i nigdy tam nie wracać.
Z niewiadomych dla niego powodów to miejsce wydawało mu się teraz puste i zimne, a brak domowników nie polepszał całej sytuacji. Powoli zaczął się zastanawiać, jak mógł wytrzymać w tak niesamowicie martwym domu tyle lat.
Westchnął głęboko i próbując zabić swój już nie tak drogocenny czas, udał się w kierunku swojej sypialni, w której jeszcze tak niedawno spędzał upojne chwile z byłą narzeczoną Astorią. Skrzywił się nieznacznie na to wspomnienie. Doprawdy nie mógł zrozumieć, jak udało mu się spędzić tyle czasu w jej towarzystwie. Po głębszym zastanowieniu zrozumiał, że nie mieli ze sobą zupełnie nic wspólnego. Jedyne, co ich łączyło to arystokrackie korzenie oraz niesplamiona przez szlamy krew. W dodatku, mimo tylu lat spędzonych razem, naprawdę mało o niej wiedział.
Odganiając od siebie zbędne myśli rozglądnął się po swojej byłej sypialni. Cały pokój był utrzymany w szmaragdowej tonacji, jak na prawdziwego Ślizgona przystało. Na biurku spoczywało kilka listów z pracy oraz masa dokumentów, które były dokładnie posortowane. Jak widać, Gwiazdka zadbała o porządek. Nie czekając ani chwili dłużej wziął do ręki pierwszy lepszy świstek papieru, by przyglądnąć mu się bliżej.
Nie mógł powstrzymać ironicznego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, gdy tylko przeczytał pierwsze zdania zaadresowanego do niego listu.



Smoku,


Wiem, jak bardzo potrzebujecie mnie w twojej firmie, ale, na Merlina! Musisz zrozumieć, że ta wariatka nie daje mi spokoju! Nie ma nawet sekundy, by nie śledziła moich poczynań. Co za chore babsko! Przysięgnij mi, że jeżeli w przeciągu następnych kilku dni nie wyślę ci żadnej wiadomości, skontaktujesz się z, pożal się Boże, bohaterem wojennym Potterem i jego bandą zgranych aurorów. Powoli zaczynam bać się o swoje życie. Uznasz mnie za szaleńca, ale naprawdę rozważam miesięczny urlop, gdzieś daleko od tej wariatki. Mam nadzieję, że potrafisz zrozumieć moją sytuację i nie będziesz miał mi tego za złe. Chociaż, zważając na twój pracoholizm, wątpię, bym wzbudził w tobie coś na miarę jakichkolwiek uczuć.
Odezwę się niebawem!


Diabeł


Ps. Pozdrów Astorię!

Dopiero niedawno udało mu się uporać z faktem, iż Granger również odmieniła życie jego najlepszego przyjaciela. Teraz jednak czytając ten list nie czuł złości czy rozczarowania. Był po prostu ciekawy, jak do cholery udało jej się tak bardzo zmienić Zabiniego. Czytając ten list zdał sobie sprawę, jak bardzo byli do siebie podobni. Obaj z dystansem podchodzili do byłej Gryfonki i uważali ją za wariatkę. Mimo to dali porwać się w jej sidła.
Draco poczuł dziwny skurcz w żołądku na samą myśl, że jego wybawicielka miała innych partnerów przed nim. Może to właśnie Blaise był tajemniczym mężczyzną, który postanowił się jej oświadczyć? Na samą myśl mocno zgniótł list swojego byłego najlepszego przyjaciela w dłoni, a następnie cisnął nim przez cały pokój.
Czasami już naprawdę miał dosyć tajemnic Granger. Od rozmowy z Potterem non stop rozmyślał o jej tajemniczym omdleniu oraz coraz to częstszych wypadach za miasto. Wiedział, że nie miał prawa się o nic pytać. W końcu powinien zacząć respektować decyzje brunetki. Mimo to ciężko było mu zaakceptować fakt, że kobieta nie ufała mu w stu procentach. Coś w nim, jakaś nieznana dotąd siła pragnęła, by Gryfonka czuła w nim oparcie. Zamiast tego zdawało się, iż nie brała żadnych problemów na poważnie.
— Paniczu Malfoy! — głos Gwiazdki, domowego skrzata, przywrócił go do żywych. Odwrócił się gwałtownie, po czym zmierzył swoją poddaną wzrokiem. Skrzatka miała na sobie sukienkę oraz naszyjnik z rodem Malfoyów. Odrobinę zdziwił go ten widok, lecz postanowił zignorować ten fakt. Zamiast tego skinął w jej kierunku głową, dając znak, że wyraźnie słyszy każde słowo wypowiedziane w jego stronę.
— Paniczu Malfoy, jak dobrze, że panicz wrócił! Panicz nie wie, ile razy pan Genway próbował się z paniczem skontaktować! Gwiazdka próbowała wszystkiego, ale ten niewychowany mężczyzna naprawdę nie odpuszcza! — powiedziała wszystko na jednym wdechu, bojąc się przerwać chociażby na sekundę.
— Genway? — spytał, wyraźnie zaskoczony. Czego u licha prezes “Eliksirów na każdą rękę” szukał w jego domu? Owszem, powiedział Gwiazdce, by pod żadnym pozorem nie zdradzała jego miejsca zamieszkania oraz informowała go o nieproszonych gościach, lecz nigdy nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
— Pan Genway był bardzo niemiły! — wyrzuciła z siebie Gwiazdka — Ciągle pytał, gdzie panicz się podziewa i kiedy może się z paniczem skontaktować. Powiedział też, że w najgorszym wypadku zaglądnie do Pani Narcyzy! — Draco spojrzał na nią jak na wariatkę, po czym uniósł jedną brew do góry. Dlaczego, na Merlina, Albert mieszał do tego jego matkę? Czyżby były pracodawca nie był jednak taki święty? Nieraz słyszał przecież plotki, które posądzały go o śmierciożerstwo. Może w końcu czas przyjrzeć się temu bliżej?
— Przekaż natychmiast wiadomość do Genway’a, Gwiazdko. — odrzekł rzeczowym tonem — Czas w końcu rozliczyć się z przeszłością.
__________________________________________________________

Ulica Śmiertelnego Nokturnu od zawsze przyciągała samych złowieszczych czarodziei, którzy mieli na celu przysporzyć ministerstwu masę kłopotów. Paręnaście lat temu, Draco uwielbiał spędzać każdą wolną minutę swojego czasu właśnie tutaj. Teraz jednak wolał trzymać się z dala od tej dziury. Dlatego też nie pałał entuzjazmem, gdy Genway zaproponował to jakże urokliwe miejsce na spotkanie. Jeżeli jeszcze kilka tygodni temu był przekonany o niewinności swojego szefa, to teraz naprawdę miał ochotę zaśmiać się ze swej głupoty. Był w stu procentach pewny, iż dzisiejszy dzień jeszcze nie raz go zaskoczy. Ile by dał, by znów znaleźć się w ciepłym, przytulnym domu Granger.
Przekręcił wymownie oczami, gdy kolejna osoba przechodząca obok niego spojrzała na niego podejrzliwie. Biorąc pod uwagę jego przeszłość, nie dziwił się, iż każdy od razu posądzał go o złe czyny. Wręcz nie mógł się doczekać Pottera, który z pewnością złoży mu na dniach wizytę, dowiadując się  o jego potajemnych schadzkach.
Gdy tylko usłyszał donośny huk teleportacji, poczuł, jak dawka adrenaliny rozchodzi się po jego ciele. Nie minęła nawet sekunda, a ujrzał osobę, której tak bardzo wyczekiwał.
— Genway — skinął głową w kierunku swojego towarzysza. Musiał przyznać, że Albert wyglądał naprawdę żałośnie. Nie chodziło tylko o przemoczoną czarną szatę czy  siwe włosy... Ogromne sińce pod oczami, drżące dłonie oraz blada twarz utwierdzały go w przekonaniu, że jego były szef żyje w wiecznym stresie.
— Jestem niezwykle miło zaskoczony, iż zdołałeś znaleźć dla mnie czas, Malfoy — powiedział na przywitanie. Głos mężczyzny był niski i ochrypły, zupełnie, jakby złapała go jakaś porządna grypa. Nie tak zapamiętał przedstawiciela firmy.
— Miałem nadzieję, że wybierzesz przyjemniejsze miejsce — odparł, uśmiechając się przy tym ironicznie. Nie starał się nawet zachować odpowiedniego szacunku. Mimo upływu czasu doskonale pamiętał z jaką obojętnością Genway oświadczył go o tymczasowym zawieszeniu. Pod żadnym pozorem nie czuł się zobowiązany do bycia miłym.
— Widzisz, Draco, po twoim ostatnim włamaniu do mojej fabryki większość osób nie byłaby zachwycona, gdyby dowiedziała się o naszym spotkaniu — jego towarzysz westchnął teatralnie, czekając na jego reakcję.
Malfoy wzruszył leniwie ramionami, z całej siły próbując ukryć swoje zaskoczenie. Z jednej strony był pewien, iż czarodziej dowiedział się o jego potajemnej wizycie w Sheffield, choć nie zmieniało to faktu, iż nie był tym zbytnio uradowany. Wspomnienia Dołohowa rzucającego zaklęcia niewybaczalne w stronę Granger zaczęły powoli przyćmiewać mu rzeczywistość.
— Nigdy nie wątpiłem w to, że twoi towarzysze zdali ci pełną relację z tych wydarzeń — odpowiedział złośliwie. Było to dość ryzykowne zagranie, lecz nie miał innego wyjścia. Z całego serca pragnął dowiedzieć się prawdy. Jeżeli pracował tyle lat u boku wiernemu Czarnemu Panu śmierciożercy, chyba nigdy nie będzie w stanie tego sobie wybaczyć.
— Czasami życie nie pozostawia nam innych wyborów, niż zawierać układy z niewłaściwymi ludźmi. Kto jak kto, ale ty powinieneś to zrozumieć, Draco. — Nie był w stanie określić, czy ta odpowiedź spełniła jego oczekiwania. Musiał aczkolwiek przyznać, iż Genway był naprawdę tajemniczym człowiekiem. — Dlatego też chciałbym dać ci drugą szansę — zakończył po chwili przerwy.
— Jeżeli masz na myśli powrót do twojej wspaniałej firmy, to z przykrością odrzucam twoją propozycję. 
Malfoy jeszcze nigdy w życiu nie był niczego tak pewny. Nawet gdyby Albert upadł przed nim na kolana, za Merlina nie wróciłby do tej dziury. Owszem, tęsknił za życiem biznesmena, wiecznymi spotkaniami oraz władzą, lecz w głębi duszy wiedział, iż godząc się na powrót do Eliksirów na Każdą Rękę” straci wszystko, co powoli zaczynało dla niego znaczyć o wiele więcej niż ta zakłamana firma. Poza tym nie mógłby znieść widoku rozczarowanej Granger, która z całej siły walczyła, by zmienić go w dobrego człowieka.
— Nie bądź śmieszny. Nikt o zdrowym sumieniu nie przyjąłby cię z powrotem. Chciałbym zaproponować ci coś o wiele lepszego, a dokładniej powrót do starych nawyków. Lucjusz powitałby cię z otwartymi ramionami. Ufam, że podejmiesz właściwą decyzję, mój chłopcze.
Draco nie mógł powstrzymać prychnięcia, które mimowolnie wydobyło się z jego ust. Czyżby właśnie jego były szef zaproponował mu powrót do bycia Śmierciożercą?
— Widzę, że plotki okazały się prawdziwe. Nie myślałem jednak, że całe życie pracowałem dla tak zakłamanej szumowiny.
Ich konwersacja zaczęła nabierać coraz to dziwniejszego tonu. W dodatku ciemne chmury na niebie, zwiastujące burzę wcale nie poprawiały panującej wokół nich atmosfery. Na ulicy można było bowiem dostrzec już tylko kilka osób, które z zaciekawieniem przyglądały się dwójce czarodziejów.
Mimo to Malfoy jeszcze nigdy w życiu nie czuł się pewniej niż teraz. Był w stu procentach przekonany, iż za żadne skarby świata nie da się sprowokować Albertowi. Dopiero teraz powoli zdawał sobie sprawę, że naprawdę nie był zdolny do ponownego czynienia zła.
Bo tak naprawdę, Malfoy, jesteś dobrym człowiekiem. Może nie idealnym i bez skazy, ale dobrym. Powinieneś sam zacząć w to wierzyć “ — przypomniał sobie słowa Granger, które tak dobrze oddawały jego sytuację. Powoli, lecz skutecznie zaczynał w nie wierzyć.
— A ja nie sądziłem, że tak łatwo dasz omotać się tej szlamie. Jesteś pewny, Draco, że ta mugolaczka jest z tobą szczera? — Albert doskonale wiedział, iż trafił w czuły punkt swojego towarzysza. Uśmiechnął się przebiegle, a następnie zaśmiał się pod nosem — Przemyśl moją propozycję. A w między czasie dowiedz się więcej o tajemniczych zniknięciach panny Granger, jeżeli to pomoże ci przejść na dobrą stronę. Liczę na ciebie. — dokończył, a w następnej chwili aportował się z głośnym trzaskiem, zostawiając po sobie jedynie dreszcz tajemniczości.

_________________________________________________________


Nie wiedział, kiedy nad Londynem rozszalała się tak gwałtowna, niespodziewana burza. Przemierzając kolejne dzielnice miał wrażenie, iż lodowate krople deszczu jeszcze bardziej napędzają jego gniew oraz rozkojarzenie. Potężny grzmot, który nagle przeszył niebo też nie ułatwiał sprawy.
Miał ochotę zaśmiać się z własnej głupoty. Jeszcze kilka godzin temu był pewny, iż listopad nie przyniesie mu już żadnych niespodzianek. Jakże grubo się mylił. Nie wiedział jak to możliwe, ale na samą myśl o spotkaniu ze swoim byłym szefem poczuł się jeszcze gorzej. Szok spowodowany odkryciem tajemnicy Genweya powoli mijał. Na jego miejscu jednak pojawiała się masa zagadek oraz jedno istotne pytanie. Czy naprawdę mógł ufać Granger?
Nigdy nie wątpił w jej intencje. Do dnia dzisiejszego wiedział, iż kobieta naprawdę chciała nauczyć go żyć. Z drugiej strony jednak, nie wiedział o niej praktycznie nic. Dlaczego tak właściwie powinien jej ufać? Bezradność oraz rozczarowanie ogarnęły całe jego ciało.
Delektował się każdą chwilą spędzoną z Granger. Powoli zaczął sobie zdawać sprawę, że to właśnie przy niej naprawdę czuł się wolny. Nie mieli zbyt ciekawej przeszłości, to fakt. Malfoy wiedział jednak, że szczenięce lata mają już dawno za sobą. Nawet sam Potter zdążył zaakceptować fakt, iż zamieszkał w domu byłej Gryfonki. Dlaczego więc ta kobieta uparcie chciała zachować wszystkie swoje sekrety dla siebie? A co najważniejsze — dlaczego on, Draco Malfoy tak bardzo pragnął, by Granger podzieliła się z nim wszystkim, co tak naprawdę ją dręczyło?
Nigdy nie był emocjonalny. Zawsze udawało mu się odłożyć wszystkie uczucia na bok. Pozwolił, by pustka ogarnęła jego życie, tym samym nie dopuszczając do siebie żadnej osoby z zewnątrz. Teraz jednak miał wrażenie, że wszystko powoli do niego wraca. Ból, związany z jego służbą jako Śmierciożerca, rozczarowanie w związku z utratą najlepszego przyjaciela i kobiety, która miała towarzyszyć mu do końca życia oraz to nieznane, dziwne uczucie, pojawiające się z każdym razem, gdy tylko myślał o Granger. Nie wiedział już co lepsze. Żyć w swoim dawnym, zakłamanym świecie, czy też dać porwać się nowym doznaniom?
Poczuł wielką ulgę, gdy w końcu stanął przed drzwiami domu Gryfonki. Z całej siły próbując odgonić od siebie męczące myśli, pociągnął za klamkę, a następnie wszedł do środka. Pierwsze co zarejestrował to głośne szczekanie Smoka, któremu nigdy nie brakowało energii. Uśmiechnął się pod nosem, głaszcząc szczeniaka, a następnie udał się w kierunku salonu. Był w stu procentach pewny, iż zastanie w nim czekającą na niego Gryfonkę.
NIe pomylił się zbytnio. Nie minęła nawet chwila, gdy brunetka o mało co nie wpadła wprost w jego ramiona. Najwyraźniej usłyszała dźwięk otwieranych drzwi  i postanowiła wyjść mu naprzeciw.
— Uważaj, Granger — mruknął w jej kierunku na powitanie. Nie było go stać na nic więcej. Słowa Genway’a cały czas huczały mu w głowie, przez co naprawdę trudno było mu się skoncentrować na czymś innym.
Hermiona zmierzyła go dość krytycznym spojrzeniem, a następnie uśmiechnęła się ciepło.
— Wyglądasz okropnie, Malfoy — stwierdziła po czym jednym machnięciem różdżki wysuszyła jego ubrania. Poczuł błogą ulgę, gdy ogarnęło go przyjemne ciepło. Skinął głową, na znak podzięki, próbując zachować przy tym odpowiednią ilość obojętności.
— Wszystko w porządku? — Wiedział, że nie będzie umiał zachować się jak należy. Był jednak pod wielkim wrażeniem, iż Granger bez problemu rozpoznała jego beznadziejny humor.
Zamilkł na chwilę, próbując dokładnie sformułować swoją następną wypowiedź. Stojąc w przytulnym salonie oraz słysząc łagodną muzykę wydobywającą się z gramofonu, doprawdy trudno było mu przerwać tą przyjemną atmosferę.
— Gdzie byłaś, Granger? — zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Wiedział, że to nie jego sprawa. Niestety jednak, nieznane uczucie w jego klatce piersiowej za wszelką cenę pragnęło dowiedzieć się prawdy. Chciał, by jego były wróg w pełni mu zaufał.
Doskonale zauważył, jak brunetka gwałtownie nabiera powietrza. Pierwszy raz mógł wyczuć wzbierającą się w niej panikę. Przez dość krótki moment miał ochotę roześmiać się głośno z danej sytuacji. Ufał jej, lecz naprawdę zasługiwał na chociażby odrobinę szczerości.
— Już ci mówiłam, Draco — odpowiedziała pewnie, rumieniąc się przy tym lekko. Nawet głupi zauważyłby, iż kobieta bała się zbliżającej się rozmowy.
— Kłamiesz — stwierdził, przybliżając się do niej gwałtownie. Ta czynność jednak nie zawierała w sobie żadnej złości. Owszem, był wściekły, lecz już dawno zrozumiał, że ataki agresji w żadnym wypadku nie pomogą. Zamiast tego zebrał w sobie całą swoją odwagę, a następnie chwycił ją za rękę.
— Cały czas powtarzasz mi, żebym uwierzył, że jestem dobrym człowiekiem. Dlaczego więc boisz mi się zaufać? — Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że jego towarzyszka była niesamowicie tajemniczą i skrytą osobą. Pragnął dać jej poczucie bezpieczeństwa oraz wsparcia, o którym widocznie zapomniała. Miał dziwne wrażenie, iż Granger potrzebowała pomocy, zarówno jak i on.
Kobieta westchnęła ciężko, a następnie uwolniła się z jego uścisku.
— Poczekaj tu chwilę — szepnęła, a następnie udała się w kierunku swojej sypialni. Spojrzał na nią zaskoczony, lecz zachował zbędny komentarz dla siebie.
Nie minęła nawet sekunda, gdy ponownie pojawiła się z salonie, trzymając w ręce bordowy szalik.
— Mam dla ciebie propozycję, Malfoy — zaczęła cicho. — Chciałabym, byś nauczył się ufać mi, nawet w najgorszej sytuacji. Jeżeli uda ci się mnie znaleźć z zawiązanymi oczami, odpowiem na twoje pytania. A przynajmniej postaram się udzielić ci dość przyzwoitej odpowiedzi. Co ty na to?
Były Ślizgon popatrzył na nią jak na wariatkę. Naprawdę nie miał pojęcia, jak można wpaść na tak durny pomysł. Nie byłby sobą, gdyby nie przekręcił wymownie oczami. Był pewien, iż udało mu się przywyknąć do dziwnych nawyków Granger, lecz ta za każdym razem szokowała go jeszcze bardziej.
Uniósł jedną brew do góry a następnie spojrzał w stronę swojej towarzyszki, która wpatrywała się w niego wyczekująco. Wiedział, że to jego jedyna szansa na zdobycie zaufania Gryfonki. Westchnął głęboko i pozbywając się resztek swojej godności, odparł:
— Do diabła z tobą, Granger. Niech ci będzie.


_____________________________________________________________


Czuł się jak totalny kretyn. Nie dość, iż był pozbawiony jakiejkolwiek widoczności, to w dodatku śmiech Granger doprowadzał go do szału. Czasami naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego godził się na takie upokorzenia z jej strony.
Od ponad dziesięciu minut błądził po mieszkaniu brunetki, raz po raz wpadając na stojące wokół niego rzeczy. Przeklął siarczyście, gdy zderzył się z kolejną przeszkodą.
— Czy mogę w końcu zdjąć to cholerstwo? — zapytał poirytowany, ciągnąc gwałtownie za materiał. Niestety czary byłej Gryfonki działały bez zarzutu. Bordowy szalik na jego oczach nie drgnął ani trochę. Zamiast tego poczuł słodki zapach perfum, który tak bardzo przypominał mu o jego towarzyszce.
— Nie poddawaj się tak łatwo — odparła, tym samym zdradzając swoją pozycję. Malfoy doskonale zdawał sobie sprawę, iż kobieta po prostu ułatwiała mu wygraną, lecz postanowił odrzucić od siebie zbędną dumę i gwałtownie zmienił kierunek, w stronę Hermiony.
Niestety jednak, los nie był dla niego zbyt łaskawy i chwilę później nadepnął przypadkowo na ogon Smoka, który szczeknął oburzony i ugryzł lekko swojego pana w nogę. Draco syknął, a następnie po raz kolejny prawie stracił równowagę.
— Niech cię szlag, Granger — warknął, powoli tracąc cierpliwość.
W odpowiedzi usłyszał tylko cichy śmiech z drugiego końca pokoju. Tym razem postanowił zaryzykować i ufając swoim instynktom ruszył w zawrotnym tempie ku brunetce. Bez problemu usłyszał jej kroki, świadczące o desperackiej ucieczce, lecz na jego szczęście był zdecydowanie szybszy od byłej Gryfonki. Dzięki swoim zdolnością nabytych jako Ścigający, wyciągnął rękę przed siebie w nadziei, iż zetknie się ze swoją zdobyczą.
O dziwo, udało mu się złapać kobietę za łokieć.
— Mam cię! — krzyknął uradowany, a następnie pod wpływem emocji przyciągnął ją do siebie.
Nie mógł zobaczyć jej twarzy, lecz miał wrażenie, iż jeszcze nigdy nie byli ze sobą tak blisko. Jego serce, ponownie przyspieszyło bicie, a słysząc płytki, zmęczony oddech brunetki, powoli naprawdę nie mógł powstrzymać swojego zafascynowania tą kobietą.
— Gratuluję — odparła dość ochrypłym głosem tuż nad jego uchem. Nie zdając sobie sprawy ze swoich czynów, zacisnął szczękę, by opanować pożądanie, które z każdym momentem rosło coraz bardziej.
— Pozwolisz mi w końcu zdjąć to cholerstwo? — spytał szeptem, delikatnie przyciągając ją do siebie. Może i był ślepy, lecz to jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, iż Granger nie była obojętna na jego bliskość.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy poczuł, jak dłonie Gryfonki powoli lądują na trzydniowym zaroście, a następnie wędrują w kierunku szalika.
Każdy jej dotyk działał na niego pobudzająco. Smok w jego klatce piersiowej ryknął z zadowolenia, a nieznane ciepło, które tak niedawno czuł podczas ich wspólnej nocy, znowu wesoło łaskotało go w brzuchu.
W tym momencie zdał sobie sprawę, że nawet Genway nie był w stanie przekonać go o złych zamiarach kobiety. Ufał jej i wiedział, że dzięki niej odżył. Nie będzie wymuszał od niej, by opowiedziała mu o swoich sekretach. Może i był Malfoyem, lecz powoli uczył się, iż zaufanie oraz wsparcie przychodzi z czasem. Był jednak pewny, czego tak naprawdę pragnie.
Hermiona  zdjęła łagodnie szalik z jego twarzy, a gdy w końcu ich spojrzenia zetknęły się ze sobą, odparł.
— NIe chcę żadnych odpowiedzi, Granger. Chcę ciebie. — nie czekając na odpowiedź, tak po prostu, zapominając o latach nienawiści oraz dzielących ich różnicach, złożył na jej ustach pocałunek. Pocałunek, który miał zapewnić im początek ich pięknej, a jakże skomplikowanej przygody.
_______________________________________________________


Od autorki :

Witam :) Mam nadzieję, że wszystkim notka przypadła do gustu. Następne rozdziały postaram się dodać jak najszybciej, biorąc pod uwagę, że powoli zbliżamy się do tych najważniejszych.
Jestem szczerze ciekawa waszych odczuć i zachęcam do komentowania :)



wtorek, 26 czerwca 2018

Miniaturka „Obliviate”

*`miniaturka zbetowana przez : Gabriela Grela*
Wielka Sala była po brzegi wypełniona uczniami, którzy próbowali nacieszyć się ostatnimi chwilami spędzonymi w zamku. Atmosfera unosząca się w powietrzu była jednak tak ciężka, że tylko nieliczna grupa umiała spożytkować swój czas produktywnie, jedząc i radośnie rozmawiając ze swoimi przyjaciółmi. Większość młodzieży zdawała sobie bowiem sprawę z powagi całej sytuacji. Po pogrzebie największego czarodzieja, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi, wszystko miało się zmienić.
Draco doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego też siedział niespokojnie, ponuro grzebiąc w swojej grzance i rozmyślając nad zbliżającą się przyszłością. Chyba nikt nie był w stanie teraz pojąć uczuć, które gościły w młodym Ślizgonie. Był przerażony, to fakt. Jeszcze nigdy w życiu nie bał się o swoje życie tak, jak teraz. Cały czas przed oczami pojawiał mu się obraz Albusa Dumbledore’a, który nawet przed śmiercią nie okazał ani krzty słabości. Zdawało mu się, że do dnia dzisiejszego przeszywa go wzrok niebieskich tęczówek dyrektora. Na samą myśl wzdrygnął się mimowolnie.
Nienawidził pamiętać. Te wspomnienia naprawdę powoli zdawały się go wykańczać. Nie one były jednak najgorsze. Draco bowiem skrywał w sobie jeszcze te mroczniejsze, bardziej przerażające, które doprowadzały go do szału. Nie mógł jeść, spać ani nawet skupić się na swoim zadaniu. Wszystko dlatego, że pamiętał.
Nieświadomie uniósł wzrok, zostawiając swoją grzankę w spokoju, a po chwili ponownie zaczął obserwować nieświadomą niczego Gryfonkę, która uważnie wsłuchiwała się w słowa swojego przyjaciela. Jej brązowe oczy wyrażały skupienie, determinację oraz odrobinę smutku. Mimo to nawet z takiej odległości rozpoznał kilka piegów, które pod wpływem słońca pojawiły się na twarzy brunetki. Wyglądała ślicznie, nawet w tej pożal się Boże gryfońskiej szacie, szopą na głowie i spuchniętymi oczami, które ku zaskoczeniu nagle zderzyły się z jego ostrym, natarczywym spojrzeniem. Poczuł, jak serce gwałtownie mu przyspiesza.  Cholera jasna, ona zawsze musiała tak na niego działać. Pomimo tych wszystkich złych, straszliwych wydarzeń, zawsze odnajdywał wewnętrzny spokój, gdy tylko był w pobliżu swojej wybranki.
Miał ochotę skinąć lekko głową w jej stronę, byleby tylko wiedziała, że jest przy niej, że ją wspiera i nigdy nie zostawi jej samej. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Każde, nawet najmniejsze spojrzenie w jej kierunku bolało jak cholera, ale nie mógł się oprzeć. Wpatrywał się jak zahipnotyzowany w oczy swojej rówieśniczki, lecz ta szybko zakończyła ich, jej zdaniem dziwną wymianę spojrzeń. I wtedy do niego dotarło.
Pamiętał. Pamiętał każdy dzień, każdy moment oraz każdy pocałunek, każdy dotyk oraz każdą sekundę, którą razem dzielili. Pamiętał pierwsze  „Kocham Cię” i ostatnie „Żegnaj”. Ich pierwszy pocałunek, na który obydwoje tak długo czekali. Ich wspólną noc, wypełnioną namiętnością oraz rozpaczą, gdyż każde z nich bało się jutra. Pamiętał również dzień, w którym oficjalnie przyznał przed sobą, że to właśnie Hermiona Granger zawładnęła jego sercem do końca życia. Była jeszcze jedna rzecz, którą doskonale pamiętał. Jedno zaklęcie, które zmieniło dosłownie wszystko.
„Obliviate” - pomyślał, zaciskając z całej siły widelec trzymany w ręku. Miał wrażenie, że serce ponownie pęka mu na pół. Nienawidził siebie oraz swojej rodziny za to, że był zmuszony do takich czynów. Minął już ponad tydzień, a on dalej nie mógł się pozbierać. Wiedział, iż tak będzie lepiej. Nie zmieniało to jednak faktu, że bolało.
— Wszystko w porządku? — zapytał  Zabini, odrywając go tym samym od mrocznych myśli.
— Nie mogę już tu wysiedzieć — powiedział w końcu, dając porwać się emocjom.
Nie zwracając na resztę uczniów, wstał gwałtownie oraz udał się w stronę wyjścia. Doskonale zdawał sobie sprawę, iż cała Wielka Sala podąża za nim wzrokiem, lecz naprawdę miał to gdzieś. Miał na głowie teraz poważniejsze problemy niż bandę wścibskich nastolatków.
Czuł, że po raz kolejny traci kontrolę. Zazwyczaj to ona w takich sytuacjach działała na niego jak dobry środek na uspokojenie. Teraz jednak wiedział, że ponownie został sam. I to na własne życzenie…
Zanim się obejrzał, jego nogi poprowadziły go na Wieżę Astronomiczną. Nie miał pojęcia dlaczego akurat wybrał to miejsce, które w gruncie rzeczy przypominało mu tylko o najgorszych chwilach w jego życiu. Przeczesał nerwowo swoje ułożone w artystyczny nieład włosy oraz rozluźnił drżącymi rękoma krawat.
— To wszystko twoja wina, Granger — mruknął, łamiącym się głosem. Gdy tylko lekko przymknął oczy, by zebrać myśli, wszystkie bolesne wspomnienia wróciły do niego z podwójną siłą.


~


— Co ty tu robisz? — spytał roztrzęsionym głosem, widząc Gryfonkę na Wieży Astronomicznej. Z jednego policzka gęsto spływała jej krew, a reszta ubrań świadczyła o zaciętej walce, którą musiała przeprowadzić w drodzę do swojego towarzysza. Draco przeraził się nie na żarty. Jeszcze tego by brakowało, by śmierciożercy dobrali się do Granger.
— A nie widać? Proszę cię, nie rób tego! — krzyknęła w akcie desperacji, po czym szybko złapała go za rękę — Obiecałeś, że tego nie zrobisz. Obiecałeś, że zostaniesz przy mnie, Draco — szepnęła. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem, nawet nie starając się ukryć przed nią jakichkolwiek emocji. Doskonale wiedział, że za kilka minut stado śmierciożerców pojawi się na górze i z wielką chęcią rozprawią się z jego towarzyszką. W tym momencie jeszcze bardziej martwił się o nią niż o siebie.
— Hermiona, proszę cię, uciekaj stąd — powiedział, siląc się, by jego głos zabrzmiał dość pewnie. Prawda była jednak taka, że cała sytuacja nie pozwalała mu na ani odrobinę pewności. Czuł się jak tchórz, który z całej siły pragnie zmienić swój i tak marny i przesądzony los.
— Nigdzie się stąd nie ruszę! — odparła. Jeszcze nigdy nie widział w niej takiej determinacji. Jak widać wojna dodawała jej jeszcze więcej odwagi i rozsądku. Nawet w takim momencie nie mógł powstrzymać się od krótkiego zachwytu nad jej osobą.
Zmierzył ją przerażonym wzrokiem, a następnie przygarnął do siebie, by chociaż przez chwilę jeszcze poczuć jej bliskość.
— Kocham Cię, Granger. I zawsze będę — wyznał, wpatrując się w te piękne brązowe tęczówki, które skradły jego serce.
— Nie rób tego...nie żegnaj się ze mną — wyszeptała. Serce biło mu jak oszalałe, lecz wiedział, że teraz nie mają już czasu na dłuższe dyskusje. Na potwierdzenia swoich słów, usłyszał głośny przeraźliwy wybuch z dołu, świadczącym tylko o jednym. Śmierciożercy niedługo dostaną się na Wieżę Astronomiczną.
Niewiele myśląc pocałował swoją wybrankę, przekazując jej przy tym tyle miłości oraz pasji, ile mógł. I chociaż jego serce zdawało się pękać na pół, skierował powoli różdżkę w niczego nieświadomą dziewczynę.
— Wybacz mi — Draco oddalił się od Gryfonki na kilka centymetrów i z łzami w oczach, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, powiedział — Obliviate!


~

Na samo wspomnienie tych wydarzeń, krzyknął bezradnie, dając upust swoim emocjom. Nie miał siły walczyć. Nie bez niej u swojego boku. Teraz jednak było za późno. Dokonał swojego wyboru i musiał się go trzymać i żyć ze świadomością, że wolał stać się tchórzem, niż dać sobie szansę na miłość.
— Co ty tu robisz? — Słysząc tak bardzo znajomy mu głos, odwrócił się gwałtownie w stronę nieproszonego gościa.
Stała przed nim ze skrzyżowanymi rękoma i tym swoim krytycznym spojrzeniem, które tak często towarzyszyło jej przy ich pierwszych spotkaniach. Nawet teraz nie mógł się na nią napatrzeć.
— Rozmyślam, Granger — odparł jak gdyby nigdy nic. Z trudem przychodziło mu udawanie zimnego drania, podczas gdy wszystko w nim kazało mu przygarnąć dziewczynę do siebie i nigdy jej nie puszczać.
— Nie wiem co knujesz, Malfoy, ale radziłabym się zastanowić po której stronie tak naprawdę stoisz — powiedziała buntowniczo. Nie mógł powstrzymać smutnego  uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Tak bardzo brakowało mu tych cholernych zaczepek oraz ostrych wymian zdań.
Niewiele myśląc podszedł do niej bliżej, tak iż teraz dzieliły ich tylko niecałe centymetry. O dziwo, Gryfonka nie cofnęła się ani o krok.
Draco wiedział, że za parę minut będzie żałował, że dał ponieść się emocjom. Teraz jednak nie mógł się powstrzymać. Jego złamane serce chociaż przez chwilę zdawało się nie krawić.
— Granger. Doskonale wiem, po której stronie stoję. Pytanie tylko, co jestem w stanie dla niej poświęcić — dokończył.
Gryfonka popatrzyła na niego krytycznie, lecz nie odezwała się ani słowem. Zamiast tego wpatrywała się dzielnie w szare tęczówki Ślizgona, który ledwo co panował nad swoimi odczuciami. Miał ochotę przygarnąć ją do siebie, powiedzieć jak bardzo ją kocha i potrzebuje. Chciał uwierzyć, że wszystko może się jeszcze ułożyć.
Teraz jednak, czując jej bliskość, a jednocześnie bijącą od niej obojętność, miał ochotę strzelić sobie kulkę w łeb. Jeszcze nigdy nie czuł takiego bólu. Wolał już tortury Czarnego Pana niż to chore uczucie zwane przez większość miłością. Wiedział, że już nigdy w życiu nie będzie w stanie pokochać kogoś tak bardzo jak tą cholerną Gryfonkę, która tak dzielnie przed nim stała. W głębi serca naprawdę liczył, że uda mu się dostrzec w jej oczach choćby odrobinę pozytywnych uczuć. Zamiast tego widział jedynie odrazę i przerażenie.
— Nie zmieniaj się, Granger — dodał, cofając się o krok. Kosztowało go to wiele, zważając na fakt, że jeszcze tydzień temu mógł bez problemu przygarnąć ją do siebie i powiedzieć, jak cholernie jej potrzebował. Teraz praktycznie nie łączyło ich nic. Tylko wspomnienia  ich szczęśliwego, małego świata, który zniszczył. — Może któregoś dnia jeszcze uratujesz ten cały cholerny świat — zaśmiał się, po czym odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i ze złamanym sercem oraz masą wspomnień opuścił Wieżę Astronomiczną, zostawiając Hermionę Granger wolną od miłości.



Od autorki :
Witam, witam! Pomyślałam, że zaskoczę was miniaturką, którą napisałam pod wpływem pięknej, szpitalnej atmosfery. Tak więc, co myślicie?

CZYTAM - KOMENTUJĘ


piątek, 18 maja 2018

Rozdział 15 „Głos Serca"

Rozdział niezbetowany. Proszę o wyrozumiałość!

Lodowisko tuż przy Somerset House wydawało się tętnić życiem. Pierwsze
oznaki mroźnej zimy dawały o sobie znać, a dzieciaki zanosiły się śmiechem, gdy kolejna osoba niebezpiecznie zachwiała się na łyżwach, a  następnie, tracąc kompletnie równowagę, upadała z głośnym trzaskiem na twardy lód.
Nic jednak nie mogło przebić młodego mężczyzny o blond włosach, który nawet nie starał się utrzymać  na lodowisku dłużej niż pięć sekund. Raz po raz przeklinał głośno, dając upust swoim emocjom. Jego ubiór był równie dziwny jak jego zachowanie oraz brak jakiegokolwiek doświadczenia w jeździe na łyżwach. Podczas gdy inni byli ubrani w zimowe kurtki, blondyn miał na sobie zwyczajny T Shirt oraz marynarkę. Większość dzieciaków zgodnie stwierdziła, że ich obiekt obserwacji uciekł z jakiegoś cyrku. Przejeżdżając koło nieznajomego, co chwilę starali się go zaczepić i sprowokować. Za każdym razem jednak, miła, ładna brunetka, ubrana w gruby czerwony płaszcz, odganiała ich machnięciem ręki, posyłając im łagodny uśmiech.
To jego pierwszy raz tłumaczyła, gdy po raz kolejny, blondyn wjechał rozpędzony w grupkę ludzi.
Gdybym miał takie towarzystwo, na pewno nie udawałabym takiego pajaca! mruknął jeden z poszkodowanych, po czym odjechał płynnie, nie ukrywając swojego urażenia.
Sprawca całego zamieszania, czyli niejaki Draco Malfoy, po usłyszeniu tych słów, miał naprawdę ochotę strzelić jakimś dobrym zaklęciem oszałamiającym w nieznajomego. Gdy tylko spróbował sięgnąć po różdżkę, zachwiał się po raz kolejny na nogach, ledwo co odzyskując równowagę.
Na brodę Merlina! przeklął, tracąc powoli cierpliwość. Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego zgodził się na tak pokręcone zadanie. Owszem, chciał udowodnić Granger, że pragnie zawrzeć z nią pokój, lecz tego było za wiele! Nie pamiętał kiedy ostatni raz aż tak bardzo upokorzył się przed tyloma ludźmi. Nie dość, że większość z nich traktowała go jak szaleńca, to w dodatku jego towarzyszka zdawała się odczuwać wielką satysfakcję z całej zaistniałej sytuacji.
Któregoś dnia ją zabiję” - poprzysiągł sobie w myślach, wpatrując się w byłą Gryfonkę z wielką wrogością.
Coś nie tak, Malfoy? spytała, uśmiechając się do niego niewinnie. Miał ochotę w końcu dać upust swoim emocjom, lecz resztkami sił powstrzymał się od wybuchu.
Spojrzał krytycznie na te śmieszne buty zwane łyżwami”, po czym zerknął ponownie na brunetkę.
Ależ skąd! Świetnie się bawię! odpowiedział ironicznie. Kobieta zaśmiała się perliście, widząc jego buntowniczą minę. Podjechała do niego elegancko, a następnie położyła swoją drobną dłoń na jego ramieniu.
Nie martw się, świetnie ci idzie! Jeszcze kilka godzin i nabierzesz wprawy! powiedziała.
Kilka godzin? teraz naprawdę nie mógł ukryć swojego przerażenia.
Jasna cholera, w co on się wplątał! Nie dość, że wszystkie części jego ciała zdawały się wyć z bólu, to na dodatek był cały zmarznięty. Owszem, może i nie posłuchał się Granger, gdy ta prosiła go o założenie grubej kurtki, ale to jeszcze nie znaczyło, że będzie sterczał tu przez cały dzień. Miał ochotę palnąć się w głowę. Od kiedy to stał się takim palantem? Jeszcze kilka tygodni temu nigdy w życiu nie dałby się przekonać na wykonanie jakichkolwiek mugolskich atrakcji. Teraz jednak, pod wpływem tej niezrównoważonej Gryfonki, miał wrażenie, że wszystkie znane mu wartości poszły w niepamięć.
Granger, słysząc jego słowa uśmiechnęła się do niego promiennie, a następnie popchnęła go delikatnie do przodu. Zaskoczony tą czynnością chwycił się drastycznie ramienia swojej towarzyszki.
Malfoy, nie panikuj uspokoiła go. W myślach podziękował jej z całego
serca, że nie wybuchła głośnym śmiechem.
Łatwo ci mówić warknął w jej stronę. Ponownie postawił parę niepewnych kroków na lodzie, tym razem nie tracąc przy tym równowagi. Zaskoczony swoim wyczynem, spróbował przejechać parę metrów do przodu.
Udało mi się! krzyknął zadowolony, zwracając się w kierunku swojej towarzyszki, która wpatrywała się w niego z rozbawieniem.
Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Teraz, gdy odniósł swój pierwszy, mały sukces, był niesamowicie z siebie dumny. A niech ktoś tylko jeszcze raz powie, że on, Draco Malfoy, nie poradzi sobie w mugolskim świecie!
Przekonany o swoich niesamowitych zdolnościach, spróbował podjechać w kierunku Granger. Stawiając coraz pewniejsze kroki, zapomniał jednak o prędkości, z którą się poruszał. Nie minęła więc minuta, gdy ponownie stracił panowanie nad swoimi wyczynami i wpadł rozpędzony na zaskoczoną Gryfonkę. Chwilę później, upadli boleśnie na twardy lód.
Nie wiedzieć czemu, oboje wybuchli śmiechem. Może i był niesamowicie zły na Granger, lecz musiał przyznać, że cała ta zabawa sprawiała mu przyjemność. Fakt, może robił z siebie idiotę, lecz po raz pierwszy w życiu naprawdę czuł się z tym dobrze. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Granger naprawdę miała na niego dobry wpływ. Podświadomie podziwiał swoją towarzyszkę za samozaparcie co do jego osoby.  
A więc zaczął powoli, gdy w końcu udało mu się ponownie stanąć na nogi.  po tak wyraźnym poświęceniu z mojej strony, Granger, mogę uznać, że jesteśmy kwita? - spytał, wpatrując jej się głęboko w oczy. Musiał przyznać, iż bardzo polubił kolor jej tęczówek, które teraz bacznie śledziły każdy jego ruch.
Kilka osób zaczęło obserwować ich dziwną wymianę spojrzeń. Niektórzy nawet wzdychali cicho z zazdrością. Draco doskonale zdawał sobie sprawę, ile facetów chciałoby być na jego miejscu. Sam fakt, że kobieta wolała spędzać czas z nim niż z innymi nieudacznikami dawał mu niesłychaną satysfakcję. Dlatego też czekał cierpliwie na odpowiedź Granger.
Tak powiedziała po chwili, uśmiechając się przy tym delikatnie - Chyba
jesteśmy kwita, Malfoy.

_____________________________________________________________

(sześć lat wcześniej...)


Nie zdawał sobie dokładnie sprawy z wydarzeń, które działy się w tym roku.
Wszystko przebiegało tak szybko a jedyne prawdziwe uczucie, które zdawało się go nigdy nie opuszczać to strach. Strach o własne życie. O rodzinę, o swoją matkę. Przed Czarnym Panem.
Dopiero stojąc na wieży Astronomicznej powoli dochodziło do niego co tak naprawdę miało miejsce. Wpuścił śmierciożerców do Hogwartu. Do jedynego miejsca, w którym kiedykolwiek zaznał szczęśliwych wspomnień. Do miejsca, gdzie mógł zapomnieć o otaczającym go nieszczęściu oraz presji ze strony Sami-Wiecie-Kogo. Poczuł jak różdżka drży w jego ręce. Brzydził się sobą a jednocześnie odczuwał głęboką satysfakcję, że jego plan się powiódł. Poświęcił wszystko, by udało mu się wykonać tak trudne zadanie. Teraz jednak, stojąc dosłownie kilka metrów z dala od Dumbledore’a nie czuł dumy. Serce próbowało wyrwać mu się z piersi a zimny pot na czole przyprawiał go o dreszcze. Nie mógł zebrać myśli. Cały czas wpatrywał się w te przepełnione dobrocią oczy, które spoglądały na niego z wielkim zaciekawieniem. I wtedy do niego dotarło. Nie był zabójcą. Nie był nawet Śmierciożercą. Jedyne, czego tak naprawdę pragnął to bezpieczeństwo własnej rodziny. Był tchórzem - oszukiwał samego siebie, że da radę, że to jemu przypadnie największa sława. Każdy będzie go szanował, a nazwisko Malfoy w końcu odzyska swoją wieczną chwałę.
Muszę to zrobić! - wykrzyknął w końcu prosto w twarz swojego dyrektora. Muszę cię zabić! Inaczej on...zabije mnie - wyszeptał, tracąc całkowicie kontrolę nad sytuacją. Nie mógł się opanować. Emocje dały za wygraną, gdy poczuł jak pierwsze łzy spływają po jego policzku. Był przerażony oraz zagubiony, ponieważ wiedział dokładnie co go czeka. Poniesie konsekwencje za swój czyn, a przez to jego matka będzie w niebezpieczeństwie. Prowadził walkę sam ze sobą i doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie przegrywa. W końcu poddał się i opuścił różdżkę, która choć przed chwilą jeszcze gotowa do użycia klątwy niewybaczalnej, teraz zdawała się być najmniej szkodliwą rzeczą na świecie. 
Nie mógł przestać wpatrywać się w Dumbledore’a. Starzec wydawał się tak słaby, że gdyby nie powaga sytuacji, na pewno dawno opadłby z sił.  Po raz kolejny strach dał o sobie znać. W tym momencie naprawdę nie miał już pojęcia po czyjej stronie stał. Chciał po prostu, po raz pierwszy w życiu czuć się wolnym.
Dumbledore zdawał się doskonale rozumieć jego sytuację. Draco zauważył, iż starzec już otwierał usta, by wesprzeć go na duchu. Niestety jednak, nie mieli okazji, by dokończyć tą rozmowę. Sekundę później, usłyszał kroki zbliżających się śmierciożerców, które świadczyły tylko o jednym. Dzisiejszej nocy, Czarny Pan zyska w końcu to, na co czekał od dawna…





_________________________________________________________

Obudził się gwałtownie, nieświadomie podnosząc się z łóżka. Smok jęknął głośno, widząc poczynania swojego pana, lecz szybko ponownie odpłynął w krainę Morfeusza.
Draco jednak miał wrażenie, jakby przeżywał koszmar na wieży Astronomicznej po raz kolejny. Nie pamiętał kiedy ostatnio rozmyślał o tym wydarzeniu. Należało ono bowiem do jednych z najgorszych wspomnień jakie posiadał. Do dziś trudno było mu się pozbyć strachu oraz czystego przerażenia, które odczuwał tamtej nocy. Prawie niemożliwym okazało się jednak wyzbycie się przenikliwego wzroku Dumbledore’a, który aż do końca wierzył w jego niewinność.
Westchnął głęboko, powoli uspokajając swoje nerwy. Od ponad trzech lat ani przez chwilę nie myślał o tym wydarzeniu. Co dziwne, teraz przebywając w domu Granger  miał wrażenie, że wszystko ponownie do niego wraca. Nie chciał o tym rozmyślać. Najchętniej wyzbył by się tego wspomnienia z głowy na dobre. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Musiał w końcu pogodzić się z faktem, że to on Draco Malfoy umyślnie wpuścił Śmierciożerców do szkoły, dając im możliwość zabijania niewinnych osób….
Ciche skrzypienie, sygnalizujące otwieranie drzwi, przywróciło go do rzeczywistości. W pokoju panowała ciemność, więc potrzebował chwili by rozpoznać stojącą przed nim postać.
Kolejny koszmar? usłyszał szept  Granger, która heroicznie trzymała  w ręku różdżkę.
Miał ochotę zapytać się jej, jakim cudem wie o jego nocnych przeżyciach, lecz szybko wybił to sobie z głowy. Minęły dopiero dwa dni, odkąd wszystko wróciło do normy. Nie chciał kłócić się w tym momencie ani w tym stanie.
Kiwnął delikatnie głową, czując, że na więcej go nie stać. Ponownie poczuł się jak siedemnastoletni gówniarz, który nie jest zdolny obronić własnej rodziny.
Była Gryfonka zdawała się rozumieć jego sytuację, tak więc po chwili wahania usiadła na brzegu łóżka, a następnie odnalazła w ciemności jego rękę. Nie wiedzieć czemu, ponownie tej nocy poczuł dreszcze przechodzące przez całe ciało. Nie były one jednak nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie miał dziwne wrażenie, że emocje oraz przerażenie związane z tym dziwnym snem, nagle gwałtownie opadły. Poczuł się pewniej, mając Granger przy sobie.
Nie wiem, dlaczego to dzieje się akurat teraz szepnął mimowolnie. Coś w środku kazało mu wytłumaczyć brunetce swoje postępowanie. Nigdy wcześniej nie miał okazji podzielić się z kimś myślami na temat swoich koszmarów. Wszystko do mnie wraca. Czarny Pan, moja nieudolna misja w Hogwarcie, moja matka, tortury, jakie znosiłem ze względu na mojego ojca, który poległ jako Śmierciożerca. Za każdym razem pytam samego siebie jaki to ma sens… przerwał nagle, czując, jak wielka gula w gardle definitywnie zaprzecza dalszej konwersacji. Zastanawiam się, Granger… czy kiedykolwiek byłem dobrym człowiekiem dokończył w końcu. W pokoju dalej panowała ciemność, więc nie widział jej reakcji, aczkolwiek poczuł, jak kobieta jeszcze mocniej zaciska ich dłonie razem.
Nie odzywali się do siebie przez kilka minut. Draco miał wrażenie, że po wypowiedzeniu tych jakże wiele znaczących dla niego słów, Granger po prostu uzna go za szaleńca. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę, jakim stał się potworem. Dlaczego miałaby myśleć o nim inaczej.
Harry opowiadał nam o tym dniu wiele razy odparła w końcu bardzo cicho. Był pewny, iż dobierała każde słowo z wielką rozwagą. Pamiętam to doskonale. Wszyscy byli w szoku, wokół nas panował chaos. Każdy chciał dowiedzieć się o tych wydarzeniach. Harry jednak uparcie milczał. Tylko my znaliśmy prawdę. On tak naprawdę nigdy ciebie nie winił, Draco. Winił Snape’a, winił śmierciożerców, ale na pewno nie winił ciebie. Zarówno Harry jak i Dumbledore doskonale wiedzieli, że nie byłbyś do tego zdolny. Bo tak naprawdę, Malfoy, jesteś dobrym człowiekiem. Może nie idealnym i bez skazy, ale dobrym. Powinieneś sam zacząć w to wierzyć zakończyła.
Trudno mu było pojąć znaczenie słów Gryfonki, lecz nie miał zamiaru się tym przejmować. Dopiero teraz bowiem, zdał sobie sprawę, że Granger, tak naprawdę w niego wierzyła. Mimo ich przeszłości, potrafiła go zrozumieć, a on, po raz pierwszy w życiu naprawdę poczuł się wdzięczny.
Nagle poczuł, jak kobieta nieśmiało puszcza jego rękę i wstaje z łóżka. Zdziwiony jej reakcją, uczynił to samo, przy tym chwytając różdżkę. Po szybkim wypowiedzeniu formułki Lumos, w końcu spojrzał na nią pewnie. Miała na sobie dużą koszulę zespołu Fatalnych Jędz oraz czarne podkolanówki sięgające jej tuż za kolana. W tym momencie jednak nie zdawał sobie dokładnie sprawy z pociągającego wyglądu Granger. Wpatrywał jej się w oczy, dokładnie tak samo jak wpatrywał się w oczy Dumbledore’a tej okropnej i przerażającej nocy.  Brązowe tęczówki kobiety zdawały się śledzić jego każdy ruch i bez problemu mógł odczytać w nich troskę. Nie wiedział już który to raz z kolei, przygląda się jej z takim zainteresowaniem.
Zostań powiedział, zanim zdążył się porządnie zastanowić. Pamiętał doskonale, jak kilka tygodni temu Granger prosiła go o dokładnie to samo. Prawą ręką ponownie połączył ich dłonie razem, by poczuć tą niesamowitą ulgę oraz poczucie bezpieczeństwa. Nie naciskał. Wiedział, że zaryzykował wiele, ale nic nie mógł na to poradzić, że naprawdę chciał mieć ją przy sobie. Nie potrafił zrozumieć dlaczego i chyba nawet nie chciał. Cała ta sytuacja sprawiała mu aczkolwiek radość. Pragnął jej bliskości, ponieważ działała jak dobry narkotyk. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, że Hermiona Granger zaczynała znaczyć dla niego o wiele więcej niż przypuszczał.
Kobieta spojrzała na ich splecione dłonie, a następnie westchnęła cichutko.
Naprawdę nie potrafię cię rozgryźć mruknęła bardziej do siebie niż do niego Coś we mnie jednak mówi, że powinnam zostać, Draco. A ja zawsze słucham głosu serca.
Tego wieczoru nie potrzeba było mu niczego więcej. Zanim się obejrzał leżał z Granger w jednym łóżku, obejmując ją jednym ramieniem, podczas gdy ona ostrożnie położyła głowę na jego torsie. Tak więc leżeli, dwóch byłych wrogów, którzy potrzebowali siebie w tym momencie bardziej, niż by przypuszczali. 
Wpadłem” - pomyślał Draco, a następnie ponownie oddał się we władania Morfeusza, tym razem będąc w stu procentach pewnym, iż ani jeden koszmar nie nawiedzi go przez resztę nocy.

__________________________________________________________

Od autorki:

Wybaczcie opóźnienie. Rozdział był gotowy dwa tygodnie temu, lecz nie mogłam znaleźć kogoś, kto wystarczająco szybko zbetował mi tekst, także wzięłam się za to sama. Proszę o wyrozumiałość, jeżeli chodzi o błędy, zawsze ciężko mi wszystkie wyłapać. Życzę udanego weekendu!