Na chwilę się zgubiłem
umierając od środka.
Jej oczy mnie porwały.
Podarły na strzępy od środka na zewnątrz.
~ Parkway Drive - Carrion ~
Prawie całą drogę zajęło mu obycie się z faktem, że wydarzenia sprzed kilkunastu minut naprawdę miały miejsce. Serce dalej biło mu jak szalone, a ręce trzęsły się od nadmiaru nerwów. W dodatku całe jego ubranie przypominało mokrą szmatkę. Odetchnął głęboko, naciskając mocniej pedał gazu, pragnąc jak najszybciej oddalić się od Sheffield. Ledwo co docierała do niego powaga całej tej sytuacji. Rookwood i Dołohow… na wolności? W jego firmie? O co tu chodziło? Od kilku lat żył w przekonaniu, że śmierciożercy zaniechali swojej działalności. Teraz jednak tysiąc pytań zdawało mu się napływać do głowy.
Zawsze był przekonany o niewinności swojego szefa. Owszem, czasami zachowywał się dość komicznie, ale to jeszcze nie czyniło go lojalnym sługą czarnoksiężnika. Z drugiej strony jednak, doskonale zdawał sobie sprawę z działalności byłych śmierciożerców. W końcu oddanie Voldemortowi nie znikało z dnia na dzień. Osobiście nie chciał mieć z tym nic wspólnego.
Zarówno Czarny Pan, jak i ojciec zniknęli z życia Draco na dobre, ale on wcale tego nie żałował. Oczywiście stare wspomnienia czasami powracały znienacka, przypominając mu o ciężkich czasach, w jakich spędził swoje dzieciństwo, wystawiając jego cierpliwość na próbę. Najlepszym przykładem na dość słabą samokontrolę było zachowanie wobec Dołohowa.
Od kilku lat nawet nie pomyślał o użyciu zaklęć niewybaczalnych. Jego opanowanie sięgało wręcz perfekcji. Sam zdawał sobie sprawę, że nie może pozwolić sobie na chwilę słabości. A jednak widok śmierciożercy kompletnie wyprowadził go z równowagi. Wspomnienia cierpiącej matki wydawały się żywe i coraz bardziej realne.
Oczywiście nigdy nie był zbyt emocjonalny. Zawsze wolał zachować zimną krew oraz nie okazywać zbędnych emocji, by nie dać się zranić. Jego taktyka nieraz uratowała mu skórę i wcale nie żałował braku uczuć w swoim życiu. Przywykł do pustki goszczącej w jego sercu. Jedynie Narcyza umiała sprawić, by chociaż na chwilę pozwolił ponieść się emocjom. Z drugiej strony jednak była jego słabym punktem. Nienawidził patrzeć na jej cierpienie spowodowane nieposłuszeństwem wobec Czarnego Pana. Z tego powodu naprawdę chciał zabić Antonina, który wykonywał każdy rozkaz z przyjemnością wypisaną na twarzy. Morderstwa oraz katusze sprawiały, iż mężczyzna stawał się jeszcze bardziej przerażający oraz kompletnie oddany swojemu panu. Nawet Bellatrix, choć do szaleństwa zakochana w Voldemorcie, umiała rozpoznać, gdzie kończyła się zabawa.
Draco odetchnął głęboko, zaciskając ręce na kierownicy. Auto zdawało się wręcz szybować po autostradzie. Szybkość sprawiała, że poczuł się odrobinę pewniej, oddalając się od miejsca popełnionej „zbrodni”. Serce powoli uspokoiło swoje bicie, a myśli stały się bardziej przejrzyste. Mimo to dalej nie miał pojęcia, jak uporać się z daną sytuacją. Najwidoczniej jego towarzyszka nie miała zamiaru mu pomóc.
Popatrzył na nią z ukosa, starając się nie zdradzić jakiejkolwiek emocji. Kobieta wydawała się bardzo opanowana i poważna. Już prawie zapomniał, z jaką radością w oczach cieszyła się na ich małą wycieczkę. Przez chwilę miał wrażenie, że ponownie znajdują się w Hogwarcie, gdzie czasami potajemnie obserwował jej poczynania w bibliotece. Przybierała wtedy bowiem ten sam wyraz twarzy co teraz . Miał ochotę zaśmiać się ze swoich myśli. Może i stała się bardziej otwarta, lecz to dalej była ta sama Granger — mądra, zawzięta i równie cholernie dociekliwa. Kiedyś by go to odrażało. Teraz zaczął powoli dostrzegać prawie niewidoczne zalety jej charakteru.
„Jednak oleju w głowie to ona nie ma” — przeszło mu przez myśl. Musiał przyznać sobie rację. Serce po raz kolejny przyspieszyło bicie, gdy przeanalizował całą sytuację. Był pewny, że Granger doskonale zdawała sobie sprawę z obecności śmierciożerców w jego fabryce. Nie rozumiał tylko, czemu tak bardzo zależało jej na pokazaniu mu, iż miejsce, w którym kiedyś pracował, aż tak wymknęło się spod kontroli. Owszem, sam zgodził się na wtargnięcie na teren prywatny, lecz nie po to, by zmierzyć się z demonami swojej przeszłości.
— Możesz mi powiedzieć, co to, do jasnej cholery, było? — spytał, siląc się na cierpliwość.
— Nie miałam pojęcia o obecności twoich starych przyjaciół — odparła kobieta i zacisnęła usta w wąską linię.
Draco prychnął głośno, dając ponieść się emocjom.
— Cholera, Granger, w co ty ze mną grasz? — Sam był zdziwiony ostrością swoich słów. Prawda była jednak taka, że powoli tracił cierpliwość do kobiety, która najwidoczniej nie miała zamiaru zdradzić swoich prawdziwych celów.
— Wszystko, co posiadałeś, Malfoy, było oparte na kłamstwach — odpowiedziała po dłuższej przerwie.
Draco miał ochotę zaśmiać się jej prosto w twarz. Sam nie wiedział, czy był zadowolony z jej wypowiedzi. Owszem, zdawał sobie sprawę, że ostatnio wszystko wywróciło się do góry nogami, lecz wieczna krytyka Granger powoli doprowadzała go do szału.
— Liczysz na to, że się załamię, Granger? — Prychnął głośno. — Jestem Malfoyem, a Malfoyowie nigdy się nie poddają — dodał z dawką kpiny w głosie.
Oczywiście był święcie przekonany o prawdzie zawartej w swoich słowach. Niemniej jednak nie mógł nie zgodzić się z faktem, że ponownie opanowała go kompletna niewiedza, co aż za bardzo przypominało mu wydarzenia sprzed kilku lat, kiedy to musiał zdecydować o swojej przyszłej karierze śmierciożercy. Dziwne uczucie pustki oraz chaos w głowie wcale nie ułatwiały mu powrotu do normalności, zwłaszcza z Granger u boku.
— Liczę na to, że w końcu przystaniesz na moją propozycję — powiedziała, nawet nie ukrywając irytacji goszczącej w głosie.
— Naprawdę nie rozumiem, czemu aż tak bardzo ci na tym zależy, Granger. Jakbyś nie zauważyła, nie pałam do ciebie aż taką sympatią, by zamieszkać od razu pod jednym dachem. No, chyba że alternatywą byłoby spędzenie nocy z Weasleyem, wtedy szukałbym kompromisu — to mówiąc, uśmiechnął się wrednie. Po raz kolejny poczuł się jak za szkolnych czasów, kiedy to nękanie tej kujonicy było normalnością. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo za tym tęsknił.
— Ron zapewne ucieszyłby się z twojej wizyty. W końcu nie każdy czarodziej potrafi pobić bohatera wojennego — odpowiedziała zgryźliwie.
Całe jego ciało spięło się na wspomnienie tego wydarzenia, a gniew ponownie przybrał na sile.
„A jednak wiedziała” — przeszło mu przez myśl. — “Oczywiście, że wiedziała, ty idioto, przecież przyjaźni się z tą poczwarą od kilkunastu lat” — zganił się za własną głupotę.
— Twój kochaś zdążył mnie wydać — prychnął, zjeżdżając z autostrady. Z daleka mógł już obserwować Londyn, który nawet późnym wieczorem wyglądał dość imponująco.
— Między mną a Ronem dawno wszystko skończone — rzuciła wymijająco.
Draco uniósł jedną brew do góry, nie ukrywając zdziwienia. Oczywiście wiedział, że Granger, mimo szlamowatych korzeni, była po prostu zbyt inteligenta dla takiego oblecha jak Wieprzlej. Jednak i tak cały czarodziejski świat wręcz wychodził z siebie, gdy w końcu oficjalnie potwierdzili swój związek. Prorok Codzienny już planował ich huczny ślub, a Rita Skeeter nie szczędziła ostrych słów na temat wiecznej szopy na głowie Granger. Chcąc nie chcąc, również Draco nieświadomie śledził poczynania tej — tak bardzo niedobranej — pary. Doskonale pamiętał, z jakim przejęciem Astoria opowiadała mu o tej dwójce. Dopiero w ubiegłym roku wszystko zdawało się gwałtownie ucichnąć. Granger pojawiała się tylko przelotnie w gazetach, udzielając coraz to krótszych wywiadów dotyczących jej znaczącej pracy w ministerstwie. Niecałe trzy miesiące temu słuch całkowicie o niej zaginął.
— Może to i lepiej — mruknął bardziej do siebie niż do niej.
Kobieta zaśmiała się cicho, głaszcząc przy tym Smoka.
— Po raz pierwszy podzielam twoje zdanie, Malfoy — odparła, kończąc tym samym ich konwersację.
__________________________________________________________
Niecałe pół godziny później, które obydwoje spędzili w ciszy, ponownie znaleźli się na jednej z tak często odwiedzanych przez Dracona ulic. Stojąc przed domem Granger, mężczyzna poczuł dziwny skurcz w żołądku na samą myśl o końcu jego przygody z tą kobietą. Mimo iż tak niemiłosiernie działała mu na nerwy, nie miał najmniejszej ochoty powracać do swojego popapranego życia.
— Dzięki za umilenie mojego dnia, Granger — powiedział, by przerwać krępującą ciszę, która między nimi zapadła.
— Nie ma za co. — Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Ponownie zacisnął jedną rękę na kierownicy, dopiero teraz zdając sobie sprawę ze stanu, w jakim obecnie znajdowały się jej ubrania. Mokra sukienka idealnie przylegała do jej ciała, tym samym podkreślając zgrabną figurę. Włosy, choć krótkie i rozczochrane, dodawały jej odrobinę uroku, którego do tej pory nie zauważył. Malfoy przymrużył lekko oczy, odganiając szybko te myśli. Nie mógł pozwolić sobie na jakąkolwiek chwilę słabości. W końcu to Granger — wredna kujonica, której nie cierpiał.
A jednak przez ułamek sekundy poczuł coś, czego tak bardzo brakowało mu w życiu — ekscytację, adrenalinę oraz radość.
— Dobranoc — wykrztusił tylko, a następnie wyszedł z auta. Sekundę później otworzył drzwi od strony pasażera, by kobieta mogła komfortowo opuścić samochód. Może i jej nie cierpiał, ale starał się z całej siły zachować dobre maniery.
Hermiona zgrabnie wysiadła, posyłając mu długie, wdzięczne spojrzenie.
— Miłej nocy — dodał, modląc się w duchu, by mógł jak najszybciej opuścić to miejsce. Jego siła woli zdawała się go zawodzić.
— Zostań — usłyszał jej szept tuż przy uchu i poczuł drobną dłoń zaciskającą się na ramieniu. Wielka gula w gardle nie pozwoliła mu na wypowiedzenie chociażby jednego słowa. Spojrzał jedynie w czekoladowe oczy czarownicy, w których ponownie zalśniła ta niesamowita iskierka. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z fascynującej barwy jej tęczówek.
Westchnął głęboko, czując, jak przegrywa walkę z samym sobą.
— Zostanę.
Miał wrażenie, że słowo, które samo wypłynęło z jego ust, zmieni wszystko, co do tej pory znał.
____________________________________________________
Obudził się w samo południe. Promyki słońca delikatnie łaskotały jego twarz. Mruknął niezadowolony, wykrzywiając usta w grymasie.
Dawno nie spał tak przyjemnie jak dzisiaj. Zdawało się, że koszmary oraz męczące go myśli wyparowały z dnia na dzień. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miał wrażenie, że monotonia panująca w jego życiu zniknęła na dobre. Mimo iż na co dzień wstawał skoro świt, dzisiaj ani przez chwilę nie pomyślał o tym, by ruszyć się z tak wygodnego łóżka.
Przekręcił się leniwie na drugi bok, zanurzając jedną rękę pod poduszkę. Zapach unoszący się w sypialni aż za bardzo przypominał mu chwile spędzone z matką w ich prywatnej willi nad jeziorem we Francji. Na samą myśl uśmiechnął się do siebie.
Nie było mu dane nacieszyć się spokojem panującym wokół, gdyż niecałe trzy sekundy później nieznajoma, mała istota skoczyła prosto na jego brzuch, szczekając radośnie.
Draco otworzył gwałtownie oczy, by zmierzyć się ze sprawcą tego wydarzenia.
— Głupi psiak — warknął, gdy Smok chętny do zabawy ugryzł go lekko w prawą dłoń. Ten szczeniak powoli doprowadzał go do szału. Naprawdę nie rozumiał, czemu Granger aż tak bardzo zależało na tym, by go zatrzymał. Zaraz, zaraz… Granger?
Nie zwlekając ani chwili dłużej, wyskoczył błyskawicznie z łóżka i rozejrzał się po całym pomieszczeniu, które w niczym nie przypominało jego sypialni. Pokój był urządzony bowiem w jasnych, żywych kolorach, a z każdej strony otaczały go dziwne mugolskie przedmioty, których Draco nawet nie miał zamiaru zrozumieć.
Przeczesał ręką swoje i tak już rozczochrane włosy, rozmyślając o zaistniałej sytuacji.
„Po jaką cholerę zostawałeś u niej na noc?” — spytał samego siebie. Tym razem nie mógł zwalić swojego zachowania na alkohol. Owszem, wypił wczoraj może ze dwie lampki wina, ale zachował trzeźwość umysłu. Przynajmniej tak mu się zdawało. Przeklął siarczyście pod nosem, próbując znaleźć jakieś sensowne wyjście z całej sytuacji. Wczorajszy wieczór, choć na swój sposób dziwnie przyjemny, nie miał prawa się powtórzyć.
Nie chciał wchodzić w głębsze relacje z Granger. Od zawsze pałali do siebie nienawiścią i wolał, by tak zostało. Tym bardziej przerażał go fakt, że ich wspólna noc nie okazała się tak zła, jak przypuszczał. Oczywiście trzymał ręce przy sobie — w końcu, mimo jej pociągającego wyglądu, dalej była dla niego wariatką. Niemniej jednak nie miał pojęcia, że aż tak łatwo uda mu się prowadzić z nią konwersacje. Naturalnie omijali tematy związane z wojną oraz Hogwartem. Jego opinia dalej nie uległa zmianie i wcale nie miał zamiaru przepraszać jej za swoje czyny. Brunetka również nie okazywała urazy sprzed lat.
Miał ochotę wyśmiać swoje poczynania. Od kiedy to wielki Draco Malfoy spędza czas z Gryfonką? W dodatku z kujonicą, szlamą i najlepszą przyjaciółką słynnego Pottera?
Prychnął głośno i zarzuciwszy na siebie własne ubrania, które, o dziwo, leżały poukładane na jednym z foteli, wyszedł z pokoju. Dobry humor, z jakim obudził się niespełna kilka minut temu, zdążył już całkowicie wyparować. Nie chciał spędzić tu ani minuty dłużej.
Najciszej jak potrafił, przeszedł przez salon, kierując się do wyjścia. Podświadomie żywił nadzieję, że nie napotka na właścicielkę mieszkania.
Niestety okazało się, że szczęście mu nie dopisywało. Słysząc ciche dźwięki muzyki wydobywające się z kuchni, zdał sobie sprawę z obecności Granger. Przeklął siarczyście pod nosem. Doskonale wiedział, że nie może tak po prostu zniknąć z jej mieszkania. Może i był Ślizgonem, ale miał odrobinę klasy. Wziąwszy głęboki oddech, zajrzał niepewnie do pomieszczenia.
Pierwszym, co zwróciło jego uwagę, był zapach kawy oraz świeżo upieczonych tostów. Dopiero po chwili zauważył Granger, która podśpiewując pod nosem jakąś mugolską piosenkę, przygotowywała jajecznicę. Jej biała, wdzięczna sukienka falowała delikatnie pod wpływem energicznych ruchów wykonywanych w rytm muzyki.
Uśmiechnął się do siebie pod nosem i gwałtownie odchrząknął, mając nadzieje, że odrobinę zawstydzi kobietę. Ta jednak obdarzyła go delikatnym uśmiechem.
— Dzień dobry — powiedziała przyjaznym tonem. Dziwny dystans, który wyczuł już przy ich pierwszym spotkaniu, dalej gościł w jej głosie. Tym razem jednak wiedział, że kobieta była doskonale przygotowana na jego odpowiedź. Skinął lekko głową w jej kierunku, a następnie odchrząknął ponownie.
— Granger — zaczął, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Sam jednak nie wiedział, co powiedzieć. „Dzięki za kilka dni wrażeń, ale czas powrócić do normalności?” Nawet jemu to zdanie wydawało się zbyt nieprawdziwe. Jako wicedyrektor oraz biznesman zawsze starał się trzymać prawdy. Przeklął w myślach, widząc przed sobą zaciekawioną twarz brunetki.
Na jego nieszczęście nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi. Do kuchni bowiem wszedł dość niski chłopczyk, który z uśmiechem na twarzy niósł na rękach Smoka.
— Zatrzymasz go, Hermiona? — spytał, w pierwszej chwili kompletnie ignorując obecność Dracona. Dopiero po kilku sekundach dzieciak spojrzał w jego kierunku, dalej uśmiechając się od ucha do ucha. — To twój listopad? — spytał, kierując swoje słowa się do Granger.
Nikt jednak nie raczył mu odpowiedzieć. Malfoy wciąż wpatrywał się w chłopaka ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. Miał wrażenie, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody i na dokładkę rzucił kilka razy Drętwotę. Ponownie poczuł dziwny chaos, który zapanował w jego głowie.
Jakim cudem Granger dorobiła się dzieciaka? Przecież to było niemożliwe! Nikt w czarodziejskim świecie nawet nie podejrzewał jej o zajście w ciążę. Poza tym wiek chłopaka wcale nie pasował do tej hipotezy. Draco szacował go na jakieś jedenaście lat.
— Na mnie już pora — mruknął w końcu, czując, że sytuacja go powoli przerasta. Musiał jak najszybciej opuścić to miejsce, zanim popełni następną głupotę.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, wyminął dzieciaka, a następnie opuścił dom Gryfonki.
Odetchnął głęboko, gdy świeże powietrze uderzyło w niego z podwójną siłą. Niewiele myśląc, ruszył przed siebie, by uciec z tego przeklętego miejsca.
— Malfoy! — usłyszał krzyk tuż za swoimi plecami.
Przekręcił wymownie oczami, nie zwalniając kroku. Nie miał zamiaru słuchać jej narzekania. Tym razem postanowił zachować całkowitą kontrolę.
— Odczep się, Granger — warknął, tracąc cierpliwość.
Kobieta prychnęła głośno, a następnie stanęła mu naprzeciw. Jej czerwone od zmęczenia policzki oraz furia wymalowana w oczach sprawiły, że zaśmiał się ironicznie.
— To nie moje dziecko — odparła, ignorując jego bezczelne zachowanie.
Po raz kolejny tego poranka przekręcił wymownie oczami.
— Nie interesuje mnie twoje życie, Granger — warknął, zaciskając nerwowo ręce. — Chcę tylko, żebyś w końcu odczepiła się od mojego — dokończył.
Ponownie zapanowała między nimi niezręczna cisza, której tak bardzo chciał uniknąć.
— Skoro tak — odparła w końcu, schodząc mu z drogi.
Odetchnął z ulgą, gratulując jej rozsądku. Teraz mógł z czystym sumieniem powrócić do rzeczywistości.
Bardzo się jednak przeliczył, bo Granger wcale nie odpuściła. Wyglądało na to, że dalej chciała go zamęczać.
— Wróć do domu, usiądź w swoim wygodnym fotelu, napij się Ognistej Whisky — zaczęła, przybliżając się do niego odrobinę. — Zabij swój cenny czas, spotkaj się z fałszywymi znajomymi, którzy zaczną przynudzać cię swoimi historiami. I gdy w końcu, siedząc w jednej z tych cholernie drogich restauracji, zrozumiesz, że jedyne, co tak naprawdę sprawiało ci przyjemność, zostało przez ciebie odrzucone, przypomnisz sobie o mnie, szlamie, która dalej oferuje ci drugą szansę. I wtedy zdasz sobie sprawę, że za mną tęsknisz — zakończyła, a następnie szybko oddaliła się w kierunku domu.
Malfoy tylko raz spojrzał za siebie, obserwując jej znikającą postać.
„Co za głupota” — pomyślał, śmiejąc się pod nosem. Podświadomie jednak powoli zdawał sobie sprawę z prawdy zawartej w jej słowach.
__________________________________________________________
Od autorki :
No to rozdział 5 za nami. Jestem ciekawa, jak zareagujecie na nową postać :) Serdecznie pozdrawiam i przepraszam za długą przerwę :)