( Sześć lat wcześniej)
Ulica pokątna jeszcze nigdy nie wydawała mu się aż tak obskurna i ponura jak dzisiaj. Owszem, tysiąc razy słyszał już o słynnych wypadach śmierciożerców, którzy non stop pustoszyli, kiedyś tak piękne i pełne życia, miejsce. Niemniej jednak, słuchać historii to jedno, a zobaczyć miejsce na własne oczy to drugie.
Ponownie poczuł jak serce prawie wyskakuje mu z klatki piersiowej. Miał wrażenie, że zaraz zejdzie na zawał. Doprawdy nie pamiętał, kiedy aż tak bardzo się stresował. Zazwyczaj miał zdrowe podejście do takich sytuacji. Umiał poradzić sobie z presją oraz niesamowicie wielkim strachem, który stał się stałym bywalcem w jego życiu. Ta sytuacja wymagała jednak od niego masy samozaparcia. Nie spodziewał się, że to wszystko odbędzie się tak szybko. W jednej sekundzie całe jego dotychczasowe życie miało się zmienić. Czy aby na pewno na lepsze? Z całego serca wyznawał poglądy Czarnego Pana oraz swojego ojca. Nie ukrywał również, że zawsze był niezmiernie dumny ze swoich korzeni i pochodzenia. Mimo to, wszystko zmieniło się zaledwie miesiąc temu, gdy Lucjusz Malfoy poznał gniew Sami-Wiecie-Kogo. Teraz cała rodzinna odpowiedzialność spadła na niego. Presja oraz wieczne groźby wypowiadane przez resztę śmierciożerców nie polepszały sprawy. Dlatego też musiał pogodzić się ze swoim losem. Jeżeli nie dla siebie, to dla matki.
Narcyza kroczyła dumnie koło niego, a w jej oczach bez problemów mógł rozpoznać zaciętość. Mimo swojego wieku dalej była niesamowicie urokliwą kobietą. Arystokratyczne rysy twarzy oraz zimny, przenikliwy wzrok sprawiały, że każdy mężczyzna obracał się w jej kierunku. Nigdy nie wypowiedziałby tych słów na głos, lecz był naprawdę dumny z posiadania takiej, a nie innej matki. Fakt, już prawie zapomniał o ich ciepłych stosunkach za czasów jego dzieciństwa, lecz dalej cenił Narcyzę bardziej niż większość osób. To ona skutecznie przekonała go do podjęcia się zadania zleconego przez Czarnego Pana.
Chwilę później kobieta, jakby czytając myśli swojego syna, przystanęła na chwilę, rozglądając się nerwowo za siebie. Gdy tylko upewniła się, że znajdują się sami, skierowała swój zimny wzrok na Dracona. Zdziwiony jej zachowaniem, uniósł jedną brew do góry, nie dając poznać po sobie rozkojarzenia.
—Coś nie tak, matko? — spytał, jak gdyby nigdy nic. Naprawdę miał ochotę zaśmiać się z zaistniałej sytuacji. Nigdy nie spodziewał się, że jego własna matka będzie towarzyszyć mu w takiej wyprawie.
Kobieta pod wpływem emocji położyła mu dłoń na ramieniu, uchylając delikatnie usta.
—Gdy byłam w twoich wieku, zawsze myślałam, że nie ma już dla mnie
nadziei na lepsze życie —zaczęła powoli, formułując każde słowo z jak największą precyzją. — Powoli jednak widzę, że miałam tyle możliwości. A wybrałam jedną z najgorszych… Draco, synu. — spojrzała na niego, a w jej oczach po raz pierwszy mógł dostrzec coś na kształt współczucia — Proszę cię o jedno. Zastanów się, czy naprawdę chcesz, by twoje życie nabrało takiego kierunku — delikatnie ścisnęła jego ramię — We mnie masz zawsze wsparcie, Draco — dokończyła, po czym ku jego wielkiemu zdziwieniu, przytuliła go z całej siły.
W pierwszym momencie stał zszokowany zaistniałą sytuacją, lecz chwilę później pozwolił Narcyzie na chwilę słabości. Z trudem przychodziło mu milczenie. Naprawdę chciał podzielić się z nią obawami oraz niepewnością, która doprowadzała go do szału. Wiedział jednak, że nie może poddać się emocjom. Poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, by uchronić swoją rodzinę przed marnym losem. Przystąpienie do śmierciożerców wydawało się najlepszą okazją, jaką kiedykolwiek dostał.
— Nie zawiodę cię — odparł poważnie, gdy kobieta w końcu się od niego oderwała.
— Zawiedziesz mnie tylko wtedy, kiedy staniesz się takim potworem jak on —
wyszeptała, po czym nie czekając na odpowiedź syna, ruszyła przed siebie, wkraczając tym samym w Aleję Nokturnu.
_________________________________________________________________
Nie wiedzieć czemu, wspomnienia nie dawały mu dzisiaj spokoju. Nie dość, że cały czas rozmyślał o swoim dzieciństwie, to teraz dochodziły jeszcze te najgorsze, najbardziej mroczne myśli za czasów jego szczenięcych lat. Czasami miał wrażenie, że przegapił w nich wszystko co najlepsze. W szesnastym roku życia musiał przejąć rolę głowy rodziny oraz zostać śmierciożercą, podczas gdy inni mogli beztrosko korzystać z zalet bycia młodym. Nigdy nie miał czasu na imprezy czy też panienki, które kręciły się wokół niego, czekając na zainteresowanie. Był bardzo skryty i nieufny, jeśli chodziło o dobór przyjaciół. Tylko Zabini zawsze wiedział o jego zmartwieniach i w pełni rozumiał niechęć do spędzania czasu z innymi Ślizgonami.
Biorąc pod uwagę, że od wydarzeń, które tak namacalnie zapadły mu w głowie minęło dobre sześć lat, miał wrażenie, jakby nic się nie zmieniło. Jego kontakt ze światem zewnętrznym ograniczał się do minimum, a relacje z matką bazowały na wymuszonych odwiedzinach w Prywatnej Klinice. Postanowił jednak zrobić coś w kierunku zmian.
Miał ochotę zaśmiać się pod nosem, gdy przekroczył próg placówki „Invisible Health”, która znajdowała się w Mousehole, jednym z prześlicznych miast w hrabstwie Cornwall. Długo szukał odpowiedniego miejsca dla Narcyzy, lecz gdy w końcu spotkał ten urodziwy ośrodek, od razu podjął decyzję. Magomedycy z najwyższej półki, piękne widoki oraz obsługa, stająca na głowie by dogodzić pacjentom - to wszystko miało sprawić, by jego matka w końcu doszła do siebie.
Podczas każdego jego przyjazdu urocza gromadka pielęgniarek towarzyszyła mu w drodze do pokoju Narcyzy, informując go o wszystkich postępach jakie udało im się dokonać przeciwko walce z Alzheimerem. Mimo wszystko wydawało mu się, że od kilku lat słyszy to samo.
„Niech się pan nie martwi Panie Malfoy. Pana matka tak naprawdę potrzebuje spokoju i wsparcia. To jedyna droga do pełnej mobilizacji.” —Tak więc przyjeżdżał. Może niezbyt często, ale jednak. Zawsze starał się wytrzymać choćby godzinę w jej towarzystwie. Niestety, czasami trudno było mu się do tego zebrać, Narcyza bowiem nie wydawała się zachwycona wizytą swojego syna. Przypuszczał wtedy, iż zamiast niego kobieta widzi Lucjusza, który nigdy nie był dla niej zbyt dobrym mężem. Owszem, troszczył się o wszystkie podstawowe potrzeby swojej żony, lecz gdy tylko zostali sami, ich dom przerażał się w prawdziwy horror. Draco nie raz nie dwa doświadczył przemocy oraz szowinistycznego zachowania swojego ojca wobec matki. Dlatego też w pewnym sensie potrafił zrozumieć niechęć Narcyzy na jego widok. Niemniej jednak zawsze doprowadzało go do szału, więc wolał jak najszybciej opuścić to miejsce.
Teraz natomiast był ciekaw rozwoju akcji. Może dla jego matki niewiele zmieniło się od jego ostatniej wizyty, on jednak miał wrażenie, że stał się zupełnym innym człowiekiem. Porzuconym, bez pracy, z ogromnymi wyrzutami sumienia, które chyba nigdy nie miały zamiaru go opuścić. Ponownie poczuł się jak szesnastoletni gówniarz. Był zagubiony, a jedyne co teraz mogło mu pomóc to przebaczenie.
____________________________________________________________
Po kilku formalnościach oraz krótkiej rozmowie z magomedykiem udał się do pokoju Narcyzy. Nabrał głęboko powietrza, a następnie zapukał delikatnie w drzwi, które automatycznie się uchyliły. Nie minęła nawet sekunda, gdy ujrzał swoją matkę, która przyglądała mu się z wyraźnym zaciekawieniem.
Serce podskoczyło mu do gardła, gdy zdążył zarejestrować jej krytyczny wzrok posyłany w jego stronę. Czuł się jak dziecko, które właśnie wróciło ze złą oceną do domu.
—Matko — powiedział, a następnie delikatnie skinął głową w jej kierunku.
Narcyza jeszcze raz zmierzyła go dość ponurym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Odebrał to jako dobry znak. W końcu nie zawsze udawało mu się wydobyć z matki taki gest.
— Draco — odpowiedziała, wskazując przy tym miejsce koło siebie. Kobieta siedziała na swoim ogromnym łóżku, a w ręce trzymała książkę, którą po chwili namysłu odłożyła na półce. Nie zwlekał z wykonaniem jej prośby.
— Jak się miewasz? — zapytał dość oschle. Na razie jego wizyta zdawała się
przebiegać tak jak dotychczas. Standardowe pytania oraz zimne, nieczułe przywitanie nie były najlepszym znakiem na zmianę jego stosunków z rodzicielką. Przez moment nawet zwątpił w swój cel wizyty. Zaraz potem jednak przypomniał sobie o Granger, której tak bardzo zależało na wydobyciu z niego dobra. Po raz pierwszy od kilku godzin znowu o niej pomyślał. Owszem, dalej odczuwał złość w stosunku do Gryfonki. W końcu zostawiła go samego w jej posiadłości bez słowa wytłumaczenia. Miał nadzieję jednak, że ta sprawa dość szybko się wyjaśni, a on w końcu będzie mógł zamknąć ten parszywy rozdział pod tytułem “Jak uporać się z przebiegłą Lwicą” w swoim życiu.
— Dobrze. Chociaż bardziej martwię się o ciebie, synu — z zamyślenia wyrwał go głos swojej matki, która wpatrywała się teraz w niego niczym w obrazek. Uniósł jedną brew do góry zaciekawiony tą wypowiedzią.
— Co masz na myśli? — zapytał. Kobieta prychnęła cicho pod nosem, wstając gwałtownie. Draco spojrzał zdziwiony tak nagłą reakcją matki.
— Jak długo masz zamiar jeszcze tak żyć? Ta twoja praca cię wykańcza!— Żachnęła się, wymachując przy tym rękoma. Miał ochotę odetchnąć głośno z ulgą. Przez chwilę był przekonany, że Narcyza w jakiś sposób została poinformowana o sytuacji w jakiej się znajdował. Gdyby tylko wiedziała, co tak naprawdę wydarzyło się w jego życiu oraz kto miał na to wpływ!
— Zwolnili mnie — palnął, zanim zdążył się porządnie zastanowić. Nie miał przecież pewności, jak kobieta zareaguje na tę wiadomość, w szczególności biorąc pod uwagę stan jej zdrowia. Magemedyk od kilku dobry wizyt wspominał mu również o problemach sercowych matki.
— Wyjdzie ci to na dobre, zobaczysz — powiedziała. Uśmiechnąwszy się lekko, ponownie usiadła koło niego. — Będziesz miał teraz o wiele więcej czasu dla Astorii. Dziewczyna naprawdę zasługuje na swój wyczekany ślub…
— Ślubu też nie będzie — przerwał jej gwałtownie. Nie wiedzieć czemu, ale miał potrzebę bycia szczerym ze swoją matką, która słysząc jego odpowiedź, zamilkła i złapała go delikatnie za rękę.
— Przykro mi, synu— odparła w końcu. Wiedział, z jakim trudem przychodziło jej wypowiedzenie tych słów. Mimo iż kiedyś Narcyza starała się, by miał udane dzieciństwo, to uczucia, a co najważniejsze współczucie zawsze schodziły na drugi plan. Żaden członek rodziny Malfoyów nie umiał obchodzić się z tak zbędnym tematem jak miłość.
— Mi nie — odpowiedział, uśmiechając się krzywo w jej stronę. O dziwo miał wrażenie, że jej dotyk działał na niego dość uspokajająco.
— Ta dziewczyna nigdy nie była tobie pisana, synu. Tak samo jak i twoja praca.Zmarnowałbyś na nią życie — Narcyza wydawała się podchodzić do tej konwersacji aż zbyt poważnie. Niestety jednak przyznał jej rację. Owszem, dalej ciężko było mu się pogodzić z faktem, że stracił wszystko, ale skłamałby gdyby powiedział, że nie czerpał przyjemności z ostatnich dwóch tygodni.
— Już i tak większość zmarnowałem.
Trudno było mu być aż tak samokrytycznym. Nie był przyzwyczajony do szukania winy w sobie. Zazwyczaj znajdował ją w innych. Teraz jednak zrozumiał, że nie może dalej ciągnąć tej bajki. Miał ochotę zaśmiać się głośno ze swoich myśli. Na brodę Merlina, od kiedy stał się tak uczuciowy? Miał nadzieję, iż po rozmowie z matką te przemyślenia znikną tak szybko jak się pojawiły.
— Niczego nie zmarnowałeś, Draco. Ja i ojciec powinniśmy naprowadzić cię na lepszą drogę, zamiast posyłać cię w szeregi Czarnego Pana. Niestety czasy oraz sytuacja, w jakiej się znajdowaliśmy nie pozwalały nam na nic innego. Powinieneś w końcu ruszyć dalej z odpowiednią osobą u boku. — zakończyła.
Nie wiedzieć czemu przez kilka sekund pomyślał o Granger, która mimo ich niezbyt ciekawej i urokliwej przeszłości starała się wyciągnąć z niego choćby skrawek dobra. Otwarcie mówiła mu o jego błędach, które dopiero uczył się akceptować. Nigdy nie zrobiłby dla drugiej osoby tak dużo, a zwłaszcza dla swojego byłego wroga. Była Gryfonka wydawała mu się być aż zbyt pomocna. Dalej nie rozumiał, dlaczego to wszystko robiła, ale w końcu pojął, że od samego początku starała się pomóc mu odnaleźć cząstkę dobra. W następnej chwili przypomniał sobie jednak o swoim zachowaniu podczas kolacji z Astorią i Zabinim. Miał ochotę ponownie palnąć się w głowę za doprowadzenie do takiej sytuacji. Niestety jednak, doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej impulsywności, a teraz ponosił za nie konsekwencje.
— Kimkolwiek ona jest, nie daj jej odejść, Draco — dodała Narcyza, jakby czytając w jego myślach. Spojrzał na nią zdziwiony, lecz postanowił nie drążyć dyskusji. I tak już za dużo jej powiedział. Granger może nakierowała go na właściwy tor myślenia, ale naprawdę wolał ją trzymać z dala od swojego życia. Nigdy nie powinni iść na taki układ. Nieważne, jak bardzo mu pomogła — między nimi nigdy nie zapanuje spokój. Jedyne, o czym teraz mógł myśleć to jak najszybsze pozbycie się jej ze swojego życia, byleby nie zranić jej jeszcze bardziej.
______________________________________________________________
Przez następnych kilka godzin miał okazję porozmawiać z matką na wszystkie możliwe tematy. Czuł, że w końcu nie zmusza siebie samego do spędzania czasu z rodzicielką. Wręcz przeciwnie, mimo ich dużego dystansu do siebie oraz czasami może zbyt ostrych wymian zdań miał wrażenie, że zrobili ogromny postęp. Poprzysiągł sobie w duchu, że będzie częściej spędzał z nią swój i tak ogromny nadmiar wolnego czasu.
Około godziny dwudziestej ruszył w drogę powrotną do Londynu. Nie cierpiał teleportacji, więc postawił na swoje zastępcze auto, które okazało się być aż zbyt przydatne ostatnimi czasy.
Po dwóch godzinach jazdy w końcu dotarł na miejsce, parkując tuż przed domem Granger. Nie wiedzieć czemu przypomniał sobie o wypadku, który spowodował zaledwie kilka tygodni temu. Wzdrygnął się na samą myśl, a następnie wysiadł energicznie z auta, po czym udał się w kierunku drzwi wejściowych.
Gdy tylko przekroczył próg domu, zorientował się, że coś jest nie tak. Doskonale pamiętał, że wychodząc, rzucił zaklęcia obronne na to miejsce. Jeszcze mu tego brakowało, żeby jakiś podrzędny mugol próbował się włamać do mieszkania Granger! Niemniej jednak bez problemu dostał się do środka, pociągając lekko za klamkę od drzwi. Dziwne było również to, że Smok nie rzucił się od razu na swojego pana szczekając wesoło w jego kierunku. Jakby tego było mało, w kilku pomieszczeniach paliło się światło.
Stare nawyki śmierciożercy kazały mu mieć się na baczności. W zawrotnym tempie wyciągnął swoją różdżkę, a następnie ruszył pewnym siebie krokiem do salonu. Tyle lat u boku Czarnego Pana nauczyło go, by być w każdym momencie przygotowanym na niebezpieczeństwo. Z tą domeną wszedł do salonu. Ku jego zdziwieniu, pomieszczenie okazało się być puste.
— Doszło już do tego, że chcesz mnie zabić, Malfoy?—usłyszał nagle zza
swoich pleców. W zawrotnym tempie odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, by w końcu stawić czoła intruzowi. W pierwszej chwili nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Nabrał głęboko powietrza, a następnie zwrócił się do kobiety, prawie zapominając o różdżce, która cały czas była wymierzona w przeciwnika.
— Granger, jakże cholernie miło cię widzieć.
___________________________________________________________________
Zmieniła się. Może to głupio zabrzmieć, biorąc pod uwagę, że widział ją dwa dni temu, lecz naprawdę miał wrażenie, jakby straciła parę kilo. W żadnym wypadku nie wyglądała źle, lecz bez problemu mógł rozpoznać jej sińce pod oczami oraz przygaszony wzrok, jakim go obdarzyła. Zdawać by się mogło, że Gryfonka była na wyczerpaniu swoich sił. Mimo to poczuł ekscytację oraz przerażenie na jej widok. Z jednej strony naprawdę niecierpliwie czekał na to spotkanie. Z drugiej jednak, cała sytuacja, a zwłaszcza własne uczucia zbytnio go przerastały.
— Myślałam, że jak tylko zniknę, wrócisz do siebie — jej głos zdawał się być silny i pewny siebie, co jeszcze bardziej zaskoczyło Dracona. Jak widać, Granger jednak doszła do siebie.
— Aż tak źle o mnie myślisz? — zapytał ironicznie. Kobieta wzruszyła lekko ramionami, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że nie oczekiwała od niego zbyt wiele.
— Jesteś po prostu nieprzewidywalny — rzuciła, szybkim krokiem wymijając go w przejściu między salonem a przedpokojem, po czym jednym machnięciem różdżki przywołała do siebie kieliszek wina z jednego z małych stolików.
Nie spodziewał się, że aż tak bardzo ruszą go słowa Gryfonki. Nie kontrolując swoich odruchów, prychnął głośno. Owszem, przesadził podczas kolacji z Zabinim, lecz to nie znaczyło, że tak łatwo można go było obrażać.
— Nie przesadzaj — żachnął się. W powietrzu można było wyczuć coraz bardziej napiętą atmosferę między dwojgiem byłych wrogów. Draco naprawdę miał wrażenie, że ponownie znajdują się w Hogwarcie, gdzie wykorzystywał każdą okazję do poniżenia byłej Gryfonki. To tym bardziej utwierdziło go w przekonaniu, iż tak naprawdę Granger zachowała swój stary, solidny charakter.
Czarownica popatrzyła na niego dość krytycznie, lecz nie odezwała się ani słowem. Wiedział, jak dużo ją to kosztowało. Niestety jednak, nie miał zamiaru jej odpuszczać. Czekał na ten moment dobre dwa dni, tak więc z czystym sumieniem chciał kontynuować konwersację.
—Gdzie byłaś? — rzucił po chwili niekomfortowej ciszy.
—To chyba nie twój interes, Malfoy — odparła. Dystans z jakim odnosili się do siebie nawzajem doprowadzał go do szaleństwa. Z jakiegoś powodu naprawdę nie chciał dłużej kłócić się z kobietą.
—Chyba jednak mój, skoro zniknęłaś bez słowa — warknął, prawie tracąc nad sobą kontrolę. Na brodę Merlina, miał już dość tej szurniętej baby!— Najpierw prosisz mnie o zamieszkanie z tobą, a teraz znowu mam wrażenie, jakbyś tylko chciała się mnie jak najszybciej pozbyć. Nie jesteśmy już dziećmi, Granger. Zrozum, że świat nie czeka wiecznie na twoje zbawienie - wytknął jej, zanim zdążył się porządnie zastanowić. Prawdę mówiąc, nie powiedział nic, co mijałoby się z prawdą. Może i udało mu się dotkliwie zranić Granger, lecz ta chyba już zapomniała, na co tak naprawdę się zgodziła.
—Nikt nie zmuszał cię do tej decyzji, Malfoy. Chyba oboje wiemy, że twój charakter chyba nigdy się nie zmieni. Byłam zbyt głupia i naiwna by w to wierzyć.
Wiedział, że miała rację. Ba! Sam przecież kilka godzin wcześniej omawiał tą kwestię ze swoją matką. Teraz jednak miał wrażenie, że coś w jego sercu stanowczo zaprotestowało. Może i był potworem, lecz z całej siły chciał udowodnić sobie, a przede wszystkim Granger, że nie jest do końca przesiąknięty złem. Widząc wyraźną niechęć na twarzy kobiety, poczuł przypływ nagłej determinacji.
Kierując się adrenaliną, w przeciągu kilku sekund znalazł się tuż przy Granger. Jednym zwinnym ruchem, postawił kieliszek wina na szafce obok, a następnie delikatnie podniósł podbródek Gryfonki, tak by w końcu mogli popatrzeć sobie w oczy. Kobieta w pierwszym momencie próbowała uwolnić się z danej sytuacji, lecz szybko odpuściła, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały.
Może zabrzmieć to dość ckliwie, lecz wydawało mu się, jakby cały świat na sekundę stanął w miejscu. Po raz kolejny trzymał brunetkę tak blisko siebie i bez problemu mógł wyczuć jej przyspieszone bicie serca. Podświadomie dziękował Merlinowi za to, iż kobieta nie była w stanie odczytać jego myśli. Nie było to bowiem dla niego łatwe, nachylać się nad byłą Gryfonką, która przez te kilka tygodni tak efektywnie zmieniała jego dotychczasowe życie, i po prostu nie dać ponieść się emocjom. Jakaś cząstka w nim naprawdę chciała, by ich zbliżenie skończyło się zupełnie inaczej. Musiał jednak trzymać swoje fantazje na wodzy.
— Wiem, że cię rozczarowałem, Granger. Przeprosiłem za to raz i zrobię to po raz kolejny, jeżeli będzie taka potrzeba. Jedyne czego chyba jeszcze nie pojmujesz to fakt, że nie jestem tchórzem. Obiecałem ci spędzić z tobą ten miesiąc i taki mam też zamiar — szepnął prosto w jej usta, coraz boleśniej odczuwając swoje pragnienie. Cholera jasna, od kiedy to aż tak reagował na jej bliskość?
— I mam ci tak po prostu w to uwierzyć, Malfoy? — spytała, ani przez sekundę nie odrywając od niego wzroku. Jej brązowe tęczówki zdawały śledzić się każdy, nawet najmniejszy jego ruch. W głębi duszy musiał przyznać, że naprawdę czerpał przyjemność z tej jakże poważnej, napiętej konwersacji.
— Zrobię co w mojej mocy, by ci to udowodnić - odpowiedział dość pewnie, a na jego twarzy pojawił się szarmancki uśmiech. Jeszcze chwila, a nie opanuje swojego pożądania względem kobiety.
Niespodziewanie, brunetka zaśmiała się krótko, lekko odpychając od siebie Ślizgona. Ledwo powstrzymał swoje oburzenie.
Aaa, tak, przekonajmy się o tym! Nie mogę się doczekać, jak rozwinie się akcja. Mogłabym nawet nazwać tę całą sytuację swego rodzaju grą między Hermioną a Draconem i jestem bardzo ciekawa, co takiego szykuje brunetka, bo już nie raz dała przykład swojej kreatywności. Bardzo się cieszę, że wszystko między nimi wróciło do normy, zwłaszcza, że początek ich spotkania nie zapowiadał się optymistycznie, jednak punkt kulminacyjny nadszedł. I bardzo spodobało mi się to ich chwilowe zbliżenie <3
OdpowiedzUsuńDraco uparcie na nią czekał i nie postanowił nagle się ulotnić z jej domu. Niesamowicie podoba mi się jego kreacja w Twoim cudownym opowiadaniu: jest taki pewny siebie, kpiący i nieustraszony. Prawdziwy silny mężczyzna, który posiada także wrażliwe wnętrze. Granger starała się go w pewien sposób zmienić, uwydatnić w nim to, co dobre i proszę, widać tego efekty. Malfoy powoli zmienia się na lepsze, zmienia się też jego podejście do dziewczyny, a wszystko to idzie swoim idealnym tempem, dzięki czemu całość nabiera naturalnego i życiowego charakteru. Czytając mam przed sobą te postacie i niemal słyszę ich głosy ( wcale nie zwariowałam), ponieważ Twoje opisy są umiejętnie napisane: wyważone i nieprzesadne. Ja czasem się zapominam i moje rozdziały mogłyby w ogóle nie zawierać dialogów, co stanowi moją wadę.
Podobało mi się także wspomnienie sprzed sześciu lat, chciałabym bardziej poznać tamtego Dracona, który musiał stać u boku Czarnego Pana. Takie skoki w przeszłość dają nam możliwość stworzenia anazlizy psychologicznej jego postaci, dzięki czemu możemy poznać motywy jego działania oraz tego, dlaczego teraz jest taki, a nie inny.
Mam nadzieję, że Hermiona kłamała mówiąc, że była zbyt naiwna, wierząc w przemianę jego charakteru. Czuję, że ona nigdy nie będzie w niego wątpić. Teraz prócz Narcyzy jest jego jedyną bliską osobą, choć może on nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy.
Liczę także, że stan Narcyzy się jakoś polepszy, choć jeśli to Alzheimer to nie można liczyć na zbyt wiele... Draco potrzebował tej rozmowy z nią, wyzbycia się tej oschłości...
Czekam na jeszcze jakieś wspomnienie z dawnych czasów. Lubię tak porównywać te dwie czasoprzestrzenie.
Jest mi niezmiernie miło, że wróciłaś z rozdziałem. Nie poddawaj się, doprowadź to do końca i zawiadamiam mnie, jeśli coś dodasz. Przeczytam, jak tylko będę mogła.
Jestem Ci także niesamowicie wdzięczna za wsparcie, jakie mi okazałaś przy moim blogu. Wciąż wracam do Twoich miłych i motywujących komentarzy. Mam nadzieję, że nasza znajomość w blogsferze jeszcze potrwa i że powstaną nowe dzieła, tak dobre jak Słodki Listopad :D
Z tego co pamiętam, masz w tym roku także maturę? Jakie przedmioty sobie wybrałaś, jeśli mogę spytać? :) I jak tam przygotowania? Bo mnie osobiście zjada stres...
A więc, kochana, weny i dużo siły na ten zbliżający się ciężki okres.
Całusy,
Nela.
Nelu dziękuję za wspaniały komentarz! Myślę, że kolejny rozdział napewno pokaże kreatywną stronę Hermiony. Staram się, by wszystko szło swoim właściwym tempem.
UsuńTak, w tym roku maturka niestety, rozszerzony angielski, polityka, matma i niemiecki. Takie moje super przedmiociki. Jak ci idzie nauka, dajesz radę?
Ściskam mocno i mam nadzieję, że odezwiesz się niebawem <3
No, no, no, ciekawa końcówka, trzymasz w napięciu. Nie będę ukrywać, że liczę na szczęśliwe zakończenie całej tej historii, mam nadzieję, że się nie zawiodę, haha.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo dobrze napisany, przemyślany i lekki. Przeczytałam go szybko i dziwię się, że zwlekałam tak długo.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wstawisz kolejny ;D
Pozdrawiam serdecznie,
Charlotte Petrova
wschod-slonca-dramione.blogspot.com
Moim zdaniem tego tekstu jest za dużo i pewnie mało osób to przeczyta.
OdpowiedzUsuńNa tym blogu znalazłem kilka artykułów i bardzo dokładnie je przeczytałem. Bardzo dużo z nich się dowiedziałem.
OdpowiedzUsuń