*rozdział został zbetowany przez Gabriela Grela*
— Wiesz, Granger, gdybym wiedział wcześniej, że Potter będzie chciał spędzać każdą wolną minutę razem z tobą po tym, jakże dramatycznym, pojednaniu się, nigdy nie dopuściłbym do takiej sytuacji.
Tylko głupiec nie wyczułby w tych słowach irytacji. Tak się składało bowiem, iż Draco Malfoy wcale nie chciał ukrywać swoich negatywnych odczuć co do tej dwójki. Broń Boże, nie miało to nic wspólnego z zazdrością, aczkolwiek wolał, gdy Gryfonka spędzała popołudnia tylko i wyłącznie w jego towarzystwie. Był w stanie zaakceptować jeszcze swojego wiernego kompana Smoka oraz tego małego szkraba Nicka, lecz na tym dobroć jego serca zdecydowanie się kończyła. Potter nie był tutaj żadnym wyjątkiem.
Biorąc pod uwagę wyżej wymienione poglądy, nic dziwnego więc, że były Ślizgon nie był uradowany, gdy jego towarzyszka poinformowała go o planach na dzisiejszy dzień. Trudno mu było to przyznać przed samym sobą, lecz naprawdę liczył na spędzenie dwudziestego listopada w odrobinę innej atmosferze. Owszem, mieszkał pod jednym dachem ze swoim największym wrogiem, aczkolwiek ani przez chwilę nie miał dosyć jej obecności. Z niewiadomych dla niego przyczyn pragnął spędzić każdą wolną sekundę w towarzystwie tej brunetki. Nie oznaczało to jednak, że wszystko układało się perfekcyjnie. Nie raz, nie dwa wdawali się w niepotrzebne dyskusje oraz kłótnie, które zazwyczaj kończyły się po prostu wrogimi spojrzeniami. Nigdy jednak nie trwało to dłużej niż kilka godzin. Zarówno Draco jak i Hermiona powoli zdawali się rozumieć, iż żadne z nich nie zrezygnuje z umowy, jaką zawarli.
— Czyżbym wyczuwała w twoim głosie zazdrość, Malfoy? — spytała retorycznie Granger, po czym zaśmiała się beztrosko. Słysząc jej słowa nie mógł powstrzymać się od cichego prychnięcia, a następnie posłał jej jedno ze swoich najbardziej lekceważących spojrzeń, na jakie było go stać. Nie zapomniał przy tym rzucić okiem na jej ubiór, który jak zawsze doskonale podkreślał wszystkie jej atuty.
— Po prostu nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie pozwolisz Wiewiórce zająć się marnym stanem psychicznym Pottera. W końcu to ona nosi jego bachora — wzruszył ramionami, zaciskając mocniej palce na smyczy Smoka, który kroczył u boku swojego pana.
Cisza i spokój panująca w St. James’ Park nadawała temu miejscu wspaniałego uroku. Nic dziwnego więc, że Granger zaciągnęła go tu z samego rana, by spędzić kilka chwil w samotności. Na jego szczęście Nick znajdował się w szkole, także bez większego problemu deportowali się do jednego z najsłynniejszych parków w Wielkiej Brytanii. Musiał przyznać, iż jeszcze nigdy nie miał okazji, by zwiedzić to miejsce. Owszem, kilka razy wybrał się tutaj ze swoimi wspólnikami, lecz na celu miał tylko zawarcie niezbędnych mu układów czy też kontraktów. Teraz jednak powoli zaczynał dostrzegać, dlaczego wszyscy tak bardzo zachwycali się tym miejscem.
— Jesteś niemożliwy — stwierdziła w końcu, odwracając się w jego stronę.
— To żadna nowość, Granger — odpyskował, a następnie złapał ją za rękę. Jeszcze kilka tygodni temu taki gest byłby dla niego nie do pomyślenia. Teraz jednak tak bardzo przyzwyczaił się do obecności swojego byłego wroga, że każdy, nawet najmniejszy dotyk podświadomie sprawiał mu radość. Już dawno minęły czasy, w których czuł się skrępowany swoją śmiałością. Doskonale zdawał sobie sprawę, że była Gryfonka również czerpała przyjemność z tego małego, a jakże ważnego gestu.
— Jeden dzień wolnego dobrze ci zrobi — odezwała się po chwili. Draco miał ochotę przewrócić oczami. Resztkami sił jednak powstrzymał się od zbędnego komentarza.
Prawda była taka, iż za cholerę nie miał pojęcia co zrobić z tak dużą ilością wolnego czasu. Zazwyczaj to Granger planowała ich rozkład dnia. Londyńskie przedmieścia, muzea, mugolskie atrakcje czy też zwykła przechadzka na Ulicę Pokątną były dla niego codziennością. Teraz jednak miał do dyspozycji cały dzień tylko i wyłącznie dla siebie, co nie było zbyt dobrą alternatywą. Miał wrażenie, że bez Gryfonki u swojego boku stanie się tym samym bezdusznym biznesmenem, co niecały miesiąc temu.
— Może odwiedziłbyś swój dom i zabrał resztę rzeczy? W końcu Astoria już dawno się wyprowadziła — zaproponowała, jakby czytając mu w myślach.
— Tak, to na pewno o wiele lepsze zajęcie niż uganianie się za Potterem — uśmiechnął się zabójczo w jej stronę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że igra z ogniem, lecz nie mógł się powstrzymać. Smok ziejący ogniem w jego klatce piersiowej ryknął z zadowolenia, gdy obserwował, jak na twarzy brunetki pojawiają się lekko widoczne rumieńce.
— Nienawidzę cię, Malfoy — mruknęła tylko, zaciskając palce na jego dłoni.
— Ja ciebie też, Granger. Ja ciebie też.
__________________________________________________________
Propozycja Gryfonki okazała się być dość kusząca. Kilka godzin później, gdy nareszcie został sam, postanowił udać się do swojej luksusowej willi w dzielnicy Knightsbridge. Gdy tylko przekroczył próg mieszkania, miał ochotę jak najprędzej zawrócić i nigdy tam nie wracać.
Z niewiadomych dla niego powodów to miejsce wydawało mu się teraz puste i zimne, a brak domowników nie polepszał całej sytuacji. Powoli zaczął się zastanawiać, jak mógł wytrzymać w tak niesamowicie martwym domu tyle lat.
Westchnął głęboko i próbując zabić swój już nie tak drogocenny czas, udał się w kierunku swojej sypialni, w której jeszcze tak niedawno spędzał upojne chwile z byłą narzeczoną Astorią. Skrzywił się nieznacznie na to wspomnienie. Doprawdy nie mógł zrozumieć, jak udało mu się spędzić tyle czasu w jej towarzystwie. Po głębszym zastanowieniu zrozumiał, że nie mieli ze sobą zupełnie nic wspólnego. Jedyne, co ich łączyło to arystokrackie korzenie oraz niesplamiona przez szlamy krew. W dodatku, mimo tylu lat spędzonych razem, naprawdę mało o niej wiedział.
Odganiając od siebie zbędne myśli rozglądnął się po swojej byłej sypialni. Cały pokój był utrzymany w szmaragdowej tonacji, jak na prawdziwego Ślizgona przystało. Na biurku spoczywało kilka listów z pracy oraz masa dokumentów, które były dokładnie posortowane. Jak widać, Gwiazdka zadbała o porządek. Nie czekając ani chwili dłużej wziął do ręki pierwszy lepszy świstek papieru, by przyglądnąć mu się bliżej.
Nie mógł powstrzymać ironicznego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, gdy tylko przeczytał pierwsze zdania zaadresowanego do niego listu.
Smoku,
Wiem, jak bardzo potrzebujecie mnie w twojej firmie, ale, na Merlina! Musisz zrozumieć, że ta wariatka nie daje mi spokoju! Nie ma nawet sekundy, by nie śledziła moich poczynań. Co za chore babsko! Przysięgnij mi, że jeżeli w przeciągu następnych kilku dni nie wyślę ci żadnej wiadomości, skontaktujesz się z, pożal się Boże, bohaterem wojennym Potterem i jego bandą zgranych aurorów. Powoli zaczynam bać się o swoje życie. Uznasz mnie za szaleńca, ale naprawdę rozważam miesięczny urlop, gdzieś daleko od tej wariatki. Mam nadzieję, że potrafisz zrozumieć moją sytuację i nie będziesz miał mi tego za złe. Chociaż, zważając na twój pracoholizm, wątpię, bym wzbudził w tobie coś na miarę jakichkolwiek uczuć.
Odezwę się niebawem!
Diabeł
Ps. Pozdrów Astorię!
Dopiero niedawno udało mu się uporać z faktem, iż Granger również odmieniła życie jego najlepszego przyjaciela. Teraz jednak czytając ten list nie czuł złości czy rozczarowania. Był po prostu ciekawy, jak do cholery udało jej się tak bardzo zmienić Zabiniego. Czytając ten list zdał sobie sprawę, jak bardzo byli do siebie podobni. Obaj z dystansem podchodzili do byłej Gryfonki i uważali ją za wariatkę. Mimo to dali porwać się w jej sidła.
Draco poczuł dziwny skurcz w żołądku na samą myśl, że jego wybawicielka miała innych partnerów przed nim. Może to właśnie Blaise był tajemniczym mężczyzną, który postanowił się jej oświadczyć? Na samą myśl mocno zgniótł list swojego byłego najlepszego przyjaciela w dłoni, a następnie cisnął nim przez cały pokój.
Czasami już naprawdę miał dosyć tajemnic Granger. Od rozmowy z Potterem non stop rozmyślał o jej tajemniczym omdleniu oraz coraz to częstszych wypadach za miasto. Wiedział, że nie miał prawa się o nic pytać. W końcu powinien zacząć respektować decyzje brunetki. Mimo to ciężko było mu zaakceptować fakt, że kobieta nie ufała mu w stu procentach. Coś w nim, jakaś nieznana dotąd siła pragnęła, by Gryfonka czuła w nim oparcie. Zamiast tego zdawało się, iż nie brała żadnych problemów na poważnie.
— Paniczu Malfoy! — głos Gwiazdki, domowego skrzata, przywrócił go do żywych. Odwrócił się gwałtownie, po czym zmierzył swoją poddaną wzrokiem. Skrzatka miała na sobie sukienkę oraz naszyjnik z rodem Malfoyów. Odrobinę zdziwił go ten widok, lecz postanowił zignorować ten fakt. Zamiast tego skinął w jej kierunku głową, dając znak, że wyraźnie słyszy każde słowo wypowiedziane w jego stronę.
— Paniczu Malfoy, jak dobrze, że panicz wrócił! Panicz nie wie, ile razy pan Genway próbował się z paniczem skontaktować! Gwiazdka próbowała wszystkiego, ale ten niewychowany mężczyzna naprawdę nie odpuszcza! — powiedziała wszystko na jednym wdechu, bojąc się przerwać chociażby na sekundę.
— Genway? — spytał, wyraźnie zaskoczony. Czego u licha prezes “Eliksirów na każdą rękę” szukał w jego domu? Owszem, powiedział Gwiazdce, by pod żadnym pozorem nie zdradzała jego miejsca zamieszkania oraz informowała go o nieproszonych gościach, lecz nigdy nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
— Pan Genway był bardzo niemiły! — wyrzuciła z siebie Gwiazdka — Ciągle pytał, gdzie panicz się podziewa i kiedy może się z paniczem skontaktować. Powiedział też, że w najgorszym wypadku zaglądnie do Pani Narcyzy! — Draco spojrzał na nią jak na wariatkę, po czym uniósł jedną brew do góry. Dlaczego, na Merlina, Albert mieszał do tego jego matkę? Czyżby były pracodawca nie był jednak taki święty? Nieraz słyszał przecież plotki, które posądzały go o śmierciożerstwo. Może w końcu czas przyjrzeć się temu bliżej?
— Przekaż natychmiast wiadomość do Genway’a, Gwiazdko. — odrzekł rzeczowym tonem — Czas w końcu rozliczyć się z przeszłością.
__________________________________________________________
Ulica Śmiertelnego Nokturnu od zawsze przyciągała samych złowieszczych czarodziei, którzy mieli na celu przysporzyć ministerstwu masę kłopotów. Paręnaście lat temu, Draco uwielbiał spędzać każdą wolną minutę swojego czasu właśnie tutaj. Teraz jednak wolał trzymać się z dala od tej dziury. Dlatego też nie pałał entuzjazmem, gdy Genway zaproponował to jakże urokliwe miejsce na spotkanie. Jeżeli jeszcze kilka tygodni temu był przekonany o niewinności swojego szefa, to teraz naprawdę miał ochotę zaśmiać się ze swej głupoty. Był w stu procentach pewny, iż dzisiejszy dzień jeszcze nie raz go zaskoczy. Ile by dał, by znów znaleźć się w ciepłym, przytulnym domu Granger.
Przekręcił wymownie oczami, gdy kolejna osoba przechodząca obok niego spojrzała na niego podejrzliwie. Biorąc pod uwagę jego przeszłość, nie dziwił się, iż każdy od razu posądzał go o złe czyny. Wręcz nie mógł się doczekać Pottera, który z pewnością złoży mu na dniach wizytę, dowiadując się o jego potajemnych schadzkach.
Gdy tylko usłyszał donośny huk teleportacji, poczuł, jak dawka adrenaliny rozchodzi się po jego ciele. Nie minęła nawet sekunda, a ujrzał osobę, której tak bardzo wyczekiwał.
— Genway — skinął głową w kierunku swojego towarzysza. Musiał przyznać, że Albert wyglądał naprawdę żałośnie. Nie chodziło tylko o przemoczoną czarną szatę czy siwe włosy... Ogromne sińce pod oczami, drżące dłonie oraz blada twarz utwierdzały go w przekonaniu, że jego były szef żyje w wiecznym stresie.
— Jestem niezwykle miło zaskoczony, iż zdołałeś znaleźć dla mnie czas, Malfoy — powiedział na przywitanie. Głos mężczyzny był niski i ochrypły, zupełnie, jakby złapała go jakaś porządna grypa. Nie tak zapamiętał przedstawiciela firmy.
— Miałem nadzieję, że wybierzesz przyjemniejsze miejsce — odparł, uśmiechając się przy tym ironicznie. Nie starał się nawet zachować odpowiedniego szacunku. Mimo upływu czasu doskonale pamiętał z jaką obojętnością Genway oświadczył go o tymczasowym zawieszeniu. Pod żadnym pozorem nie czuł się zobowiązany do bycia miłym.
— Widzisz, Draco, po twoim ostatnim włamaniu do mojej fabryki większość osób nie byłaby zachwycona, gdyby dowiedziała się o naszym spotkaniu — jego towarzysz westchnął teatralnie, czekając na jego reakcję.
Malfoy wzruszył leniwie ramionami, z całej siły próbując ukryć swoje zaskoczenie. Z jednej strony był pewien, iż czarodziej dowiedział się o jego potajemnej wizycie w Sheffield, choć nie zmieniało to faktu, iż nie był tym zbytnio uradowany. Wspomnienia Dołohowa rzucającego zaklęcia niewybaczalne w stronę Granger zaczęły powoli przyćmiewać mu rzeczywistość.
— Nigdy nie wątpiłem w to, że twoi towarzysze zdali ci pełną relację z tych wydarzeń — odpowiedział złośliwie. Było to dość ryzykowne zagranie, lecz nie miał innego wyjścia. Z całego serca pragnął dowiedzieć się prawdy. Jeżeli pracował tyle lat u boku wiernemu Czarnemu Panu śmierciożercy, chyba nigdy nie będzie w stanie tego sobie wybaczyć.
— Czasami życie nie pozostawia nam innych wyborów, niż zawierać układy z niewłaściwymi ludźmi. Kto jak kto, ale ty powinieneś to zrozumieć, Draco. — Nie był w stanie określić, czy ta odpowiedź spełniła jego oczekiwania. Musiał aczkolwiek przyznać, iż Genway był naprawdę tajemniczym człowiekiem. — Dlatego też chciałbym dać ci drugą szansę — zakończył po chwili przerwy.
— Jeżeli masz na myśli powrót do twojej wspaniałej firmy, to z przykrością odrzucam twoją propozycję.
Malfoy jeszcze nigdy w życiu nie był niczego tak pewny. Nawet gdyby Albert upadł przed nim na kolana, za Merlina nie wróciłby do tej dziury. Owszem, tęsknił za życiem biznesmena, wiecznymi spotkaniami oraz władzą, lecz w głębi duszy wiedział, iż godząc się na powrót do „Eliksirów na Każdą Rękę” straci wszystko, co powoli zaczynało dla niego znaczyć o wiele więcej niż ta zakłamana firma. Poza tym nie mógłby znieść widoku rozczarowanej Granger, która z całej siły walczyła, by zmienić go w dobrego człowieka.
Malfoy jeszcze nigdy w życiu nie był niczego tak pewny. Nawet gdyby Albert upadł przed nim na kolana, za Merlina nie wróciłby do tej dziury. Owszem, tęsknił za życiem biznesmena, wiecznymi spotkaniami oraz władzą, lecz w głębi duszy wiedział, iż godząc się na powrót do „Eliksirów na Każdą Rękę” straci wszystko, co powoli zaczynało dla niego znaczyć o wiele więcej niż ta zakłamana firma. Poza tym nie mógłby znieść widoku rozczarowanej Granger, która z całej siły walczyła, by zmienić go w dobrego człowieka.
— Nie bądź śmieszny. Nikt o zdrowym sumieniu nie przyjąłby cię z powrotem. Chciałbym zaproponować ci coś o wiele lepszego, a dokładniej powrót do starych nawyków. Lucjusz powitałby cię z otwartymi ramionami. Ufam, że podejmiesz właściwą decyzję, mój chłopcze.
Draco nie mógł powstrzymać prychnięcia, które mimowolnie wydobyło się z jego ust. Czyżby właśnie jego były szef zaproponował mu powrót do bycia Śmierciożercą?
— Widzę, że plotki okazały się prawdziwe. Nie myślałem jednak, że całe życie pracowałem dla tak zakłamanej szumowiny.
Ich konwersacja zaczęła nabierać coraz to dziwniejszego tonu. W dodatku ciemne chmury na niebie, zwiastujące burzę wcale nie poprawiały panującej wokół nich atmosfery. Na ulicy można było bowiem dostrzec już tylko kilka osób, które z zaciekawieniem przyglądały się dwójce czarodziejów.
Mimo to Malfoy jeszcze nigdy w życiu nie czuł się pewniej niż teraz. Był w stu procentach przekonany, iż za żadne skarby świata nie da się sprowokować Albertowi. Dopiero teraz powoli zdawał sobie sprawę, że naprawdę nie był zdolny do ponownego czynienia zła.
„Bo tak naprawdę, Malfoy, jesteś dobrym człowiekiem. Może nie idealnym i bez skazy, ale dobrym. Powinieneś sam zacząć w to wierzyć “ — przypomniał sobie słowa Granger, które tak dobrze oddawały jego sytuację. Powoli, lecz skutecznie zaczynał w nie wierzyć.
— A ja nie sądziłem, że tak łatwo dasz omotać się tej szlamie. Jesteś pewny, Draco, że ta mugolaczka jest z tobą szczera? — Albert doskonale wiedział, iż trafił w czuły punkt swojego towarzysza. Uśmiechnął się przebiegle, a następnie zaśmiał się pod nosem — Przemyśl moją propozycję. A w między czasie dowiedz się więcej o tajemniczych zniknięciach panny Granger, jeżeli to pomoże ci przejść na dobrą stronę. Liczę na ciebie. — dokończył, a w następnej chwili aportował się z głośnym trzaskiem, zostawiając po sobie jedynie dreszcz tajemniczości.
_________________________________________________________
Nie wiedział, kiedy nad Londynem rozszalała się tak gwałtowna, niespodziewana burza. Przemierzając kolejne dzielnice miał wrażenie, iż lodowate krople deszczu jeszcze bardziej napędzają jego gniew oraz rozkojarzenie. Potężny grzmot, który nagle przeszył niebo też nie ułatwiał sprawy.
Miał ochotę zaśmiać się z własnej głupoty. Jeszcze kilka godzin temu był pewny, iż listopad nie przyniesie mu już żadnych niespodzianek. Jakże grubo się mylił. Nie wiedział jak to możliwe, ale na samą myśl o spotkaniu ze swoim byłym szefem poczuł się jeszcze gorzej. Szok spowodowany odkryciem tajemnicy Genweya powoli mijał. Na jego miejscu jednak pojawiała się masa zagadek oraz jedno istotne pytanie. Czy naprawdę mógł ufać Granger?
Nigdy nie wątpił w jej intencje. Do dnia dzisiejszego wiedział, iż kobieta naprawdę chciała nauczyć go żyć. Z drugiej strony jednak, nie wiedział o niej praktycznie nic. Dlaczego tak właściwie powinien jej ufać? Bezradność oraz rozczarowanie ogarnęły całe jego ciało.
Delektował się każdą chwilą spędzoną z Granger. Powoli zaczął sobie zdawać sprawę, że to właśnie przy niej naprawdę czuł się wolny. Nie mieli zbyt ciekawej przeszłości, to fakt. Malfoy wiedział jednak, że szczenięce lata mają już dawno za sobą. Nawet sam Potter zdążył zaakceptować fakt, iż zamieszkał w domu byłej Gryfonki. Dlaczego więc ta kobieta uparcie chciała zachować wszystkie swoje sekrety dla siebie? A co najważniejsze — dlaczego on, Draco Malfoy tak bardzo pragnął, by Granger podzieliła się z nim wszystkim, co tak naprawdę ją dręczyło?
Nigdy nie był emocjonalny. Zawsze udawało mu się odłożyć wszystkie uczucia na bok. Pozwolił, by pustka ogarnęła jego życie, tym samym nie dopuszczając do siebie żadnej osoby z zewnątrz. Teraz jednak miał wrażenie, że wszystko powoli do niego wraca. Ból, związany z jego służbą jako Śmierciożerca, rozczarowanie w związku z utratą najlepszego przyjaciela i kobiety, która miała towarzyszyć mu do końca życia oraz to nieznane, dziwne uczucie, pojawiające się z każdym razem, gdy tylko myślał o Granger. Nie wiedział już co lepsze. Żyć w swoim dawnym, zakłamanym świecie, czy też dać porwać się nowym doznaniom?
Poczuł wielką ulgę, gdy w końcu stanął przed drzwiami domu Gryfonki. Z całej siły próbując odgonić od siebie męczące myśli, pociągnął za klamkę, a następnie wszedł do środka. Pierwsze co zarejestrował to głośne szczekanie Smoka, któremu nigdy nie brakowało energii. Uśmiechnął się pod nosem, głaszcząc szczeniaka, a następnie udał się w kierunku salonu. Był w stu procentach pewny, iż zastanie w nim czekającą na niego Gryfonkę.
NIe pomylił się zbytnio. Nie minęła nawet chwila, gdy brunetka o mało co nie wpadła wprost w jego ramiona. Najwyraźniej usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i postanowiła wyjść mu naprzeciw.
— Uważaj, Granger — mruknął w jej kierunku na powitanie. Nie było go stać na nic więcej. Słowa Genway’a cały czas huczały mu w głowie, przez co naprawdę trudno było mu się skoncentrować na czymś innym.
Hermiona zmierzyła go dość krytycznym spojrzeniem, a następnie uśmiechnęła się ciepło.
— Wyglądasz okropnie, Malfoy — stwierdziła po czym jednym machnięciem różdżki wysuszyła jego ubrania. Poczuł błogą ulgę, gdy ogarnęło go przyjemne ciepło. Skinął głową, na znak podzięki, próbując zachować przy tym odpowiednią ilość obojętności.
— Wszystko w porządku? — Wiedział, że nie będzie umiał zachować się jak należy. Był jednak pod wielkim wrażeniem, iż Granger bez problemu rozpoznała jego beznadziejny humor.
Zamilkł na chwilę, próbując dokładnie sformułować swoją następną wypowiedź. Stojąc w przytulnym salonie oraz słysząc łagodną muzykę wydobywającą się z gramofonu, doprawdy trudno było mu przerwać tą przyjemną atmosferę.
— Gdzie byłaś, Granger? — zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Wiedział, że to nie jego sprawa. Niestety jednak, nieznane uczucie w jego klatce piersiowej za wszelką cenę pragnęło dowiedzieć się prawdy. Chciał, by jego były wróg w pełni mu zaufał.
Doskonale zauważył, jak brunetka gwałtownie nabiera powietrza. Pierwszy raz mógł wyczuć wzbierającą się w niej panikę. Przez dość krótki moment miał ochotę roześmiać się głośno z danej sytuacji. Ufał jej, lecz naprawdę zasługiwał na chociażby odrobinę szczerości.
— Już ci mówiłam, Draco — odpowiedziała pewnie, rumieniąc się przy tym lekko. Nawet głupi zauważyłby, iż kobieta bała się zbliżającej się rozmowy.
— Kłamiesz — stwierdził, przybliżając się do niej gwałtownie. Ta czynność jednak nie zawierała w sobie żadnej złości. Owszem, był wściekły, lecz już dawno zrozumiał, że ataki agresji w żadnym wypadku nie pomogą. Zamiast tego zebrał w sobie całą swoją odwagę, a następnie chwycił ją za rękę.
— Cały czas powtarzasz mi, żebym uwierzył, że jestem dobrym człowiekiem. Dlaczego więc boisz mi się zaufać? — Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że jego towarzyszka była niesamowicie tajemniczą i skrytą osobą. Pragnął dać jej poczucie bezpieczeństwa oraz wsparcia, o którym widocznie zapomniała. Miał dziwne wrażenie, iż Granger potrzebowała pomocy, zarówno jak i on.
Kobieta westchnęła ciężko, a następnie uwolniła się z jego uścisku.
— Poczekaj tu chwilę — szepnęła, a następnie udała się w kierunku swojej sypialni. Spojrzał na nią zaskoczony, lecz zachował zbędny komentarz dla siebie.
Nie minęła nawet sekunda, gdy ponownie pojawiła się z salonie, trzymając w ręce bordowy szalik.
— Mam dla ciebie propozycję, Malfoy — zaczęła cicho. — Chciałabym, byś nauczył się ufać mi, nawet w najgorszej sytuacji. Jeżeli uda ci się mnie znaleźć z zawiązanymi oczami, odpowiem na twoje pytania. A przynajmniej postaram się udzielić ci dość przyzwoitej odpowiedzi. Co ty na to?
Były Ślizgon popatrzył na nią jak na wariatkę. Naprawdę nie miał pojęcia, jak można wpaść na tak durny pomysł. Nie byłby sobą, gdyby nie przekręcił wymownie oczami. Był pewien, iż udało mu się przywyknąć do dziwnych nawyków Granger, lecz ta za każdym razem szokowała go jeszcze bardziej.
Uniósł jedną brew do góry a następnie spojrzał w stronę swojej towarzyszki, która wpatrywała się w niego wyczekująco. Wiedział, że to jego jedyna szansa na zdobycie zaufania Gryfonki. Westchnął głęboko i pozbywając się resztek swojej godności, odparł:
— Do diabła z tobą, Granger. Niech ci będzie.
_____________________________________________________________
Czuł się jak totalny kretyn. Nie dość, iż był pozbawiony jakiejkolwiek widoczności, to w dodatku śmiech Granger doprowadzał go do szału. Czasami naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego godził się na takie upokorzenia z jej strony.
Od ponad dziesięciu minut błądził po mieszkaniu brunetki, raz po raz wpadając na stojące wokół niego rzeczy. Przeklął siarczyście, gdy zderzył się z kolejną przeszkodą.
— Czy mogę w końcu zdjąć to cholerstwo? — zapytał poirytowany, ciągnąc gwałtownie za materiał. Niestety czary byłej Gryfonki działały bez zarzutu. Bordowy szalik na jego oczach nie drgnął ani trochę. Zamiast tego poczuł słodki zapach perfum, który tak bardzo przypominał mu o jego towarzyszce.
— Nie poddawaj się tak łatwo — odparła, tym samym zdradzając swoją pozycję. Malfoy doskonale zdawał sobie sprawę, iż kobieta po prostu ułatwiała mu wygraną, lecz postanowił odrzucić od siebie zbędną dumę i gwałtownie zmienił kierunek, w stronę Hermiony.
Niestety jednak, los nie był dla niego zbyt łaskawy i chwilę później nadepnął przypadkowo na ogon Smoka, który szczeknął oburzony i ugryzł lekko swojego pana w nogę. Draco syknął, a następnie po raz kolejny prawie stracił równowagę.
— Niech cię szlag, Granger — warknął, powoli tracąc cierpliwość.
W odpowiedzi usłyszał tylko cichy śmiech z drugiego końca pokoju. Tym razem postanowił zaryzykować i ufając swoim instynktom ruszył w zawrotnym tempie ku brunetce. Bez problemu usłyszał jej kroki, świadczące o desperackiej ucieczce, lecz na jego szczęście był zdecydowanie szybszy od byłej Gryfonki. Dzięki swoim zdolnością nabytych jako Ścigający, wyciągnął rękę przed siebie w nadziei, iż zetknie się ze swoją zdobyczą.
O dziwo, udało mu się złapać kobietę za łokieć.
— Mam cię! — krzyknął uradowany, a następnie pod wpływem emocji przyciągnął ją do siebie.
Nie mógł zobaczyć jej twarzy, lecz miał wrażenie, iż jeszcze nigdy nie byli ze sobą tak blisko. Jego serce, ponownie przyspieszyło bicie, a słysząc płytki, zmęczony oddech brunetki, powoli naprawdę nie mógł powstrzymać swojego zafascynowania tą kobietą.
— Gratuluję — odparła dość ochrypłym głosem tuż nad jego uchem. Nie zdając sobie sprawy ze swoich czynów, zacisnął szczękę, by opanować pożądanie, które z każdym momentem rosło coraz bardziej.
— Pozwolisz mi w końcu zdjąć to cholerstwo? — spytał szeptem, delikatnie przyciągając ją do siebie. Może i był ślepy, lecz to jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, iż Granger nie była obojętna na jego bliskość.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy poczuł, jak dłonie Gryfonki powoli lądują na trzydniowym zaroście, a następnie wędrują w kierunku szalika.
Każdy jej dotyk działał na niego pobudzająco. Smok w jego klatce piersiowej ryknął z zadowolenia, a nieznane ciepło, które tak niedawno czuł podczas ich wspólnej nocy, znowu wesoło łaskotało go w brzuchu.
W tym momencie zdał sobie sprawę, że nawet Genway nie był w stanie przekonać go o złych zamiarach kobiety. Ufał jej i wiedział, że dzięki niej odżył. Nie będzie wymuszał od niej, by opowiedziała mu o swoich sekretach. Może i był Malfoyem, lecz powoli uczył się, iż zaufanie oraz wsparcie przychodzi z czasem. Był jednak pewny, czego tak naprawdę pragnie.
Hermiona zdjęła łagodnie szalik z jego twarzy, a gdy w końcu ich spojrzenia zetknęły się ze sobą, odparł.
— NIe chcę żadnych odpowiedzi, Granger. Chcę ciebie. — nie czekając na odpowiedź, tak po prostu, zapominając o latach nienawiści oraz dzielących ich różnicach, złożył na jej ustach pocałunek. Pocałunek, który miał zapewnić im początek ich pięknej, a jakże skomplikowanej przygody.
_______________________________________________________
Witam :) Mam nadzieję, że wszystkim notka przypadła do gustu. Następne rozdziały postaram się dodać jak najszybciej, biorąc pod uwagę, że powoli zbliżamy się do tych najważniejszych.
Jestem szczerze ciekawa waszych odczuć i zachęcam do komentowania :)