Draco jeszcze nigdy nie cieszył się tak bardzo z ponurej, deszczowej londyńskiej pogody, która towarzyszyła mu praktycznie codziennie podczas spotkań w pracy czy też podczas zwykłego siedzenia przy biurku. Teraz, gdy krople deszczu spadały na jego twarz i ubranie, nie mógł się nie uśmiechnąć.
Mimo wydarzeń sprzed kilku godzin poczuł się przez chwilę zupełnie wolny. W końcu pozbył się tej psychopatki Granger, a droga do domu na piechotę wydawała się być dobrym pomysłem na przemyślenie kilku ważnych spraw.
Po chwili zadumy ruszył energicznym krokiem przed siebie, kierując się w stronę Kensington. Oczywiście jego ruchy stały się dość nieskoordynowane i chaotyczne po wypadku, który miał miejsce zaledwie kilka godzin temu, lecz wolał znosić pewnego rodzaju męczący ból, niż siedzieć u tej wariatki.
Prychnął głośno, przypominając sobie jej zaciętość oraz uroczy uśmiech, gdy w spokoju informowała go o tak bardzo nietypowej propozycji. A zresztą jak ona to sobie wyobrażała? On, Draco Malfoy, miał rzucić wszystko — pracę, dom, kobietę, z którą miał spędzić życie, by zamieszkać ze swoim wrogiem? Z Granger? Na cały miesiąc? Owszem, była atrakcyjna, i to bardzo, biorąc pod uwagę jej dziwnie krótkie włosy, ale on nie oszalał jeszcze na tyle, by się zgodzić. Miała na niego haka, który mógł zniszczyć mu życie — to prawda — ale wolał znosić upokorzenia Proroka Codziennego, niż oddać się we władania Granger.
— Widzę, jakim stałeś się człowiekiem, Draco — powiedziała wtedy, dokładnie obserwując jego reakcję. — Moja propozycja jest prosta. Zamieszkaj ze mną na miesiąc, calutki listopad, a ja nauczę cię, jak kochać życie — dokończyła.
Na początku naprawdę myślał, że z niego kpi. Bo jak to? Dziewczyna, a właściwie dorosła kobieta, której zatruwał życie od szkolnych lat wiecznym upokarzaniem i drwinami, chciała, by spędził z nią trzydzieści dni? Nie rozumiał tego i chyba nie chciał zrozumieć. Nie pasował do jej świata, do bohaterskich czynów, heroicznych przyjaciół oraz stylu życia.
Nigdy nie zastanawiał się, czy tak naprawdę jest zadowolony ze swoich sukcesów i związku, w którym się znajdował. Brakowało mu czasu na rozmyślanie nad sensem jego egzystencji. Czas to pieniądz, a on miał zamiar zarobić tyle galeonów, ile tylko się dało. Szczęście oraz prawdziwa rodzina? To wszystko nie miało dla niego większego znaczenia. Mimo to słowa Granger odrobinę go ruszyły. Kochać życie? O czym ona w ogóle mówiła? Przecież wszystko układało się wręcz perfekcyjnie. Oczywiście stracił pracę, ale nie wątpił w swoje umiejętności. Za kilka dni szef będzie błagał go o powrót do firmy, był tego pewny.
Zresztą nikt na jego miejscu nie przejmowałby się pustymi słowami głupiej Gryfonki, która najwyraźniej traciła kontakt z rzeczywistością przez nadmiar pieniędzy oraz sławy.
Naprawdę chciał zapomnieć o tym całym zajściu i wrócić do normalności. Liczył na to, że gdy tylko przekroczy próg swojego domu, będzie w stanie zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Brak samochodu wytłumaczy dużym spożyciem alkoholu, a jego fatalny stan fizyczny — bójką z Weasleyem.
Zaśmiał się ironicznie ze swoich własnych myśli. Zawsze na każdą okazję udawało mu się znaleźć perfekcyjną wymówkę. Tak naprawdę jednak rzadko kiedy musiał się tłumaczyć przed Astorią. Kobieta nigdy nie zadawała zbędnych pytań ani nie przejmowała się nieobecnością swojego narzeczonego, co bardzo mu odpowiadało. Wolał spędzać każdą wolną chwilę w biurze, pracując nad nowymi projektami, niż słuchać jej ględzenia. Tylko jeden jedyny raz, podczas ich kilkuletniego związku, mógł odczuć złość byłej Ślizgonki.
Państwo Greengrass rzadko kiedy pojawiali się w Londynie. Ich małżeństwo okazało się bardzo zgodne oraz niezaprzeczalnie udane. Nigdy nie kłócili się o drobnostki i wspólnie postanowili zwiedzać świat. Ich wizyta w Londynie była dla Astorii jak święta Bożego Narodzenia.
Draco doskonale pamiętał jej euforię i prośby, by w ten dzień wziął sobie wolne w pracy. Oczywiście rozumiał okoliczności, lecz akurat wtedy musiał załatwić sprawę dla samego dyrektora firmy. Nie mógł nic poradzić na to, że przywiezienie kilkunastu drogocennych minerałów z Dubaju było ważniejsze niż głupie rodzinne spotkanie. Przecież poza jego czterogodzinnym spóźnieniem nic nie przegapił. Kompletnie nie umiał zrozumieć złości swojej narzeczonej, gdy ta wzburzona jego zachowaniem wyprowadziła się na kilka dni. O dziwo, od tamtego wydarzenia nie pokłócili się ani razu. Ona w pełni akceptowała jego pracowitość, a on pozwalał jej na wszystkie zachcianki.
Prychnął pod nosem, skręcając w ostatnią uliczkę w lewo. Niebo było przejrzyste, a księżyc wydawał się świecić zdecydowanie jaśniej niż słońce, które za dnia ledwo co przebijało się przez ciemne chmury. Dreszcze przeszły go po całym ciele w wyniku powiewu zimnego, jesiennego powietrza. Pierwszy dzień listopada zapowiadał nadchodzącą mroźną zimę.
Na wspomnienie tego parszywego miesiąca automatycznie jego myśli
ponownie zeszły na tor Granger.
„Może miała rację?" — przeszło mu przez głowę. — „Może wszystko jest tylko udawane?"
I znów powoli zaczęła się w nim wzbierać wściekłość. Ta mugolaczka działała mu na nerwy jeszcze bardziej niż za szkolnych lat. Tak jak zawsze musiała się mieszać w nie swoje sprawy. Tym razem jednak prawie udało jej się go sprowokować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie mógł sobie na to pozwolić. Nie był już gówniarzem i musiał nad sobą panować.
Odetchnął z ulgą, gdy w końcu ujrzał swoją willę. Szybkim ruchem różdżki zrzucił zaklęcia ochronne przeciwko mugolom i energicznie przekroczył próg domu.
O dziwo, przywitała go cisza. Nigdzie nie słyszał krzątającej się Astorii czy też skrzeczącego głosu Gwiazdki — ich rodzinnego skrzata domowego. Całe pomieszczenie wydawało się puste oraz dziwnie martwe.
Uniósł lekko jedną brew, by następnie skierować się w kierunku piwnicy, gdzie trzymał cały swój alkohol. Może i samotność zaczęła mu odrobinę doskwierać, lecz nie miał zamiaru się tym przejmować. Zamiast tego wolał wyciągnąć stary zapas dobrej Ognistej Whisky, którą ojciec podarował mu na siedemnaste urodziny. Uznał, że to idealna okazja na wypicie starego trunku. W końcu nic nie układało się po jego myśli, a słowa Granger dalej dudniły mu w głowie.
Gdy chwilę później płyn wylądował w jego gardle, od razu poczuł się zdecydowanie lepiej. To była ciężka noc i naprawdę potrzebował spokoju, by posortować wszystkie męczące go wątpliwości.
Jego piwnica była przeznaczona właśnie do takich celów. Wielki stół bilardowy na samym środku pomieszczenia oraz barek, znajdujący się tuż za wygodnym fotelem, nadawały temu miejscu pewnej tajemniczości oraz prywatności. Nigdy nie pozwalał, by ktokolwiek przekroczył próg jego królestwa. Nawet Teodor Nott czy Zabini nie mieli tutaj wstępu.
Uśmiechnął się do siebie, usadawiając się na kanapie. Odchylił głowę do tyłu i przymrużył lekko oczy, delektując się ciszą. Nadmiar wydarzeń oraz pozostałe obrażenia po niefortunnym wypadku zaczęły dawać o sobie znać. Poczuł, jak powoli oddaje się we władania Morfeusza. Udało mu się jeszcze przywołać twarz Granger, zanim całkowicie odpłynął.
____________________________________________________
Obudziły go głośny śmiech oraz dźwięki muzyki wydobywające się z kuchni. Powoli otworzył oczy, przeklinając pod nosem. Miał wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje z bólu. Był pewny, że Astoria postanowiła zaprosić swoje durne koleżaneczki na plotki. Miał ochotę wyć z rozpaczy. Czy ta kobieta nie potrafiła spędzić chociaż jednego dnia w samotności?
Westchnął głośno, po czym leniwie podniósł się z kanapy. Na chwilę stracił równowagę, czując resztki alkoholu znajdujące się jeszcze w jego krwiobiegu. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak paskudnie musiał wyglądać. Jego markowy garnitur był cały wygnieciony, a włosy, za dnia ułożone w artystyczny nieład, teraz kleiły się od potu.
Potrzebował zimnego prysznica, i to zaraz. Najpierw jednak postanowił zajrzeć do kuchni, by znaleźć coś do picia. Normalnie poprosiłby o to Gwiazdkę, lecz teraz miał ochotę zrobić coś sam, bez niczyjej pomocy. Poza tym chciał poinformować Astorię o ostatnich wydarzeniach. Może i była dość męcząca, lecz zawsze starał się być z nią szczery, nawet jeśli prawda miała okazać się okropna.
Po chwili namysłu wspiął się powoli po schodach, a następnie, przeszedłszy przez salon, otworzył szklane drzwi prowadzące do kuchni.
Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, był nieład, zużyte szklanki od wina oraz zgaszone cygaro, które zdradzało obecność innego mężczyzny w domu. Jak na potwierdzenie tych myśli jego wzrok powędrował na leżącą na ziemi czarną marynarkę. Lekka, przyjemna muzyka wydobywająca się ze starego rodzinnego gramofonu zdawała się w ogóle nie pasować do danej sytuacji. Czuł, jak serce powoli przyspiesza bicie, a umysł podpowiada mu odpowiedź. Uniósł jedną brew i dopiero po chwili spojrzał w stronę barku kuchennego, przy którym, jak gdyby nigdy nic, siedziała jego narzeczona ubrana tylko i wyłącznie w zieloną koszulę. Była odwrócona do niego tyłem, przez co zasłaniała mu widok na osobę tuż przed nią.
— Astoria? — spytał, siląc się na cierpliwość. Jego głos jednak zdradzał wściekłość, która z każdą sekundą tylko wzrastała.
Kobieta odwróciła się gwałtownie w jego stronę z widocznym przerażeniem w oczach. Nie miał jednak ochoty czekać na jej odpowiedź. Szybkim ruchem wyciągnął swoją różdżkę i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, rzucił Drętwotę na osobnika siedzącego tuż przy Greengrass, który z hukiem runął na podłogę.
— Nie! — krzyknęła była Ślizgonka, próbując zasłonić twarz swojego kochanka.
Draco zaśmiał się sztucznie i lekko odepchnął ją od mężczyzny. Niecałą sekundę później stanął jak wryty, nie mogąc uwierzyć w swojego własnego pecha. Jego myśli przypominały teraz jeden wielki chaos, którego nie potrafił uporządkować.
— Zabini? — wykrztusił, cofając się jeden krok. Mimo swojego zimnego podejścia do spraw uczuciowych poczuł się, jakby ktoś wyrwał mu serce wprost z klatki piersiowej. Powoli zaczęło mu szumieć w głowie. Przez chwilę wydawało mu się, że znowu jest siedemnastoletnim gówniarzem, który musi zadać ból niewinnemu mugolakowi.
— Błagam cię, Draco, uspokój się! — (Była) narzeczona stanęła między nim a jego ofiarą, próbując załagodzić sytuację.
— Jak mogłaś mi to zrobić? — warknął w jej stronę. Nie chodziło mu o zdradę. Od dłuższego czasu wiedział, iż kobieta ma kogoś na boku, lecz starał się to ignorować. Próbował wmówić sobie, że to przelotny romans spowodowany chwilą załamania lub samotności. Nie sądził jednak, że będzie w stanie odebrać mu wszystko z tak bolesnym skutkiem.
Przyjaźnił się z Blaise'em od pierwszej klasy i nigdy w życiu nie mieli poważnej kłótni. Zawsze wspierali się, jak tylko mogli, mimo że ich przyjaźń czasami była wystawiona na próbę. Draco doskonale wiedział, iż może liczyć na niego w każdej sytuacji.
Teraz jednak czuł, że miarka się przebrała. Może i nie był idealnym przyjacielem, ale nigdy nie ukradłby dziewczyny swojemu najlepszemu kumplowi.
— Już dawno przestałam na ciebie czekać. — Astoria uniosła dumnie podbródek. — Teraz w pełni możesz poświęcić się pracy — dodała drwiąco.
Trzy wdechy. Tyle potrzebował, by całkowicie nie stracić nad sobą panowania. Adrenalina krążyła mu w żyłach, lecz doskonale wiedział, iż nie może sprawić kolejnych kłopotów. Nawet jeśli jego narzeczona okazała się największą zdzirą, jaką kiedykolwiek spotkał. Dał jej wszystko.
Wszystko oprócz miłości.
— Wynoś się — zdołał w końcu z siebie wykrztusić. Jednym ruchem odwrócił działanie zaklęcia, by Zabini mógł ponownie poruszać swoim ciałem. — Ciebie to się też tyczy — dodał. Nie mógł dłużej na niego patrzeć.
Zdrada przyjaciela bolała go bardziej niż utrata Greengrass. To właśnie on wspierał go, gdy na szóstym roku ledwo co udało mu się naprawić Szafkę Zniknięć. Inni nawet nie przypuszczali, że coś jest z nim nie tak. Tylko Blaise znał go na tyle dobrze, by zrozumieć powagę sytuacji. Niestety teraz Draco miał wrażenie, że stoi przed nim zupełnie inny człowiek. Patrząc w oczy swojemu najlepszemu przyjacielowi, nie zauważył w nich nic, co zdradzałoby jego skruchę.
— Skłamałbym, gdybym powiedział, że mi przykro, stary. — Słowa Diabła zdawały docierać się do niego jak przez mgłę. Malfoy czuł płynącą w jego żyłach agresję, której nie miał jak się wyzbyć.
Niewiele myśląc, zamachnął się gwałtownie i uderzył mulata z całej siły. Usłyszał odgłos łamanej szczęki. Astoria krzyknęła z przerażenia, lecz nawet nie próbowała podejść w stronę Dracona. Oczywiście wiedział, jak bardzo musiał być przerażający w tym momencie, lecz mało go to obchodziło. Musiał odreagować, musiał wyzbyć się zbędnych uczuć oraz złości, która ostatnimi czasy niszczyła wszystko, na czym mu kiedykolwiek zależało.
— Nie chcę was tu wiedzieć — wycedził ponownie, próbując nie zwracać uwagi na jęki Zabiniego. Malfoy nie miał w sobie ani krzty poczucia winy czy też wyrzutów sumienia. To przecież oni zawinili. To oni sprawili, że stracił tak wiele w zaledwie kilka sekund. A zresztą... Nie potrzebował ich w swoim życiu.
„Granger jednak miała rację" — pomyślał, przypominając sobie słowa byłej Gryfonki.
Prychnął pod nosem, a następnie, nie zwracając uwagi na resztę „domowników", deportował się z głośnym trzaskiem.
___________________________________________________
Nie mógł spać. Cholerne myśli cały czas kłębiły mu się w głowie, a w dodatku burza panująca na dworze jeszcze bardziej doprowadzała go do szaleństwa. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić, by uspokoić zszarpane nerwy. Od kilku godzin próbował przekonać swojego byłego szefa, by ponowne przyjął go do firmy, pisząc trzystronicowy list na temat nowo potrzebnych zasobów, które miały ułatwić pracę nad eliksirami. Przesiedziawszy przy biurku prawie całe popołudnie, naprawdę spodziewał się czegoś więcej niż krótkiej odpowiedzi, iż firma na obecną chwilę nie jest zainteresowana dalszą współpracą.
Trudno mu było uwierzyć we własnego pecha, który ostatnio go prześladował. W dodatku przez tę jędzę Astorię musiał zamieszkać przez pewien okres w Malfoy Manor, by kobieta zdążyła wywieźć swoje paskudne rzeczy z dala od jego domu.
Dawno tutaj nie był, lecz miejsce zdawało się zachować swój mroczny urok. Gdziekolwiek się odwrócił, prześladowały go wspomnienia tortur. Czasami miał wrażenie, że słyszy głos Czarnego Pana, który ponownie wydaje egzekucje na swoich własnych poddanych. Powoli doprowadzało go to do szału.
Westchnął głęboko, po czym wstał z wygodnego fotela, który kiedyś należał do Lucjusza Malfoya, i udał się do salonu, by tam w spokoju móc odprężyć się przy dobrej lekturze. Czuł się dziwnie, mając tyle wolnego czasu. O tej porze zazwyczaj pił swoją drugą kawę i dyskutował na temat dalszych poczynań firmy. Teraz jednak jedyne, co mógł zrobić, to zacząć szukać jakiegoś sensownego zajęcia.
Jakież było jego zdziwienie, gdy po dotarciu do salonu, zobaczył wielkie czarne pudło z piękną czerwoną kokardką u samej góry.
— Co do licha? — mruknął do siebie, podchodząc odrobinę bliżej.
Instynktownie sięgnął po różdżkę, spodziewając się najgorszego. Może byli śmierciożercy chcieli przypomnieć mu o swojej obecności? W końcu, z tego co pamiętał, ostatnio kilkoro z nich próbowało reaktywować działalność Czarnego Pana. Na pierwszy rzut oka pudło wcale nie wyglądało na obiekt przesiąknięty czarną magią. Wręcz przeciwnie, wydawało mu się, że pochodziło z mugolskiego świata.
Po rozważeniu obu możliwości wziął głęboki oddech, po czym wyszeptał zaklęcie Alohomora, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Prawie wrzasnął z przerażenia, gdy coś o wyglądzie czarnej kuli wystrzeliło w jego stronę, zwalając go z nóg. Dopiero, gdy nieznana istota zaczęła obwąchiwać go wilgotnym nosem, zrozumiał, że ma do czynienia z najzwyklejszym psiakiem rasy husky. Miał ochotę zaśmiać się ze swoich myśli oraz podejrzeń. Z drugiej strony jednak, kto, do jasnej cholery, był na tyle lekkomyślny, by zrobić mu taki prezent?
Spojrzał na szczeniaka, nie ukrywając swojego zdziwienia. Chwilę później zorientował się, że zwierzę ma przyczepiony do obroży liścik. Draco nawet przez moment nie zawahał się z odczytaniem treści wiadomości.
— Mam nadzieję, że Smok dotrzyma ci towarzystwa i pomoże w podjęciu decyzji — przeczytał na głos. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnął się do siebie. Propozycja Granger nagle przestała wydawać się mu taka głupia.
_______________________________________________________________
Od autorki :
Drugi rozdział za nami :) Chciałabym wam tylko serdecznie podziękować za komentarze, które tak przyjemnie mi się czyta :)
Do napisana!
Świetnie się czytało ten rozdział ;) Zabini zdrajaca... Tak mi szkoda Draco. Ale przynajmniej koniec z Astorią, zawsze jakieś pozytywy. Teraz tylko czekać co się stanie, kiedy Malfoy przystanie na propozycję Hermiony. Pozdrawiam i oczywiście weny życzę :)
OdpowiedzUsuńDo pisania marsz! :D już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D mam nadzieję że pojawi się dość szybko :D
OdpowiedzUsuńKażdy rozdział przypomina scenę z jakiegoś filmu (wiem, że wzorujesz się na filmie, ale nie o to chodzi) - z łatwością potrafię sobie wyobrazić każdy obraz, opis, ruch, słowo. Wszystko jest takie dynamiczne, żywe - po prostu brawo!
OdpowiedzUsuńJedyne, do czego mogę się przyczepić, to interpunkcja, która się tu jeszcze bardziej uwidoczniła. Jest też parę literówek, więc spróbuj wrócić do tekstu i wyszukać te niedopatrzenia.
Lecę dalej :*
Jeju, Twoje opisy są mistrzowskie. Widać, że pisanie przychodzi Ci z lekkością. Akcja ani trochę się nie dłuży. Fajnie wplatasz wydarzenia z filmu. Dobrze, że nigdy nie oglądnęłam tego filmu do końca i nie wiem, jakie dokładnie będzie zakończenie. Wpadłaś naprawdę na fajny pomysł, aby połączyć ze sobą elementy. Żal mi Dracona, w tak krótkim czasie stracił pracę, przyjaciela i narzeczoną. Nigdy bym nie przypuszczała, że Zabini mógł tak go potraktować, ale chyba Draco nie miał czasu także i na przyjaźń z mulatem...Przykre. Śmieszy mnie to w jakich kategoriach Malfoy myśli o Granger; psychopatka, wariatka itd. W sumie jej propozycja jest nietypowa i nawet ryzykowna, ale nie mogę się doczekać aż Draco ją przyjmie. :D Pudełko ze szczeniakiem pojawiło się chyba w odpowiednim momencie, a Draconowi chyba przypadł do gustu prezent. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
N.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Astoria i Zabini?
OdpowiedzUsuńO rety trochę mnie zaskoczyłaś że tego się nie spodziewałam.
Zawsze uważałam że są przyjaciółmi idealnymi a tu taka niespodzianka.
Podoba mi się ten pomysł i to jak pokazałaś emocje Dracona.
Wszystko co się z nim dzieje.
Nie spodziewałam się takiego połączenia.
Uwielbiam z każdym rozdziałem coraz bardziej.
Gdybyś widziała te wypieki na mojej twarzy kiedy czytam kolejny rozdział!
pozdrawiam serdecznie.